Premier League. Arsenal i Alexis Sanchez, czyli przekleństwo najlepszego zawodnika

Tak często w ostatnich latach liga angielska traciła najlepszych piłkarzy kosztem Primera Division, że wyrwanie z Hiszpanii Alexisa Sancheza już latem nazwano wyjątkiem potwierdzającym regułę. Niezależnie od tych mniej lub bardziej słusznych frustracji skupiających się wokół Chilijczyka w Barcelonie, dziś jest on jednym z najlepszych zawodników w Premier League. Tylko dlaczego Arsenal nie do końca na tym korzysta?

Niedzielny, wygrany 3:0 mecz ze Stoke City - z tym przeklętym dla Kanonierów klubem - był najnowszym przykładem jakości Sancheza, ale i frajdy, jaką daje oglądanie go w akcji. Po nieco spokojniejszym okresie świąteczno-noworocznym Chilijczyk wrócił do tego, co robi najlepiej - uciekania przed wślizgami rywali, balansowania ciałem i machania nogami w dryblingu, szukania kolegów otwierającymi podaniami, strzelania ważnych goli. Momentami ten skrzydłowy, rozgrywający, napastnik czy po prostu lider ofensywy Arsenalu wyglądał jak wyjęty nie tyle z innej ligi, ale nawet z innej, dużo lepszej drużyny.

Arsene Wenger zresztą i tak powinien być zadowolony, bo niedzielne komfortowe zwycięstwo było jednym z niewielu przykładów, gdy koledzy Sancheza w miarę równali do jego poziomu. Podobny ciąg na bramkę rywali miał Alex Oxlade-Chamberlain, swoimi technicznymi zagraniami równie imponował Santi Cazorla, niezły poziom zaprezentował także Tomas Rosicky. Jednak centrum znacznej większości dobrego, co jest w grze Arsenalu, wciąż leży w stopach i w głowie Sancheza. Jakkolwiek ten widok bywa często zachwycający - jak choćby przy jego pierwszym golu ze Stoke, gdy przedryblował trzech rywali - tak jest też raczej smutnym podsumowaniem tego, jak dotychczas układał się ten sezon zwycięzców Pucharu Anglii.

Łatwo byłoby rzucić tezę o "one-man team" w kontekście pierwszego roku Sancheza w Arsenalu. W końcu jest najlepszym strzelcem drużyny, ma najwięcej asyst, uderzeń, kluczowych podań, stworzonych szans oraz dryblingów. Z pewnością już powstało kilka dobrze argumentujących to tekstów, a informację, ile punktów w tym sezonie Kanonierzy zawdzięczają Chilijczykowi, znajdziemy po każdym jego świetnym występie. Jednak zestawienia prezentujące dorobek Arsenalu bez wkładu Sancheza są, jak każde inne w tym stylu, bez większego sensu. Warto się skupić raczej nad tym, dlaczego Kanonierzy z takim piłkarzem w drużynie walczą o miejsce w tabeli z Southamptonem i Tottenhamem, a nie Manchesterem City czy Chelsea.

Dwa czołowe zespoły Premier League także mają takich piłkarzy - Edena Hazarda i Davida Silvę. Geniuszy, którzy najczęściej grają na zupełnie innym, wyższym, niedostępnym poziomie. Belgijskiemu skrzydłowemu Chelsea w tym sezonie już udało się więcej dryblingów niż najlepszemu w tej klasyfikacji zawodnikowi zeszłorocznych rozgrywek. Z kolei ofensywny pomocnik Manchesteru City strzelił w piętnastu meczach sześć goli - niemal tyle, co w poprzednim sezonie, a swój wynik na pewno jeszcze poprawi. Jednak nic nie odbierając tej dwójce, to Sanchez, przynajmniej w tym roku, ku najlepszemu efektowi potrafi w swojej grze łączyć wszystkie najwięcej znaczące aspekty. I chociaż łatwo byłoby powiedzieć, że ten wpływ, wyróżnianie się Chilijczyka, jest także efektem wielu kontuzji w Arsenalu - i to każdego innego elementu ich ofensywy, od Oezila, Walcotta po Ramseya i Wilshere'a - tak problem jest również w mentalności całego składu.

- Nie ma bardziej depresyjnego widoku w futbolu niż patrzenie, jak Alexis Sanchez próbuje samotnego pressingu na połowie rywala - mniej więcej taki trafny komentarz krążył ostatnio na Twitterze. Trafny nie tylko dlatego, że faktycznie czasem to wygląda, jakby Chilijczyk grał z inną taktyką niż jego koledzy. Ale ta myśl po części udowadnia też, że to nie triumf w Pucharze Anglii może odmienić mentalność Arsenalu, ale czterdziestomilionowy transfer, który miał być tylko potwierdzeniem wielkich aspiracji, odnowionych po latach przeciskania się zaledwie w okolice podium. Wielu sądziło, że wygrane trofeum wniesie Kanonierów na inny, wyższy poziom - poziom właśnie Chelsea, Manchesteru City, może też odbudowującego się Manchesteru United. Tymczasem większość piłkarzy Wengera wciąż może - i powinno! - tej woli zwyciężania, uporu, a nawet agresji uczyć się od Sancheza. Bo przecież to jest także ich najczęściej faulujący i najczęściej próbujący odbierać piłkę zawodnik.

Te cechy charakteru Sancheza to nawet więcej niż często za czterdzieści milionów funtów można kupić - kto wie, czy jego mentalność nie jest bardziej znaczącym efektem na drużynie niż strzelane gole czy notowane asysty. Zresztą ten aspekt można rozpatrywać na różne sposoby. Także jako porażkę Arsene'a Wengera, czyli poniekąd mentalności wymówek, jakimi często dzieli się z publiką i ratuje swoich "chłopców" po kiepskich meczach i porażkach. Brutalna ocena? A może też pokazuje to Francuzowi oraz sporej, przez lata negującej to społeczności Arsenalu, że sukces - w pojęciu mentalnym i jakościowym - można kupić i warto za niego płacić.

Bo przecież Sanchez powinien być gwarantem sukcesu, symbolem triumfu, a nie kolejnego wyścigu o utrzymanie miejsca w czołowej czwórce. Tymczasem jeszcze przed zwycięstwem ze Stoke informowano, że dorobek punktowy Kanonierów po dwudziestu meczach jest jednym z najgorszych na tym etapie sezonu z czasów Premier League. Poniekąd dzięki temu bardziej doceniamy grę Sancheza niż wysiłki równie utalentowanych i nie mniej błyskotliwych liderów Chelsea czy Manchesteru City. A następne, podsumowujące to pytanie nasuwa się samo: czy w kolejnych miesiącach reszta drużyny, z wracającymi po kontuzjach piłkarzami o klasie Mesuta Oezila czy Theo Walcotta, dobije do poziomu mentalnego Sancheza, czy raczej wkrótce zacznie ściągać go w dół. Nie mogłoby być lepszej, ale wciąż wstępnej tego weryfikacji niż najbliższe starcie Arsenalu - z mistrzami Anglii właśnie.

Fabiański, Boruc, Dudek... Największe wpadki polskich bramkarzy na wyspach

Materiały partnera Nike Performance HYPERVENOM PHELON FG Korki Lanki black/hyper punch Puma ARSENAL FC Koszulka klubowa niebieski Nike Performance ORDEM 2 Piłka do piłki nożnej white/black/hyper punch

Więcej o: