Premier League. City sprzedawać nie umie

Przez trzy lata Manchester City wydał na transfery pół miliarda funtów, ale trener Roberto Mancini lamentuje, że ma wąską kadrę, i żąda pieniędzy na wzmocnienia. W poniedziałek lider Premier League zmierzy się z ostatnim Wigan. Relacja na żywo w Sport.pl od godziny 20:45.

Co redaktorzy robią w pracy, gdy nie piszą? Sprawdź na Facebook/Sportpl ?

Jeśli inni się nie wyleczą, na środku obrony wystawię Karima Rekika - mówił Mancini przed półfinałem Pucharu Ligi z Liverpoolem. Rekik ma 17 lat, latem przyszedł z Feyenoordu. Jego doświadczenie w seniorach ogranicza się do dwóch występów w Pucharze Ligi (w sumie zagrał 29 minut).

Groźbą wystawienia gołowąsa włoski trener zakończył tyradę o personalnym ubóstwie szatni, którą zarządza.

Narzekał, że wybiera z ledwie 19 piłkarzy z pola, a przez najbliższy miesiąc nie będzie mógł wystawiać Yaya i Kolo Toure, którzy pojechali z Wybrzeżem Kości Słoniowej na Puchar Narodów Afryki. Opłakiwał Vincenta Kompany'ego zawieszonego na cztery spotkania za czerwoną kartkę w derbach Manchesteru. Dał do zrozumienia, że w styczniu zespół trzeba wzmocnić, bo "sezon jest długi i trudny".

Jeszcze kilkanaście miesięcy temu wywód Manciniego brzmiałby jak zapowiedź transferowego rekordu. Grubszego portfela niż właściciel City Mansour bin Zayed Al-Nahyan nie mają ani sponsorujący Chelsea Roman Abramowicz, ani prezes Realu Madryt Florentino Perez.

Dziś City boi się jednak "finansowego fair play" - przepisu pozwalającego klubom wydawać tylko tyle, ile zarobią. Jeśli limit zostanie przekroczony, UEFA nie wpuści klubu do Ligi Mistrzów. Obecny sezon będzie pierwszym, w którym europejska federacja sprawdzi finanse klubów. Manchester ma się czego bać, bo w poprzednim przyniósł aż 197 mln funtów straty.

Po ogłoszeniu wyników finansowych Mancini usłyszał, że dostanie pieniądze na transfery dopiero, gdy sprzeda niepotrzebnych piłkarzy. I Włoch znalazł się w sytuacji bez wyjścia.

Chętnie pozbyłby się Neduma Onuohy, Wayne'a Bridge'a i Carlosa Téveza, którzy w sumie zagrali trzy ligowe mecze w tym sezonie, ale znalezienie im nowych pracodawców graniczy z niemożliwym, bo City obdarowuje zawodników galaktycznymi pensjami. Onuocha zarabia 35 tys., Bridge 90 tys., a Tevez aż 250 tys. funtów tygodniowo. Pierwszego być może uda się wcisnąć Queens Park Rangers, ale za te pieniądze Mancini będzie mógł ruszyć na wyprzedaż do Tesco, a jemu marzą się szaleństwa w ekskluzywnym Harrodsie.

Bridge - krytykowany przez trenera za brak ambicji - odrzuca wszystkie oferty. Nawet wypożyczeń. Teveza Manchester próbuje wysłać do Mediolanu, ale na razie na transfer się nie zanosi. Atrakcyjniejszą propozycję złożył Inter, napastnik wybrał jednak Milan, który kilka dni temu zerwał rozmowy z Anglikami (agent piłkarza twierdzi, że zostaną wznowione). Prezes Interu Massimo Moratti twierdzi, że wszystko wyjaśni się w przyszłym tygodniu.

Gdyby Mancini pozbył się Argentyńczyka, mógłby wzmocnić zespół. Ale o wymarzonych przez Włocha trzech transferach (stopera, środkowego pomocnika i napastnika) mowy nie ma. Lider Premier League mierzy się bowiem z problemem znanym od lat przed władze Realu Madryt, Barcelony i Chelsea. Klub, który dostaje ofertę od City, żąda niebotycznych pieniędzy, a piłkarze bardzo wysokiego wynagrodzenia. Ulubieniec Manciniego Daniele De Rossi, którego kontrakt z Romą wygasa latem, miał zażądać "pensji na poziomie Teveza".

Dziś City zmierzy się z ostatnim w lidze Wigan i jeśli nie zdobędzie trzech punktów, Manciniego nie wytłumaczą osłabienia i brak pieniędzy na transfery. W niedzielę jego zespół - wciąż bez braci Toure i Kompany'ego - podejmie trzeci Tottenham. Jeśli przegra, londyńczycy już oficjalnie zostaną uznani za kandydatów do tytułu, a City oddali się od wyczekiwanego od 44 lat mistrzostwa.

25 lat Fergusona w MU - jak stał się legendą klubu ?

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.