- Myślę, że pani za bardzo mnie nie słucha - odpowiedział Wenger na pytanie reporterki stacji BBC. - Dlaczego zawsze chcecie kogoś winić? - zaperzał się przy kolejnej poruszonej kwestii. - Nie rozumiem, jak można zadawać takie pytanie, jeśli oglądało się spotkanie - dziwił się na sam koniec, gdy dziennikarka poruszyła kwestię braku transferów środkowego obrońcy i defensywnego pomocnika. Francuski szkoleniowiec był zdenerwowany, podkreślał, że błąd sędziego pozwolił rywalom strzelić pierwszego gola, dodatkowo narzekając, że dwa strzały Hull znów wystarczyły przeciwnikom do osiągnięcia korzystnego rezultatu.
- To najbardziej antagonistyczny wywiad z panem Wengerem, jaki przeprowadziłam - pisała Oatley na swoim Twitterze. - Taka moja praca, by zadawać pytania - dodała, gdy kibice Arsenalu zaczęli krytykować styl, w jakim prowadziła rozmowę z francuskim szkoleniowcem.
- Jego zachowanie wobec Oatley sugeruje, że w Arsenalu nikt nie ma nawet odwagi, by jego decyzje kwestionować - napisał Piers Morgan, prezenter amerykańskiej telewizji, który słynie z tyle kontrowersyjnych, co zmiennych opinii dotyczących jego ukochanego klubu. Jednak tym razem mógł trafić w samo sedno sprawy. Inni sugerują, że po ostatnim starciu z Jose Mourinho na Stamford Bridge - za które Wenger w ostatnim tygodniu przeprosił - to kolejny sygnał, że nawet sam Francuz traci grunt pod nogami. Chociaż jego Arsenal nie przegrał na własnym stadionie 22 ostatnich spotkań, to ledwie dwa zwycięstwa w ośmiu pierwszych kolejkach ligowych są wynikiem mocno rozczarowującym.
Chociaż na czwartkowym zgromadzeniu udziałowców Arsenalu Wenger musiał odpowiedzieć na kilka pytań o transfery, obiecując, że zimą wzmocni skład, to znacznie ciekawiej wypowiadał się prezes klubu, sir Chips Keswick. - Jeśli Wenger ma plan, to go w tym spieramy, gdy nie, to siedzimy cicho - powiedział ku zaskoczeniu publiczności. - Nie powinniście wątpić w to, kto decyduje o wszystkim w klubie. To nie zarząd, to nie kibice, to Arsene Wenger - dodawał.
W innych klubach menedżerowie muszą współpracować z "górą", a nie narzucać jej własne decyzje odnośnie do strategii transferowej czy aktywności na rynku. Zapewne jedną z kolejnych kwestii poruszanych przy krytyce Wengera będzie zakres jego władzy na Emirates. Póki co musi zmagać się nie tylko z kiepskimi wynikami Arsenalu, ale też... przeszłością. Na ten tydzień przypadła dziesiąta rocznica od czasu porażki jego "Niepokonanych" z Manchesterem United. W legendarnym spotkaniu na Old Trafford gospodarze okazali się minimalnie lepsi, grając bardzo ostro i kończąc trwającą 49 meczów serię bez porażki Kanonierów.
Jak słusznie zauważa Daniel Taylor z "The Guardian", obecnej drużynie Wengera brakuje tak charakternych piłkarzy jak Patrick Vieira czy Martin Keown. Nawet wówczas 17-letni Cesc Fabregas w pomeczowej kłótni obu zespołów miał czelność rzucać kawałkami pizzy w rywali i ponoć samego Fergusona. Wczoraj piłkarze Arsenalu gorąco (i słusznie) protestowali przy pierwszym golu Hull City, lecz chwilę wcześniej stanęli, licząc na gwizdek sędziego i tym samym pozwalając rywalowi wykończyć akcję.
W równolegle toczącym się spotkaniu wspomniany Cesc Fabregas (z którego zatrudnienia Wenger latem zrezygnował) błyszczał w barwach Chelsea, strzelając gola po akcji, która była tak charakterystyczna dla... Arsenalu. Gdy dziennikarze po meczu zapytali Mourinho, co zadecydowało o wygranej w trudnym meczu, ten napisał na kartce papieru "wielkie jaja". Na taką odpowiedź Arsene Wenger póki co nie może sobie pozwolić.