Premier League. Odwrócona hierarchia w Manchesterze

Mistrz kraju kontra drużyna, która marząc o strąceniu rywala ze szczytu zmienia trenera i wydaje ogromne sumy na nowych piłkarzy? Od lat opisywano derby Manchesteru w ten właśnie sposób, tylko że mistrzem było MU. Teraz role się odwróciły - o tym, czy na długo, pisze Michał Okoński, dziennikarz "Tygodnika Powszechnego" i autor bloga "Futbol jest okrutny".

Tydzień w futbolu potrafi trwać w nieskończoność i potrafi także przynieść wielką zmianę perspektywy. Tydzień? Co ja mówię: czasami wystarczy sześćdziesiąt sekund. Gdyby w ubiegłą niedzielę, gdzieś tak w 93. minucie meczu Manchester United-Chelsea, ktoś z komentujących go dziennikarzy okazał się na tyle nierozsądny, żeby w ramach tak zwanego podsumowania napomknąć o zbliżających się derbach Manchesteru, powiedziałby pewnie, że murowanym faworytem jest City, i to mimo odniesionej dzień wcześniej porażki z West Hamem. Ale nadeszła 94. minuta: po zamieszaniu w polu karnym Chelsea do piłki dopadł Robin van Persie i zdobył bramkę nie tylko dającą Czerwonym Diabłom remis (w dodatku jak dawniej wywalczony w "Fergie Timie"), ale także kończącą okres strzeleckiej niemocy Holendra. Nastrój się zmienił i zmieniła się narracja, z jaką przygotowywano dzisiejsze spotkanie na Etihad. Zwłaszcza że w środku tygodnia Manchester City rozgrywał jeszcze mecz Pucharu Ligi z Newcastle - mecz, w którym gospodarze nie dość, że zeszli z boiska pokonani, to stracili z powodu kontuzji dwóch kluczowych zawodników: Davida Silvę i Yayę Toure. Udział Hiszpana w derbach jest wykluczony, Iworyjczyka - mocno niepewny.

MC: bez Silvy, ze słabym Toure i niepewnym Mangalą, liczy na Aguero

Pytany o serię trzech meczów bez wygranej (do porażek z WHU i Newcastle wypada doliczyć spotkanie z CSKA w Lidze Mistrzów: City wypuściło w Moskwie dwubramkowe prowadzenie i ostatecznie zremisowało 2:2), Manuel Pellegrini nie wydaje się skonfundowany. Po pierwsze, przed rokiem mniej więcej o tej samej porze drużyna również przeżyła wahnięcie formy, co nie przeszkodziło jej w zdobyciu mistrzostwa kraju. Po drugie, w sezonie pomundialowym niejeden czołowy klub Europy rozkręca się wolniej - w Premier League właściwie tylko Chelsea wystartowała tak, jakby żadnych mistrzostw świata nie było. Po trzecie, do wielkiej formy wraca Sergio Aguero, który w niedawnym meczu z Tottenhamem zdobył cztery gole, a w sumie ma ich już dziewięć. To jest Manchester City, mistrz Anglii, grający u siebie z siódmą drużyną poprzednich rozgrywek, ostatnio ogrywający ją bez wielkich trudności - czy w ogóle jest o czym dyskutować?

Otóż jest o czym. Weźmy np. Yayę Toure: niezależnie od tego, czy zdrowie pozwoli mu zagrać z MU, od początku sezonu forma tego piłkarza budzi duże wątpliwości. W poprzednim strzelił - on, pomocnik! - 20 bramek, a jego dynamiczne rajdy imponowały równie mocno, jak poprzedzające je wślizgi; gdyby nie bezkonkurencyjny Luis Suarez, Toure zapewne wygrałby plebiscyt na piłkarza roku. Tym razem często zdarza mu się snuć po boisku (statystycy policzyli: ma dużo sprintów mniej niż przed rokiem, w meczu z West Hamem wręcz najmniej ze wszystkich piłkarzy z pola) i to jemu odbiera się piłkę w pierwszej kolejności; gola strzelił jednego, asysty nie ma żadnej. Trudno twierdzić, że na jego postawie wciąż odciska się piętnem kuriozalna awantura, jaką wywołał po tym, jak klub nie złożył mu życzeń urodzinowych; bardziej już można myśleć ze współczuciem o tragedii, jaką była dla niego niedawna śmierć brata - faktem jest jednak, że często sprawia wrażenie niezainteresowanego.

Weźmy też Davida Silvę: w Premier League, może do powrotu Fabregasa, nie było ostatnio zawodnika równie kreatywnego. Bramka, jaką po solowej akcji strzelił West Hamowi, była magiczna, ale bodaj ważniejsza od goli jest w jego przypadku umiejętność odnajdywania wolnej przestrzeni przed polem karnym (głównie po zejściu ze skrzydła), a następnie odgrywania piłki do któregoś z napastników. Do tej pory Silva wypracował kolegom 22 sytuacje bramkowe - jego nieobecność w meczu z MU będzie więc bardzo widoczna, nawet jeśli Samira Nasriego nie sposób uznać jedynie za dublera.

Weźmy w końcu mocno niepewną w tym sezonie defensywę, z adaptującym się dopiero do wymagań Premier League, sprowadzonym z Porto za astronomiczną jak na obrońcę kwotę 32 milionów funtów Eliaqiuma Mangalę. Zwycięski przed tygodniem menedżer WHU Sam Allardyce nie ukrywał, że to słabości Francuza piłkarze z Londynu analizowali w pierwszej kolejności i na jego błędy polowali - podanie do publicznej wiadomości podobnego komunikatu z pewnością nie wpłynęło dobrze na atmosferę w obozie MC, zwłaszcza że i w trakcie spotkania z Newcastle Mangala miał problemy. W ostatnich trzech meczach mistrzowie Anglii stracili sześć goli, przy co najmniej trzech można było mieć pretensje do Francuza, więc niewykluczone, że przeciwko lokalnemu rywalowi obok Kompany'ego zagra Demichelis. Derby to idealny moment na obwieszczenie końca minikryzysu.

MU: z Rooneyem, di Marią i skutecznym van Persiem, ale z równie niepewną obroną

Tym, którzy apelują, by nie przeceniać gola van Persiego, warto przypomnieć, że ostatni raz w doliczonym czasie gry MU rozstrzygał mecz na swoją korzyść w grudniu 2012 r. Zgoda: Czerwone Diabły pod Louisem van Gaalem wciąż nie zaczęły grać tak naprawdę dobrze i wciąż pozostają drużyną środka tabeli , ale nastroje przed derbami muszą być tam lepsze niż w ostatnich tygodniach. Nie zagra wprawdzie Falcao, ale to może i dobrze: Kolumbijczyk, jak Mangala, nadal oswaja się z Premier League (z piłkarzy sprowadzonych tego lata najszybciej w zespole zadomowił się Angel di Maria, mający już na swoim koncie trzy gole i cztery asysty), a rywalizujący z nim o miejsce w składzie Rooney i van Persie wiedzą już, co to znaczy derby Manchesteru. Kapitan Czerwonych Diabłów, który wraca po trzymeczowym zawieszeniu, więc jest dodatkowo głodny gry, w dotychczasowych meczach przeciwko Manchesterowi City zdobył już 11 bramek, w tym tę najpiękniejszą, strzeloną przewrotką w lutym 2011 r.

"Taktycznie wiemy, czego się spodziewać - mówi Louis van Gaal. - To nie jest najlepszy moment Manchesteru City, my zaś dojrzewamy i rozwijamy się jako zespół". Z Chelsea rzeczywiście MU zagrał najlepszy mecz ligowy pod wodzą Holendra; problem w tym, że na wyjazdach Czerwone Diabły nadal nie wypadają najlepiej - nawet w Leicester, gdzie prowadziły już dwiema bramkami, przegrały ostatecznie 5:3, a z Sunderlandem, Burnley czy WBA zdołały zaledwie zremisować.

Największą słabością tej drużyny pozostaje defensywa. W arcyciekawym tekście Gary'ego Neville'a, opublikowanym w sobotę na łamach "Daily Telegraph" , mowa wprawdzie o tym, że kryzys gry obronnej jest w dzisiejszej piłce zjawiskiem powszechnym (współcześni trenerzy nie poświęcają zajęciom z obrońcami tyle czasu, co kiedyś, zaostrzono przepisy o wślizgach, co dodatkowo utrudnia im pracę itp.), ale w przypadku Czerwonych Diabłów mamy do czynienia z czymś jeszcze. Sam Neville podkreśla, jak ważne wśród defensorów jest zrozumienie, wynikające z jak najczęstszego grania razem - tymczasem linia obrony MU zmieniała się z powodu kontuzji i poszukiwania optymalnego ustawienia (początek sezonu upłynął pod znakiem gry trójką z tyłu...) niemal w każdym kolejnym meczu. Ostatnio parę stoperów tworzą Rojo i Smalling, ale to przecież tylko z powodu urazów Evansa i Jonesa. W meczu z Chelsea tej prowizorycznie zestawionej dwójce przyszło zajmować się Drogbą, teraz czeka ich starcie z Aguero i Dżeko - tak poważnego egzaminu jeszcze w tym sezonie nie zdawali.

Derby: nadzieja na bramki, otwarta gra i gorące głowy

To może więc być mecz napastników. Tu ruchliwy, wybiegający za plecy obrońców Aguero i dominujący w powietrzu Dżeko - tam harujący nie tylko w okolicy pola karnego Rooney oraz czyhający na błąd obrońców van Persie. W środku pola zapowiada się fascynujący bój między grającymi w systemie 4-4-2 gospodarzami a ustawionymi w "diament" gośćmi (warto przypomnieć, że "diament" był jednym z kluczy do sukcesu West Hamu przed tygodniem); bój, w którego centrum powinna być konfrontacja dwóch atletycznych piłkarzy: Toure i wkradającego się stopniowo w łaski van Gaala Fellainiego. Przed rokiem w tym starciu Belg przy piłkarzu z Wybrzeża Kości Słoniowej nie istniał, ale, jak się rzekło, dziś Toure jest cieniem siebie z poprzedniego sezonu. W strefie środkowej można się zatem spodziewać przewagi gości - gospodarze spróbują przedzierać się skrzydłami. Na jednym z nich ozdobą meczu mogą być starcia dwóch Argentyńczyków: di Marii i Zabalety, niejedyne w tym meczu, bo w polu karnym de Gei mierzyć się będą Aguero i Rojo. W naturze żadnej z drużyn nie leży murowanie bramki, zwłaszcza w obozie MC deklarują przywiązanie do otwartej gry, w trakcie której chodzi o strzelenie jednego gola więcej niż przeciwnik. Czy może to być, jak w przypadku trafienia Drogby na Old Trafford, gol ze stałego fragmentu gry? Niewątpliwie więcej wysokich piłkarzy gra w Manchesterze City...

Ale to może być również mecz niekontrolowanych emocji. Nie bez kozery Louis van Gaal, który powierzył Ryanowi Giggsowi prezentację analizy gry rywala, widząc, że mający w swoim życiorysie udział w 36 meczach derbowych Walijczyk nie do końca panuje nad wzruszeniem, zaczął studzić atmosferę, przypominając, że ważniejsza od emocji będzie dyscyplina i że za wszelką cenę chce uniknąć czerwonej kartki. Holender wie, co mówi: derby to nie tylko idealny moment na ogłoszenie końca minikryzysu MC, to także świetna okazja do oznajmienia, że pomarańczowa rewolucja w Manchesterze nareszcie nabrała tempa.

Więcej o:
Copyright © Agora SA