Liga angielska. Mourinho kontra Liverpool - sprawa całkowicie osobista

Chociaż Portugalczyk pewnie otwarcie by tego nie przyznał, to zatrzymanie marszu Liverpoolu po mistrzowski tytuł w poprzednim sezonie musiało sprawić mu sporo satysfakcji. Dla niego już od lat każdy mecz z tym rywalem jest wyjątkowy. Nie inaczej będzie dzisiaj. Początek spotkania na Anfield o 13:45, relacja na żywo w Sport.pl

- To piłkarskie abecadło - raz jeszcze tłumaczył Mourinho - Gdy Liverpool ma piłkę, my staramy się bronić dostępu do własnej bramki - tłumaczył dziennikarzom na piątkowej konferencji prasowej. Trudno nie zrozumieć kontekstu tej wypowiedzi i nawiązania do poprzedniego spotkania obu drużyn. Wtedy Brendan Rodgers z wyraźną irytacją mówił o Chelsea, która "podwójnym autobusem" zablokowała swoją "szesnastkę" i łatwością, z jaką takiego stylu gry można nauczyć swojego zespołu. Mourinho triumfował, bo wystawił dosyć rezerwowy skład, a chociaż jego piłkarze mieli tylko 27 proc. posiadania piłki, to udało im się zgarnąć trzy punkty.

- Nie wiem, czy ja po takim czymś byłbym w stanie dalej grać w piłkę - pisze w swojej najnowszej autobiografii Luis Suarez. Pisze oczywiście o potknięciu się Stevena Gerrarda w doliczonym czasie gry tamtego kwietniowego spotkania, które pozwoliło Dembie Ba strzelić pierwszego gola. A przecież tydzień wcześniej, gdy Liverpool wygrywał z Manchesterem City, to kapitan zwołał po ostatnim gwizdku kolegów i krzyczał do nich: "jedziemy dalej". Jednak punkt w dwóch kolejnych spotkaniach dał tytuł Manchesterowi City, a Gerrard po raz kolejny dopisał się do starć Mourinho z Liverpoolem.

Mourinho zawsze bierze ligę

Za pierwszym razem kapitan "The Reds" strzelił gola dla Chelsea w finale Pucharu Ligi w Cardiff. Już wtedy napięcie między dwiema drużynami było wyczuwalne. Liverpool szybko objął prowadzenie, ale Gerrard niefortunnie wyrównał stan meczu przed jego końcem. W Walii pobito rekord głośności dopingu (zanotowano ponad 130 decybeli hałasu), ale to Chelsea zrobiła pierwszy krok w nowym rozdziale i w pierwszym sezonie Portugalczyka. On sam już wtedy był na trybunach, bo po golu swojej drużyny uciszał trybuny. Mourinho upierał się, że był to gest skierowany do dziennikarzy, ale niewielu dało się nabrać.

- Do momentu, gdy nie zacząłem wygrywać, to nasze relacje były dobre - powiedział Rafa Benitez. I to Hiszpan zawsze był górą w Lidze Mistrzów. Mourinho wygrał pięć z siedmiu meczów ligowych, na dodatek pokonał Liverpool w finale Pucharu Ligi, ale w dwóch kolejnych półfinałach europejskiego pucharu, Anfield było dla niego miejscem porażki. W maju 2005 roku Luis Garcia strzelił gola, którego Portugalczyk ochrzcił mianem "ducha", zdobytego dzięki rykowi "The Kop", kibiców zasiadających na najsłynniejszej trybunie stadionu przy Anfield Road. W kolejnym sezonie jego Chelsea nie była w stanie wygrać tam w serii rzutów karnych, choć w lidze dwukrotnie zwyciężała - na wyjeździe nawet 4-1 po popisie Didiera Drogby.

- To takie proste: to zdecydowało o mistrzostwie dla Manchesteru City - mówi Mourinho przed dzisiejszym spotkaniem, wspominając tamto poślizgnięcie się Stevena Gerrarda. - Dla nas wtedy to nic nie znaczyło - blefuje Portugalczyk. A on przecież wtedy triumfował, bo "oszukał" ligę, która nie pomogła jego drużynie i ustawiła hit Premier League na trzy dni przed kluczowym rewanżowym starciem w Lidze Mistrzów z Atletico Madryt. Mourinho narzekał, że na tym etapie sezonu powinno się mu pomagać, dać odpocząć kluczowym piłkarzom. Na Anfield zagrał m.in. Tomas Kalas, który obecnie jest na wypożyczeniu w Kolonii. Czeski obrońca w tym sezonie Bundesligi nie zagrał jeszcze ani minuty, z Liverpoolem był jednym z bohaterów Chelsea.

Jak wychowanek stał się wrogiem

Brendan Rodgers, podobnie jak Rafa Benitez, z "przyjaciela" staje się wrogiem Mourinho. Jeszcze rok temu Portugalczyk mówił o nim jako o swoim "chłopcu", wychowanku, któremu dał pracę w akademii Chelsea na początku pierwszej przygody w Londynie. Jednak Irlandczyk z północy od zawsze deklarował, że filozofię ma inną niż Mourinho, zanim trafił na Stamford Bridge. Po prostu jako jeden z niewielu Brytyjczyków mówił po hiszpańsku i miał pojęcie o systemach gry, które preferował jego szef. - Radzenia sobie z ludźmi też nie da się od niego nauczyć, to trzeba mieć - mówił Rodgers w wywiadzie z magazynem "The Blizzard". Trudno więc nie dostrzec, że według obecnego szkoleniowca Liverpoolu z Chelsea sam wyciągnął niewiele więcej niż świetne referencje. Głównie twierdził, że Mourinho jest wdzięczny za odpowiedzialność, jaką ten go obarczył w pracy.

- Ja na najlepszych rywali wystawiam najlepszy skład - niemal pouczającym tonem powiedział Portugalczyk, komentując problemy Rodgersa z wyborem podstawowej jedenastki na mecz w Lidze Mistrzów z Realem Madryt. W poprzednim sezonie niemal strofował dziennikarzy ekscytujących się ofensywnym stylem gry "The Reds" mówiąc o "neutralnych kibicach, chcących ich zwycięstwa" i ułatwieniu wobec braku gry w Europie. Teraz Portugalczyk sam musi walczyć ze zmęczeniem zespołu, który od kilku tygodni gra znacznie słabiej niż na początku sezonu. Dla Liverpoolu to dobrze, że z Chelsea mierzy się w listopadzie - statystycznie najgorszym miesiącu dla "The Blues".

- Nie pisałbym książki mając gówno do powiedzenia i tylko dla krytyki innych - zareagował w piątek Mourinho na opublikowane w angielskiej prasie fragmenty autobiografii Luisa Suareza. Urugwajczyk wspominał kwietniowe spotkanie Liverpoolu z Chelsea zamieszczając opinię anonimowego piłkarza londyńczyków, który miał narzekać na taktykę Portugalczyka. - Na pewno nasi rywale wyjdą na boisko, wiedząc, że w razie porażki będą za nami piętnaście punktów w tabeli - dodał Mourinho, specjalnie podkreślając dystans dzielący obydwie drużyny. Zabrakło tylko wskazania, że Rodgers latem wydał niemal dwa razy tyle, co Portugalczyk, ale na razie nawet nie wzmocnił swojej drużyny.

Czy nauczyciel znów będzie strofował swojego ucznia? Póki co w lidze trend jest zachowany - tak jak za pierwszym razem, to Mourinho nadaje ton tej rywalizacji. Na mecze w europejskich pucharach, które kilka lat temu ekscytowały całą Europę - bynajmniej nie przez piłkarską jakość głównie taktycznych "widowisk" Beniteza i Mourinho - raczej się nie zapowiada. Dla Rodgersa lepszy rywal "na przełamanie" nie mógł się Liverpoolowi trafić. Jeśli wygra, kibice wszystko mu zapomną. Samo zamknięcie Mourinho będzie dla nich wystarczającą satysfakcją.

Więcej o:
Copyright © Agora SA