Liga Mistrzów. Jak Wojtek stał się Wojciechem

Wiosną wylądował na ławce Arsenalu, dziś jest kluczowym piłkarzem, którego trener Arsene Wenger chce nagrodzić nowym kontraktem i gigantyczną podwyżką. Relacja Z Czuba i na żywo z meczu Borussia - Arsenal od 20.45 w Sport.pl i aplikacji Sport.pl LIVE

Tak dobrych opinii jak dziś Wojciech Szczęsny nie zbierał nigdy. Owszem, trzy lata temu wyspiarze zachwycili się 20-letnim debiutantem, który niespodziewanie stanął między słupkami Arsenalu i spełniał obietnice trenera przez lata opowiadającego, że w szkółce dojrzewa jeden z najbardziej utalentowanych bramkarzy świata. Wtedy Anglicy fetowali jednak "szalonego" - to cytat z Wengera - młokosa, dziś widzą w nim dzieło skończone.

Według "Daily Telegraph" Szczęsny wyrósł na niezawodnego golkipera, niezbędnego w drużynie walczącej o mistrzostwo (lider Premier League czeka na nie od 2004 r.). Interwencje 23-letniego Polaka dziennikarze porównują do tych, którymi w latach 90. popisywał się legendarny bramkarz Manchesteru United Peter Schmeichel.

"Daily Mirror" pisze, że wpływ Szczęsnego na odrodzenie Arsenalu jest równie duży co przybyłego z Realu Madryt Mesuta Özila.

A przecież wiosną wydawało się, że Szczęsny wyczerpał cierpliwość Wengera.

Gazety widziały w nim golkipera niepewnego, mającego problemy z obroną strzałów zza pola karnego, nieumiejętnie kierującego defensywą przy rzutach rożnych i wolnych. Na rewanż 1/8 finału Ligi Mistrzów z Bayernem trener Szczęsnego nie zabrał. Łukasz Fabiański w Monachium bronił pewnie, Anglikom do sensacyjnego awansu zabrakło gola. Wszystko wskazywało na to, że Szczęsny resztę sezonu spędzi na ławce. Wrócił, bo Fabiański doznał kontuzji.

Wenger wspomina, że opowiadał wtedy wychowankowi o Jensie Lehmannie, bramkarzu niezwyciężonego Arsenalu z sezonu 2003/04. - Gdy kiedyś posadziłem Jensa na ławce, powiedział, że zmusi mnie do zmiany decyzji. Wojciech nic nie mówił, ale zachował się tak samo. Zawsze wierzyłem, że jest w stanie grać na takim poziomie - mówi Wenger.

Jednej przyczyny zapaści Szczęsnego nie znajdziemy. Francuski trener twierdzi, że stracił pewność siebie po Euro 2012. Jechał na nie jako gwiazda, skończył turniej po 68 min i czerwonej kartce w meczu z Grecją. Wcześniej zawinił przy golu Salpingidisa. - Podniesienie się mogło zdecydować o jego karierze. Zajęło mu to chwilę, ale wrócił silniejszy - mówi Wenger.

Świetnego początku sezonu Szczęsnego to jednak nie tłumaczy. Słowem kluczem jest "dojrzałość".

Kiedyś pewność siebie sąsiadowała u Szczęsnego z tupetem. Zdarzało mu się zachowywać nonszalancko, zwłaszcza przy wykopywaniu piłki. Jeszcze dwa sezony temu mniej niż połowa jego podań trafiała do kolegi z zespołu. Rok temu - już 63 proc.

Kiedyś Szczęsny podejmował złe decyzje, wychodził do piłki, której nie miał szans przechwycić, zostawał na linii, gdy powinien ruszyć w pole karne. Dziś myli się rzadko. W całym poprzednim sezonie wyłapał 17 dośrodkowań. W tym - już 20.

Jest czołowym bramkarzem Premier League i chyba pierwszy raz od debiutu w Arsenalu nie czyta w gazetach, że Wenger zamierza sprowadzić mu konkurenta. Francuz miał być zainteresowany Pepe Reiną (wówczas w Liverpoolu), Markiem Schwarzerem (wówczas Fulham) i Asmirem Begoviciem (Stoke). Plotki nigdy się nie potwierdziły, Francuz negocjuje z Polakiem przedłużenie wygasającego w 2015 r. kontraktu. Zarabiający 40 tys. funtów tygodniowo bramkarz miałby dostać 60 tys. podwyżki. Byłby trzecim najlepiej wynagradzanym zawodnikiem Arsenalu (po Özilu - 160 tys. i Podolskim - 107 tys.) i najlepiej zarabiającym polskim piłkarzem.

Nawet Robert Lewandowski, którego dziś będzie powstrzymywał Szczęsny, nie dostaje w Borussii tak dużo.

25-letni napastnik przebije przyjaciela z reprezentacji dopiero po letnich przenosinach do Bayernu.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.