Koniec z kultem piłkarzy, w Anglii inni są gwiazdami

Są nienawidzeni i uwielbiani zarazem, a ich cotygodniowe, transmitowane na żywo występy oglądają tysiące. Każdy ich ruch jest śledzony i szeroko dyskutowany. Piłkarzy? Nie - menedżerów, bo to oni są prawdziwymi gwiazdami rozpoczynającego się dzisiaj sezonu angielskiej Premier League.

Po części to efekt tego, że najlepsi piłkarze ligi angielskiej są sukcesywnie zabierani z Wysp przez hiszpańskich hegemonów, Real i Barcelonę. Ale też w Premier League nikt nie narzeka, wszyscy wręcz powtarzają, że nie ma to wpływu na efektowność rozgrywek, bo gwarantują ją również szkoleniowcy. Na pewno jedni z najlepszych na rynku, także pod względem wyrazistości.

Jednak to nie za sztuczki na konferencjach płaci im się największe pieniądze - menedżerowie Premier League, jak wszędzie, są oceniani za swoje decyzje. W ostatnich latach liga angielska zrobiła olbrzymi krok pod względem świadomości taktycznej środowiska, w tym mediów i kibiców. Coraz większa jest różnorodność stylów, a podstawowe wartości, które jeszcze dziesięć lat temu były głównymi na Wyspach - kopnij i biegnij - powoli tracą na znaczeniu kosztem tych głównych trendów: wymienności pozycji, pressingu, krótkich podań, posiadania piłki...

Mimo to dla dziennikarzy i kibiców wciąż najistotniejsze jest, jak menedżerowie klubów Premier League poradzą sobie z legendarną już "presją". To pod jej wpływem padali już najwięksi. Także David Moyes, który (w olbrzymim skrócie) nie potrafił dostosować się do skali klubu oraz wyzwania zastąpienia sir Aleksa Fergusona. Kto będzie następny? Kandydatów nie brakuje, zwłaszcza na szczycie. To właśnie po czołowych drużynach widać, że role menedżerów są ważniejsze od piłkarzy, zwłaszcza w ostatnich tygodniach, gdy zespoły przygotowywały się do sezonów. Z racji tego, że największych transferów dokonano przed mundialem lub w jego trakcie, głównym tematem stali się szkoleniowcy. A przecież jak mówił już dziesięć lat temu Jose Mourinho, "presja nie jest na szczycie, ale gdy jest się tym drugim".

Wielka trójka pod presją

To właśnie Portugalczyk jest gwiazdą menedżerską Premier League. Jeśli coś mówi na piątkowej konferencji, to w sobotnich gazetach można przeczytać kilka interpretacji jego słów, ze standardowym wytłumaczeniem ataku na Arsene Wengera włącznie. Jednak tym razem ważniejsze będzie boisko, a z taką presją Mourinho jeszcze w swojej karierze szkoleniowiej nie musiał walczyć. Chelsea dokonała transferów na życzenie swojego menedżera, on sam od 2012 roku niczego nie wygrał... Dodatkowo przypominanie o jego "efekcie drugiego sezonu" tylko podnosi poprzeczkę przed tą próbą - w razie braku trofeum kolejnej Roman Abramowicz może mu już nie dać.

Niech o sile menedżerów w Premier League świadczy też wejście Louisa van Gaala. Chociaż on sam za każdym razem podkreśla niedoskonałości i niedostatki Manchesteru United, występ jego zespołu jest najbardziej wyczekiwanym wydarzeniem pierwszych tygodni ligi. Zespół Holendra wygrał wszystkie sparingi, a jemu udało się nawet "przykryć" naczelny temat "Czerwonych Diabłów" - Wayne Rooney już się nie buntuje. Co więcej, u van Gaala został nowym kapitanem i ma wrócić na najwyższy poziom. Wszystko dzięki byłemu selekcjonerowi "Oranje" i jego nowej taktyce, choć i Holender nie uniknął kontrowersji. United zaczynają sezon bez dziewięciu kontuzjowanych piłkarzy i pojawiają się głosy, że to on "zajechał" swoich graczy. Temat ucichnie tylko po kolejnych zwycięstwach.

Pamiętajmy też, że nawet gdyby w poprzednim sezonie Arsene Wenger wygrał Puchar Anglii, ale zajął piąte miejsce w lidze, spora część kibiców Arsenalu chciałaby zmiany szkoleniowca. Chociaż Francuz jest dla "Kanonierów" od kilkunastu lat gwarantem gry w Lidze Mistrzów, to fani chcą wreszcie znaczącego zwycięstwa w kraju. Do rozgrywek Wenger przystępuje z najlepszym składem od lat i nawet zapowiedź jeszcze jednego transferu tego nie zmieni. Zresztą wyraźne zwycięstwo z Manchesterem City w meczu o Tarczę Wspólnoty (3:0) pokazało siłę Arsenalu. Kryzys w styczniu czy marcu nie wchodzi w grę, Francuz, podobnie jak Mourinho, nie ma wymówek.

"Orły" najlepszym przykładem

Wystarczy spojrzeć na inne zespoły. Z rewelacyjnego w poprzednim sezonie Evertonu najwięcej mówi się o Roberto Martinezie, nawet w kontekście prowadzenia w przyszłości Barcelony. Dla niego zwykle oszczędny prezes rozbił bank, kupił Romelu Lukaku z Chelsea i teraz nawet sam Hiszpan twierdzi, że Liga Mistrzów wcale nie jest tak odległym marzeniem. Brendan Rodgers może i stracił Luisa Suareza, ale za to jego reputacja "nauczyciela" rośnie - po kilku transferach ma jeszcze młodszy zespół i nie lada wyzwanie dorównania zeszłorocznym wynikom. Mauricio Pochettino po przejściu do Tottenhamu z utalentowanych indywidualności musi stworzyć zespół - jego poprzednik, Tim Sherwood w poprzednim sezonie wielokrotnie podkreślał, że to jedności i charakteru brakowało "Kogutom". Tak naprawdę najciszej z czołówki jest wokół Manuela Pellegriniego, który zaufanie kupił sobie mistrzostwem i zwycięstwem w Pucharze Ligi. Wszystko oczywiście ma swoje granice, bo teraz od Chilijczyka i Manchesteru City oczekuje się jeszcze lepszych występów w Lidze Mistrzów. Presja wróci, a Pellegrini znów znajdzie się na czołówkach gazet - ma to niemal zagwarantowane.

Jednak liga nie składa się wyłącznie z siedmiu drużyn. Sam Allardyce już był bliski utraty pracy w poprzednim sezonie, a teraz wymagania prezesów West Hamu są jeszcze większe. O piłkarzach "Młotów" mówi się rzadko, tematem przez chwilę była kontuzja Andy'ego Carrolla. Podobnie jest z Alanem Pardew po imponujących letnich transferach Newcastle. Wszyscy zastanawiają się, jak po masowej wyprzedaży w Southampton poradzi sobie kolejny Holender, Ronald Koeman. Gwiazdą beniaminka Queens Park Rangers nie jest żaden z piłkarzy, ale - a jakże! - Harry Redknapp. Ci z najmniejszym doświadczeniem i obyciem w Premier League - Alan Irvine (WBA), Garry Monk (Swansea), Sean Dyche (Burnley) i Nigel Pearson (Leicester) - są przedstawiani jako najmniej wyraziści oraz z najmniejszymi szansami na przetrwanie całego sezonu w swoim klubie.

Jeśli jeszcze sądzicie, że to piłkarze są gwiazdami w Anglii, to popatrzcie na przykład Crystal Palace. W czwartek rano, gdy Tony Pulis wciąż był menedżerem drużyny, mówiono o finiszu w środku tabeli - gdy po kilkunastu godzinach w niejasnych okolicznościach opuścił klub, "Orły" w opinii ekspertów stały się pewnymi spadkowiczami.

Wayne Rooney: Napastnik, bohater, zdrajca i kapitan

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.