Premier League. Jak nie teraz, to kiedy? To będzie sezon Arsenalu i Wengera?

Arsenal prowadzi w Premier League, tylko katastrofa może im odebrać awans do fazy pucharowej Ligi Mistrzów, a w styczniowym okienku transferowym najprawdopodobniej jeszcze się wzmocnią. Pierwsze miesiące sezonu ułożyły się po myśli Arsenalu, jeśli teraz tego nie wykorzystają, taka sytuacja może się już długo powtórzyć.

Premier League rozkręciła się na dobre. Arsenal znów odskoczy rywalom? Śledź kolejne mecze w aplikacji Sport.pl LIVE na iOS , na Androida i Windows Phone

Ostatnie sezony, w których Arsenal regularnie pozbywał się swoich najlepszych piłkarzy i osiągał rezultaty poniżej oczekiwań sprawiły, że oczekiwania wobec podopiecznych Arsene Wengera znacznie zmalały. Zmalała również presja. Kto wie, czy to nie był jeden z głównych czynników, który sprawił, że w tym sezonie Kanonierzy w końcu grają tak, jak życzyliby sobie tego ich kibice.

Ciągle silny Manchester United, powrót Mourinho na Stamford Bridge, kolejne miliony wydane przez Manchester City, wszystko to sprawiało, że kibice Arsenalu przed sezonem nie ukrywali, że miejsce w czwórce będzie satysfakcjonujące. Tymczasem Kanonierzy są na dobrej drodze do wyjścia z grupy śmierci w Lidze Mistrzów, a w lidze nad drugą Chelsea mają cztery punkty przewagi. Nad broniącym tytułu Manchesterem United aż dziewięć.

Wytrzymają grudzień to wytrzymają cały sezon?

W lidze Arsenal pędzi od zwycięstwa do zwycięstwa. Z ostatnich dziesięciu spotkań wygrał aż osiem i przewaga nad resztą jak na ten etap sezonu nie jest mała. Tradycyjnie jednak w Premier League kluczowy będzie grudzień (lider na święta niemal regularnie zostaje później mistrzem). Podopiecznych Arsene Wengera czekają w tym miesiącu ciężkie potyczki z Manchesterem City, Chelsea, Newcastle czy Evertonem, a także mecz w Neapolu, którego nie mogą przegrać 3:0 lub wyżej, jeśli chcą awansować dalej w Lidze Mistrzów. Łatwiej powinno być w meczach z Hull i West Hamem. Prezentując dotychczasową formę, Arsenal powinien sobie w tych meczach poradzić.

Kanonierzy nigdy specjalistami od dobrej gry w okresie świąteczno-noworocznym nie byli, pytanie jak będzie w tym roku, może być jednym z kluczowych w kontekście długoterminowej walki o mistrzostwo.

Pięta achillesowa i niechciany prezent pod choinkę?

Problemem w tym roku może być nie tylko fakt, że terminarz na grudzień nie jest dla Arsenalu sprzyjający. Podopieczni Wengera już w listopadzie udowodnili, że dobrze radzą sobie w natłoku spotkań z silniejszymi rywalami. Głównym kłopotem może być ich ilość i kadra, którą Francuz posiada. W ciągu 24 dni Arsenal będzie musiał zagrać 7 spotkań.

Wracając do wątku kadry. Wenger w tym sezonie czterech piłkarzy (Szczęsnego, Giroud, Ramseya i Gibbsa) wystawiał w każdym spotkaniu. Sagna, Koscielny i Wilshere dostali tylko jeden mecz odpoczynku, Mertesacker dwa. Mesut Ozil od momentu transferu na Emirates Stadium również jest eksploatowany właściwie bez przerwy. Wszystko to powoduje, że przewidzenie wyjściowej jedenastki Arsenalu jest bardzo proste. Póki co po zespole Wengera zmęczenia nie widać. Jednak czy tradycyjny grudniowy natłok meczów nie sprawi, że taka polityka kadrowa mocno odbije się na postawie lidera Premier League? Trzy dni przed wigilią Kanonierzy grają u siebie w derbach z Chelsea, kibice, którzy zgromadzą się wtedy na Emirates Stadium z pewnością nie chcieliby dostać od swojej drużyny prezentu w postaci wykończonej ciężkim terminarzem jedenastki, która nie potrafi poradzić sobie z rozkręcającą się z kolejki na kolejkę Chelsea.

A jeśli przetrwają święta?

Tak wygląda jednak najczarniejszy scenariusz. W tym najbardziej optymistycznym Arsenal spisuje się w grudniu tak jak do tej pory, a w styczniu Arsene Wenger podtrzymuje formę z ostatnich godzin letniego okienka transferowego i uzupełnia braki kadrowe na Emirates. Tym samym eliminuje problem nadużywania poszczególnych graczy i kibice Kanonierów mogą już z pełną powagą mówić o tym, że to będzie ich sezon.

Priorytetem dla Wengera z pewnością będzie sprowadzenie napastnika. Kanonierzy właściwie nie mają zmiennika dla Giroud, Duńczyk Nicklas Bendtner nie jest napastnikiem, z którym mogliby walczyć o tytuł. W tej sytuacji w styczniu szkoleniowiec Arsenalu nie ma wyjścia, musi rozejrzeć się za wsparciem dla Francuza, który szczęśliwie nie złapał jeszcze choćby najmniejszego urazu w tym sezonie. Na Emirates Stadium z pewnością nie pogardzą też obrońcą. O ile czwórka Sagna, Koscielny, Mertersacker, Gibbs wygląda stabilnie, o tyle rezerwowi obrońcy nie należą już do najpewniejszych. Jeśli Wenger uzupełni te braki, a do pełni zdrowia wrócą kontuzjowani zawodnicy być może w maju 2014 roku kibice Kanonierów nie będą musieli ponownie obejść się smakiem.

Jak uniknąć katastrofy?

Jest 26 lutego 2011 roku. Arsenal jest ostatnim klubem, który toczy poważny bój z Manchesterem United (traci cztery punkty na jedenaście kolejek przed końcem). Do tego ma za sobą niesamowity triumf na Emirates z Barceloną w 1/8 finału (wygrana 2:1 po bramkach Arshavina i van Persiego) i w perspektywie kilkudziesięciu godzin finał Carling Cup z Birmingham.

27 lutego dzieje się katastrofa. Słabiutkie Birmingham wygrywa z Arsenalem na Wembley w dużej mierze przez nieporozumienie Koscielnego ze Szczęsnym. Seria pięciu lat Kanonierów bez trofeum trwa. Do dziś.

8 marca Arsenal przyjeżdża na Camp Nou. Przez długi czas utrzymuje się korzystny wynik, ostatecznie jednak Barcelona wygrywa 3:1, wyrzucając Kanonierów z Champions League.

12 marca, ledwie cztery dni później Arsenal przyjeżdża na Old Trafford. Fabio da Silva i Wayne Rooney strzelają dla gospodarzy, "Czerwone Diabły" wygrywają 2:0 i pozbawiają Arsenal szans na Puchar Anglii.

W międzyczasie wpadają trzy remisy w Premier League. Manchester odskakuje w tabeli, w Arsenalu wszystko się wali, sezon kończy bez trofeum i w ostatecznym rozrachunku - na czwartym miejscu w lidze.

Wenger i wielu kibiców Arsenalu z pewnością ma tę sytuację w pamięci do dziś. W końcu rzadko kiedy traci się szansę na cztery trofea w ciągu miesiąca. Przez to na Emirates mało kto chce głośno mówić o szansach na wzniesienie w maju (już po ponad ośmiu latach przerwy) jakiegokolwiek trofeum. Wydaje się jednak, że wszystko jest na dobrej drodze.

W końcu jak nie teraz, to kiedy?

Arsene Wenger musi jednak nie tylko wyciągać wnioski z przeszłości, ale też patrzeć w przyszłość. Francuz nie jest już coraz młodszy i niewykluczone, że to jego ostatnia tak duża szansa na sięgnięcie po upragnione mistrzostwo. Arsenal zdążył już wyrobić sobie niezłą przewagę, a u pozostałych kandydatów do tytułu widać sporo chaosu. Manchester United i Chelsea pod wodzą nowych trenerów grają nierówno, a gdyby liczyć tylko spotkania wyjazdowe, Manchester City byłby na piętnastym miejscu w tabeli.

Arsenal w takiej formie nie ma innego wyjścia, musi wykorzystać słabość rywali. Kolejne sezony mogą być już dla piłkarzy z Emirates Stadium dużo bardziej wymagające, zwłaszcza jeśli chodzi o rywali. Manchester City wcale nie zamierza przestać wydawać ogromnych sum na uzupełnianie (i tak już niewielkich) luk w składzie, Chelsea pod wodzą Mourinho też może szybko wrócić do dawnej dyspozycji, a Manchester United po burzliwym początku sezonu wydaje się stabilizować, nie przegrał meczu od września. W przyszłych sezonach, kiedy Mourinho na dobre wtłoczy z powrotem swoją filozofie w ekipę ze Stamford Bridge, a na Old Trafford szok po odejściu Fergusona minie na dobre, Arsenal znów może zejść w Anglii na drugi plan.

Dlatego musi wykorzystać ten moment, w którym, wbrew przedsezonowym oczekiwaniom, patrzą na rywali z góry. Jeśli im się uda, nie tylko sięgną po upragnione trofeum, ale też wyrobią sobie przewagę psychologiczną i udowodnią (rywalom, ale też sobie), że nawet wzmocnieni rywale w kolejnych latach będą musieli się z nimi liczyć.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.