Puchar Anglii. Diabelski dzień w Manchesterze

Po kilku fatalnych meczach United pokonał w derbach City 3:2 i stał się faworytem Pucharu Anglii. Trenerowi Aleksowi Fergusonowi problemów jednak nie ubyło.

Anglicy orzekli już, że niedzielne starcie będzie wspominane latami. Nie dlatego, że piłkarze grali świetnie - przeciwnie, często się mylili - ale dlatego, że stadion City przez 90 minut kipiał od emocji. Gospodarze, którzy według bukmacherów byli zdecydowanymi faworytami, 80 minut wytrzymywali w dziesiątkę, przegrywali 0:3, ale do ostatnich sekund walczyli o remis. Ich fani długo będą mieli pretensje do arbitra, że nie podyktował rzutu karnego za zagranie ręką Phila Jonesa, wypomną mu też czerwoną kartkę Vincenta Kompany'ego. Belgijski stoper zaatakował Naniego obiema nogami, nie trafił w Portugalczyka, ale sędzia uznał zagranie za niebezpieczne. City zapowiedziało, że odwoła się od kary. - Graliśmy świetnie, o arbitrze lepiej nie rozmawiajmy. Gdybyśmy do końca występowali w jedenastu, mecz byłby inny - mówił trener pokonanych Roberto Mancini.

Sensacyjnie działo się już przed meczem. W południe Manchester United ogłosił, że na boisko wraca 37-letni Paul Scholes. Piłkarz, którego Zinedine Zidane uważał za najtrudniejszego rywala, a Xavi nazwał najwybitniejszym pomocnikiem ostatnich 20 lat, w maju zakończył karierę. Pomagał trenerom Manchesteru, pracował z juniorami, ale wciąż przychodził na treningi pierwszej drużyny. I jeśli wierzyć umieszczanym na Twitterze relacjom Michaela Owena - wciąż był na nich najlepszy. - Powiedział mi, że chce wrócić, bo tęskni. Świetnie znów mieć go w drużynie - cieszył się Ferguson. Mancini mówił, że gdy zobaczył Scholesa w kadrze MU, kazał przebrać się i usiąść na ławce asystentowi Davidowi Plattowi (ma 46 lat, kiedyś 62 razy zagrał w reprezentacji Anglii).

Scholes ma wspomóc słaby w tym sezonie środek pola MU. Kilka dni temu głównie dzięki świetnej grze pomocników Newcastle rozbiło mistrzów Anglii 3:0. W niedzielę Anglik grał pół godziny, kilka razy dokładnie podawał kolegom, ale też po jego stracie rozpoczęła się akcja zakończona drugim golem City.

Przy golu Sergio Agüero pomylił się też bramkarz Anders Lindegaard, który odbił piłkę pod nogi Argentyńczyka. Duńczyk w ostatnich dwóch meczach zastępował popełniającego błędy Davida de Geę. Puścił pięć bramek, gra niepewnie, trudno w nim widzieć kandydata na pierwszego golkipera MU. Trzecim bramkarzem "Czerwonych Diabłów" jest niedoświadczony Ben Amos, Ferguson musi więc mieć nadzieję, że de Gea zacznie grać jak piłkarz, za 20 mln funtów, które zapłacono za niego latem.

Na razie jednak czerwona część Manchesteru się cieszy. United wyeliminowali najgroźniejszych rywali z krajowego pucharu, wciąż mają szanse na dublet. City, które broniło tytułu, w środę czeka kolejny trudny mecz. W półfinale Pucharu Ligi zmierzy się z Liverpoolem. I bardzo chce wygrać, na to trofeum czeka od 35 lat.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.