Premier League. Futbol Fabregasa, lekcja Mourinho

Zwycięstwo Chelsea z West Hamem 2:0 było jednym z najbardziej imponujących w tym sezonie, wymuszając kolejne pytania o (niekoniecznie liczoną w punktach) przewagę drużyny Jose Mourinho w wyścigu mistrzowskim. Czy to nie moment, by przestać szukać u "The Blues" wad, a skupić się na ich piłkarskiej klasie?

Mourinho kipiał ze złości, a Sam Allardyce rubasznym śmiechem reagował na zaczepki Portugalczyka, ciesząc się, że remis uratował jego posadę - taki był stan rzeczy po poprzednim spotkaniu Chelsea z West Hamem na Stamford Bridge. Dzisiejszy mecz - może ze względu na okoliczność świąt - był okazją do pojednania, a nie zaognienia ich rozdmuchanego konfliktu. W ostatnich dniach Mourinho przepraszał za "głupie, niepotrzebne słowa" o dziewiętnastowiecznej taktyce West Hamu, a Allardyce chwalił lidera Premier League oraz szkoleniowca "The Blues". I chociaż jeszcze dwie godziny przed meczem pracownicy United żartowali, wrzucając na Twittera zdjęcie dyliżansu z podpisem: "Nasz autobus już dojechał na stadion", to było to ostatnie nawiązanie do tamtego starcia.

Zresztą wtedy na Stamford Bridge przyjeżdżał West Ham desperacko potrzebujący punktów, a dziś to czwarty zespół w tabeli, imponujący stylem oraz standardem gry. Wtedy goście bronili się dziesięcioma piłkarzami, bo taki był wybór ich trenera, który dostrzegał problemy Chelsea w kreowaniu i wykańczaniu sytuacji w tłumie rywali. Dziś zostali do tego zmuszeni przez styl "The Blues", którzy niemal każdym podaniem szukali nawet najmniejszej wolnej przestrzeni w pobliżu "szesnastki" West Hamu, a nie takich zagrań się obawiając. Lekcja futbolu? Jeden z głównych kreatorów gry Chelsea, Cesc Fabregas, zaliczył w pierwszej połowie 66 podań - aż 62 więcej niż kluczowy piłkarz w składzie Allardyce'a, Stewart Downing. Hiszpan w czterdzieści pięć minut uzbierał ich ledwie 18 mniej niż cały West Ham, będąc w centrum każdej akcji, nadając drużynie równowagi, zmieniając stronę czy przyspieszając tempo. I wreszcie potrafił też asekurować defensywę.

Jednak bohaterów można było szukać gdzie indziej - Terry, który świetnie dyrygował obroną i strzelił pierwszego gola, jeden z kandydatów do miana piłkarza sezonu - Nemanja Matić, którego inteligencja pozwala mu przerywać większość akcji rywali. Najczęściej dryblujący i faulowany zawodnik w lidze, Eden Hazard. Albo ciągle obecny w jednej z "szesnastek"... prawy obrońca, Branislav Ivanović, choć tak brzydko szukający rzutu karnego pod koniec pierwszej połowy. Może autor drugiego gola strzelonego po oszukaniu dryblingiem trzech rywali, Diego Costa? Albo Willian i Oscar, których pressing, a zwłaszcza intuicja do znajdowania wolnego miejsca między liniami pomocy i obrony West Hamu tak wiele razy przyspieszały ataki Chelsea.

Pewnie ta lista już sama sugeruje odpowiedź - niewskazującą na indywidualność, ale całość. System dopracowany do takiej perfekcji, że pomimo napiętego terminarza świąteczno-noworocznego Mourinho nie robił żadnych zmian do osiemdziesiątej minuty. O tej sile jakości całego zespołu mówił również Gary Neville po poniedziałkowym zwycięstwie w Stoke - zwycięstwie, które może wyglądało na mniej imponująco technicznie, ale nawet bardziej niż dziś taktycznie. Jak akurat potrzeba, tak właśnie Chelsea gra.

To prawda, że Mourinho nie ma zbyt wielu zwolenników i pewnie nawet fakt, że teraz przeprasza za dawne komentarze, nie zmieni jego negatywnego wizerunku. Kojarzony z futbolem reaktywnym, czy nawet stricte defensywnym teraz pokazuje całkiem odmienne oblicze - chociaż może jego zespół, a nie on sam, bo przecież wciąż czasem rzuca kontrowersyjną wypowiedzią. Ale to też jego stara sztuczka, chowanie problemów czy minikryzysów za chwytliwym dla mediów tematem. Może to nie pozwala w pełni skupić się na docenianiu jakości w grze Chelsea?

A może to zachwyty są przedwczesne - niektórzy słusznie zauważą, że to tylko West Ham, a i przewaga nad Manchesterem City może zostać zniwelowana, jeśli Chelsea nie powtórzy imponującej formy w kolejnych meczach wyjazdowych z Southampton i Tottenhamem. Także przecież przyjdą trudniejsze spotkania w europejskich pucharach i generalnie rozstrzygająca wszystko wiosna. Nierozsądnym byłoby teraz szukać odpowiedzi, czy ta Chelsea jest równie dobra, co zespół, który Mourinho zbudował w Londynie za pierwszym razem, który wygrywał tytuł w dwóch kolejnych sezonach. - Teraz gramy futbol Fabregasa, futbol Hazarda, futbol Williana, futbol Oscara - zauważa Mourinho. W latach 2004-07 jego zespół charakteryzowali inni piłkarze, pokroju Lamparda, Terry'ego, Makelele. Ale i teraz Portugalczyk potrzebuje pucharów, by jego obietnice, pomysły i transfery nie tyle nabrały sensu, co zakończyły wszelkie krytyczne sugestie o jego trenerskiej klasie.

Jednak znów należy wrócić do opinii Gary'ego Neville'a i wielu innych ekspertów - szukanie wad w tak grającej Chelsea jest na dziś zadaniem równie trudnym, co wymienianie przewag jej rywali w wyścigu o mistrzostwo kraju. To inna sytuacja niż przed rokiem, gdy wszystkim imponowały ofensywy Arsenalu, Liverpoolu i Manchesteru City. A po dzisiejszym zwycięstwie z West Hamem przecież wiemy, że londyńczycy w połowie sezonu będą na szczycie tabeli. Może to nie ten sam dystans, ale z każdym spotkaniem to odwołanie pasuje coraz bardziej - Mourinho jeszcze nie przegrał meczu w którym jego zespół prowadziłby do przerwy.

Co to był za rok dla polskich kibiców! Powspominaj i wygraj 500 zł [KONKURS]

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.