Premier League. Tottenham wierzy w wychowanków, Arsenal w kontrataki

Coraz lepsza forma, coraz lepsze zdrowie, coraz lepsze wyniki, a w związku z tym coraz lepsze nastroje w obu obozach - o tym, że derby północnego Londynu dawno nie zapowiadały się równie ekscytująco, pisze Michał Okoński, dziennikarz "Tygodnika Powszechnego", autor bloga "Futbol jest okrutny" i komentator Sport.pl.

Arsenal powinien zacząć od pobudki. Mecz przypada w porze południowej, dla Kanonierów feralnej, zważywszy że ubiegłoroczne pogromy - 3:6 z rąk MC, 0:6 od Chelsea i 1:5 od Liverpoolu - przypadały właśnie w godzinach lunchu (w tym sezonie, grając o 12.45 czasu Greenwich, zremisowali z MC i wygrali 1:0 z West Bromwich). W jednej z licznych przedmeczowych zapowiedzi angielskiej prasy, poświęconej derbom północnego Londynu, zupełnie serio postawiono w tym kontekście pytanie, czy aby wszystko jest w porządku z organizacją przez Arsenal wieczorów poprzedzających ważne mecze.

Arsenal: głębiej i z kontry

Widać, że poza tym dziennikarze nie mają się do czego przyczepić (no, może jeszcze do kolejnego w kadrze Kanonierów palacza, Jacka Wilshere'a, sfotografowanego niedawno z fajką wodną - ale Anglik, od kilkunastu tygodni kontuzjowany, z Tottenhamem nie zagra). Arsenal, od przegranego 0:2 noworocznego meczu z Southamptonem (ostatniego skądinąd w Premier League z Wojciechem Szczęsnym w składzie - Polak wrócił jeszcze na mecz Pucharu Anglii z Brighton), wygrał pięć spotkań z rzędu, w czterech meczach ekstraklasy nie tracąc ani jednej i strzelając aż dwanaście bramek. Był wśród tych zwycięstw sensacyjny triumf na Etihad (sukcesy podczas zmagań z drużynami pierwszej czwórki stanowiły podczas ostatnich sezonów Arsenalu rzadkość), było też rozgromienie u siebie Aston Villi 5:0. Drużyna odzyskała formę: od pewnego, choć wciąż serio nieprzetestowanego Davida Ospiny, o którym Arsene Wenger mówi, że wcale nie został jeszcze pierwszym bramkarzem, przez grających przed nim stoperów Koscielny - Mertesacker i komplementowanego zwłaszcza po występie z Aston Villą młodego prawego obrońcę Hectora Bellerina, po innego niespodziewanego bohatera ostatnich tygodni - defensywnego pomocnika Francisa Coquelina. 24-letni Francuz przez kilka sezonów tułał się po wypożyczeniach, nie zrobił kariery w Lorient i Freiburgu, a ostatnio grał w drugoligowym Charltonie, skąd ściągnięto go do macierzystego klubu w związku z plagą kontuzji - ale po powrocie wykorzystał szansę jeszcze lepiej niż Ospina. O ile piętą achillesową Kanonierów był zawsze brak asekuracji (i Arteta, i Wilshere, i Ramsey, i nawet Flamini dawali się zaskakiwać w trakcie błyskawicznych kontr rywala), Coquelin nie zapomina o swoich podstawowych obowiązkach - od biegania pod bramkę przeciwnika są Aaron Ramsey czy Santi Cazorla.

W ogóle możliwości, jakie ma dziś w drugiej linii Arsene Wenger, są imponujące. W życiowej formie znalazł się wspomniany Cazorla, przesunięty ze skrzydła do środka boiska, a podczas meczu Pucharu Anglii z Brightonem zachwycił rezerwowy zwykle Tomas Rosicky. Triumfu nad Aston Villą nie byłoby, gdyby nie cudowna asysta i gol Mesuta Ozila; w ostatnich meczach bramki zaczął strzelać także - podobnie jak Niemiec powrócony po długim leczeniu - Theo Walcott (skądinąd etatowy niemal pogromca Tottenhamu: w trakcie sześciu ostatnich derbów północnego Londynu strzelił cztery i asystował przy trzech bramkach). W tej sytuacji nawet uraz jednego z najlepszych piłkarzy tego sezonu Premier League, Alexisa Sancheza (16 goli i 8 asyst od początku gry w Arsenalu), nie musi być problemem - kogo z wyżej wymienionych Chilijczyk miałby zastąpić w wyjściowej jedenastce, skoro w ataku pewne jest miejsca Oliviera Giroud, a o prawo do gry upomina się także kolejny rekonwalescent, Danny Welbeck? Oczywiście w zespole gości leczą się także Alex Oxlade-Chamberlain, Mikel Arteta, Jack Wilshere czy Matthieu Debuchy - powiedzielibyśmy, że oznacza to przewagę Tottenhamu; z drugiej strony jednak gospodarze rozegrali już 39 meczów w sezonie, aż pięć więcej od rywala.

Per Mertesacker mówi, że przełomem w postawie Arsenalu okazało się spotkanie drużyny po porażce z Southamptonem: że podczas burzliwej dyskusji była mowa o większym skupieniu, przede wszystkim na grze obronnej, która nie jest przecież obowiązkiem jedynie bramkarza i czwórki obrońców. W trakcie meczu z MC funkcjonowało to perfekcyjnie, ale i grając z Aston Villą Kanonierzy nie skupiali się nadmiernie na posiadaniu piłki (tylko 48 procent - u siebie! w meczu ze słabeuszem!), nie byli, jak to się mówi w taktycznym żargonie, "proaktywni" - raczej oddawali inicjatywę, żeby przyczaić się przed własnym polem karnym i następnie zabójczo skontrować. Podobna postawa Tottenhamu była kluczem do wywalczonego we wrześniu remisu na Emirates - wygląda na to, że czas na rewanż.

Tottenham: pressingiem, z wiarą w wychowanków i Eriksena

W Tottenhamie przełom również przyszedł w Nowy Rok, dzięki niespodziewanej mimo wszystko wygranej z Chelsea 5:3, a obecne nadzieje na pokonanie rywala z dzielnicy są dwie. Pierwsza to Christian Eriksen, duński rozgrywający chętnie zestawiany przez media z Ozilem: obaj wzmocnili swoje kluby półtora roku temu, piłkarz Tottenhamu był niemal cztery razy tańszy, ale statystyką goli, wykreowanych szans, odbiorów piłki itd. bije Kanoniera na głowę (bramki w ekstraklasie 2014/15: 9:2, wykreowane szanse: 54:16, odzyskane piłki: 135:29); inna sprawa, że Niemiec w tym czasie zmagał się nieraz ze zmęczeniem, kontuzjami i koniecznością gry na pozycji, która nie należy do jego ulubionych. Nie ma dziś w angielskiej ekstraklasie piłkarza, który biłby rzuty wolne z podobną precyzją (Eriksen robi to lepiej od Sebastiana Larssona z Sunderlandu), oprócz nich jednak piłkarz imponuje kondycją i ambicją w walce o piłkę: to po jego odbiorze na połowie Arsenalu gola w pierwszym meczu tych zespołów strzelił Chadli, statystyki z niemal wszystkich spotkań Tottenhamu pokazują, że Eriksen przebiega w ich trakcie rekordowe dystanse, sześć z jego jedenastu bramek w sezonie dało drużynie zwycięstwo, a kilka padło w ciągu ostatnich minut spotkań.

Nadzieja druga to oczywiście Harry Kane , najskuteczniejszy dziś na Wyspach piłkarz, jeśli liczyć gole zdobywane we wszystkich rozgrywkach. W Premier League i pucharach młody Anglik strzelił już 20 bramek, co zaowocowało nowym, pięcioipółletnim kontraktem, zaoferowanym mu przez klub zaledwie pół roku po podpisaniu poprzedniego. Zachwyceni dziennikarze widzą w nim połączenie najlepszych cech angielskiego superduetu sprzed 20 lat: Kane ma boiskową inteligencję Teddy'ego Sheringhama oraz siłę i precyzję strzałów Alana Shearera. Z miejsca w pierwszej jedenastce wypchnął i Roberto Soldado, i znienawidzonego dziś przez fanów Arsenalu Emanuela Adebayora.

Fani Tottenhamu śpiewają, że Kane "jest jednym z nas" i w tym fakcie widzą pewnie trzecią nadzieję: że w drużynie może wystąpić, oprócz 21-letniego napastnika, kilku jeszcze wychowanków (Ryan Mason, Nabil Bentaleb, może także Andros Townsend), doskonale świadomych doniosłości najważniejszego z punktu widzenia kibiców meczu sezonu. Fakt, że Mauricio Pochettino dał w pewnym momencie sezonu szansę młodym, okazał się decydujący dla przyswojenia przez drużynę jego "filozofii", opierającej się na pressingu (żelazna zasada: pierwsze trzy sekundy po stracie ) i powiązanemu z nim perfekcyjnym przygotowaniu fizycznym (ile było narzekania wśród gwiazd i gwiazdek Tottenhamu na podwójne sesje treningowe - do czasu, gdy w zespole nie zaczęli wieść prym młodzi gniewni, zwłaszcza środkowi pomocnicy Bentaleb i Mason, a pozostali zobaczyli efekty ciężkiej pracy).

Derby północnego Londynu: remisowo?

W ostatnich sześciu spotkaniach ligowych Tottenham i Arsenal zdobyły po 19 punktów na możliwe 24. Na Emirates ich spotkanie również skończyło się remisem. Remisowo wypada wskazać na słabe punkty obu defensyw: mało zwrotnego Mertesackera i nadmiernie agresywnego Fazio, ale zauważyć przy tym, że - wbrew stereotypom powtarzanych na temat obu drużyn - jakość ich gry obronnej uległa znacznej poprawie. Remisowo należy też przyznać, że obie drużyny odchodzą od gry opartej o posiadanie piłki: najgroźniejsze są wówczas, gdy po oddaniu inicjatywy rywalowi wyprowadzają morderczy cios.

Remis żadnej ze stron wprawdzie w pełni nie usatysfakcjonuje, ale żadnej też nie przyniesie wstydu. Paradoksalnie wygrać może ten, kto dłużej pozostanie wyrachowany i nie będzie od początku starał się grać o zwycięstwo. Mauricio Pochettino mówi tu o znalezieniu równowagi między grą sercem i grą rozumem. To też brzmi jak zapowiedź remisu.

Dla kogo oni grają? Marina Łuczenko, dziewczyna Wojciecha Szczęsnego [KLIKNIJ]

Reklama Puma AFC PREMATCH Koszulka klubowa high risk red/gray dawn/estate blue white Puma ARSENAL FC Koszulka klubowa niebieski Nike Performance Rękawiczki pięciopalcowe black

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.