Puchar Polski. Zamieszki kiboli w Bydgoszczy. Puchar dla Staruchów

Na oczach delegatów UEFA, którzy przyjechali zobaczyć, czy Polska jest gotowa na Euro 2012, kibole Legii i Lecha starli się z policją oraz ochroną i zdemolowali stadion, na którym rozgrywano we wtorek finał Pucharu Polski

Rozgrywki te od kilku lat odbywają się pod patronatem prezydenta Polski, który zwykle wręcza trofeum zwycięskiej drużynie. Bronisława Komorowskiego nie było we wtorek na stadionie w Bydgoszczy, był jednak minister sportu, władze PZPN oraz delegacja UEFA, która przyjechała skontrolować, czy Polska gotowa jest do organizacji i zapewnienia bezpieczeństwa przed przyszłorocznymi mistrzostwami Europy. Byli mocno wystraszeni, kiedy na płycie boiska kibole stoczyli bitwę z policją i ochroną, demolując po drodze wyposażenie i trybuny lekkoatletycznego stadionu Zawiszy.

- Na pewno będzie zdecydowana reakcja rządu, tak dalej być nie może - mówi "Gazecie" i Sport.pl rzecznik rządu Paweł Graś. - Premier Donald Tusk natychmiast polecił ministrowi spraw wewnętrznych i komendantowi głównemu policji, by przygotowali na rano informację i rekomendację, jak dalej działać.

O zwycięstwie Legii zdecydowały rzuty karne. Przed ostatnią "jedenastką", kiedy do piłki podchodził Jakub Wawrzyniak, kibole z Warszawy stali już przy linii bocznej. Po celnym strzale kilkuset z nich, w większości z zasłoniętymi twarzami, wbiegło na boisko i zaczęło rozbierać piłkarzy. Przez dobry kwadrans świętowali i ściskali się z zawodnikami oraz trenerem Maciejem Skorżą. Później ruszyli w kierunku kiboli Lecha. Ci wyłamali bramy oddzielające trybuny od boiska, łamali krzesełka. Zaatakowali też fotoreporterów i operatorów kamer telewizji transmitujących mecz. Wycofali się dopiero, kiedy policja zaczęła strzelać gumowymi kulami, a na płytę wjechała armatka wodna. Nad stadionem bez przerwy krążył policyjny śmigłowiec.

 

Mimo zadym organizatorzy z uśmiechniętym Grzegorzem Latą, szefem PZPN, i Adamem Gierszem, ministrem sportu, zdecydowali się wręczyć legionistom Puchar Polski na boisku. Wychodzący z szatni piłkarze cieszyli się z kibolami, opatuleni w klubową flagę Wawrzyniak i Miroslav Radović pozdrawiali ich i bili im brawo. Kiedy odebrali trofeum, przekazali je kibolom, m.in. "Staruchowi", hersztowi warszawskich kiboli objętemu zakazami stadionowymi (nie obowiązują na meczach Pucharu Polski), który niedawno uderzył po meczu w twarz piłkarza Legii Jakuba Rzeźniczaka.

Mieszkańcy Bydgoszczy i policja obawiały się tego meczu, bo w sierpniu podczas meczu 1/32 finału PP między Zawiszą a Widzewem doszło do rozrób, w których rannych zostało ośmiu policjantów, a straty wyceniono na ponad 100 tys. zł. Po tym meczu Wydział Dyscypliny PZPN nałożył kary na oba kluby i zamknął stadion Zawiszy na pięć meczów. Mimo to piłkarski związek znów zorganizował tam finał, choć opinia policji była negatywna. Władze Bydgoszczy przygotowały nawet oddział szpitalny, który przyjmowałby rannych na wypadek burd.

Niespokojnie było już przed meczem. Kibole idący ulicami Bydgoszczy na stadion rzucali petardy, wykrzykiwali klubowe hasła. - Rzucili kamieniem prosto w moje okna - opowiadała Radiu TOK FM mieszkanka ulicy Modrzewiowej, którą ze stacji Bydgoszcz Leśna szli kibice z Warszawy. - Nie podobało im się, że ludzie siedzą w oknach i na nich patrzą - dodaje druga.

Zaraz po rozpoczęciu meczu kibole obu klubów opuścili trybuny. Zza korony stadionu wyzywali policję i działaczy PZPN, którzy zabawiali na trybunach gości z UEFA. Potem wrócili i delegaci UEFA przekonali się, jak Polska jest przygotowana na mistrzostwa Europy

PZPN bezradny: kibice zniszczą każdy obiekt, jeśli taka będzie ich wola Kazimierz Olejnik, były zastępca prokuratora generalnego

To skandal. Co tu mówić o ewentualnym zaostrzaniu prawa wobec kiboli, jeśli nawet dotychczasowe nie jest przestrzegane. Próba generalna dowodzi, że kompletnie nie jesteśmy gotowi na Euro.

Wawrzyniak: Nie mam zastrzeżeń do kibiców

Finał Pucharu Polski. Legia wygrywa po karnych ?

Więcej o: