- Ależ paskudna pogoda nam się trafiła - powiedziała recepcjonistka w punkcie akredytacyjnym stadionu Pogoni Szczecin. Faktycznie, piłkarskie święto w Szczecinie, jakim był półfinał Pucharu Polski pomiędzy Pogonią a liderem ekstraklasy Jagiellonią Białystok, postanowiła odwiedzić iście morska pogoda - czyli zimny, rzęsisty deszcz, a do tego wiatr, które razem sprawiały, że droga na stadion była daleka od przyjemnej. A przecież, choć Pogoń nazywana jest "Dumą Pomorza", to Szczecin wcale nad morzem nie leży.
Mecze Pogoni Szczecin z Jagiellonią Białystok w ostatnich latach często trafiają na momenty historyczne. W 2010 roku Jagiellonia Michała Probierza, pokonując w Bydgoszczy pierwszoligowych wówczas "Portowców" 1:0 po golu Andriusa Skerli, sięgnęła po swój pierwszy i jedyny dotąd Puchar Polski. W jej barwach szalał wówczas wychowanek i obecny piłkarz Pogoni, czyli Kamil Grosicki. W 2014 roku Pogoń otwierała nowy stadion w Białymstoku, ale tego meczu do udanych na pewno nie zaliczy. Jaga uczciła święto, rozbijając rywala ze Szczecina 5:0.
Ale to wcale nie jest tak, że Jagiellonia dominuje potyczki z Pogonią, bo ta wielokrotnie, szczególnie na własnym stadionie potrafiła ją ogrywać. 3:0, 4:1, 1:0 i 2:1 - to były wyniki czterech ostatnich meczów Pogoni z Jagiellonią w Szczecinie i pragnący pierwszego w historii klubu trofeum gospodarze mieli nadzieję tę serię przedłużyć. Tym bardziej, że zwycięzca tego spotkania, mierząc się 2 maja na Stadionie Narodowym z pierwszoligową Wisłą Kraków, miał być zdecydowanym faworytem do sięgnięcia po puchar.
Choć goście z Białegostoku rozpoczęli to spotkanie od celnego uderzenia z dystansu Tarasa Romanczuka, z którym poradził sobie Valentin Cojocaru, to w kolejnych dziesięciu minutach Jaga miała ogromny problem z wydostaniem się spod pressingu pozytywnie nabuzowanych rywali. Piłkarze Adriana Siemieńca potrafili jednak w tym czasie zachować czujność w obronie, przez co Pogoń nie była w stanie stworzyć choćby jednej okazji pod bramką młodzieżowca Sławomira Abramowicza.
A gdy Jagiellonia spod nacisku przeciwnika się zdołała uwolnić, to od razu przyniosło jej to sytuację, w której powinna ona otworzyć wynik meczu. W 11. minucie Taras Romanczuk dobrze dograł w pole karne do Jesusa Imaza, a ten w dobrej sytuacji nie zdecydował się na strzał z pierwszej piłki, lecz zaczął kłaść na murawę kolejnych obrońców Pogoni, po czym jego uderzenie zablokował przed linią bramkową Linus Wahlqvist i goście musieli obejść się smakiem.
Pogoń próbowała rzecz jasna atakować lewą stroną, na której miała Kamila Grosickiego. W 20. minucie, po fatalnej stracie Romanczuka, "Grosika" zdołał zatrzymać w polu karnym Mateusz Skrzypczak, jednak kilka minut później reprezentant Polski odwdzięczył się obrońcy Jagi, kładąc go na murawę, po czym jego płaskie zagranie przed bramkę przeciął czujnie Adrian Dieguez. Tuż po tej sytuacji z kontrą wyszła Jagiellonia, jednak po podaniu Jesusa Imaza w dobrej sytuacji piłki nie opanował w szesnastce Kristoffer Hansen.
Pogoń próbowała szczęścia z dystansu, ale próby Linusa Wahlqvista, Kamila Grosickiego czy Adriana Przyborka były dość wyraźnie niecelne. W 39. minucie celnie lewą nogą uderzył po drugiej stronie boiska Dominik Marczuk, jednak prosto w ręce Valentina Cojocaru.
Mimo nacisków Pogoni do końca pierwszej połowy, do przerwy w Szczecinie utrzymał się bezbramkowy remis.
Druga część spotkania rozpoczęła się od ataków drużyny Jensa Gustafssona. Na początku brakowało jej jednak dokładności. A to wyraźnie niecelnie strzelali Rafał Kurzawa i Kamil Grosicki, a to po błędzie Adriana Diegueza sytuacji sam na sam ze Sławomirem Abramowiczem nie wykorzystał Efthymios Koulouris, który w dodatku był na spalonym. Po dziesięciu minutach drugiej połowy grecki napastnik jednak zaczął znajdować sposób na pokonanie młodzieżowca w bramce rywali. W 55. minucie Koulouris znakomicie uderzył z powietrza z kilkunastu metrów, trafiając do siatki po raz pierwszy i choć cały stadion Pogoni, na którym zasiadło ponad 19 tysięcy kibiców, wybuchł z radości, to po około dwóch minutach przerodziła się ona w przeraźliwe gwizdy, gdyż po interwencji VAR sędzia Paweł Raczkowski zasygnalizował spalonego i gola nie uznał.
Wciąż było 0:0, ale to nie potrwało długo. Najpierw mizerne uderzenie z 16 metrów Kaana Caliskanera obronił Valentin Cojocaru, a w 60. minucie znowu błysnęli jego koledzy z ofensywy. Kamil Grosicki zabawił się na lewym skrzydle z Michalem Sackiem i choć zagrywał niedokładnie przed bramkę do Efthymiosa Koulourisa, to akcję zamknął jeszcze Adrian Przyborek. Młodzieżowiec obsłużył już Greka idealnie i ten trafił z bliska do siatki. Choć nauczony doświadczeniem spiker Pogoni powiedział "Poczekamy", zanim wywołał nazwisko strzelca, to o spalonym tym razem mowy nie było i gospodarze objęli prowadzenie 1:0.
Niedługo później mogło być już 2:0 dla "Portowców", ale interweniujący po akcji Kamila Grosickiego Adrian Dieguez posłał piłkę nieznacznie nad poprzeczką własnej bramki.
Po 65. minucie stłamszona do tej pory w drugiej połowie Jagiellonia wreszcie zaczęła dochodzić do głosu. W niezłej sytuacji obok bramki uderzył Jesus Imaz. Po wejściu z ławki rezerwowych szczęścia dwukrotnie próbował także Jose Naranjo, ale jego mizerne uderzenia nie mogły sprawić problemów Valentinowi Cojocaru.
Niewiele wskazywało, że Jagiellonia Białystok może w tym meczu doprowadzić do wyrównania, a jednak w 80. minucie tak się właśnie stało. Po dośrodkowaniu z prawej strony Michala Sacka w zamieszaniu podbramkowym Taras Romanczuk wycofał piłkę do Bartłomieja Wdowika, a ten swoją słabszą prawą nogą zaskoczył Cojocaru, trafiając na 1:1.
Po 80 minutach rywalizacja w Szczecinie tak naprawdę rozpoczęła się od nowa. Niedługo po wyrównaniu składna akcja Pogoni przyniosła groźne, płaskie uderzenie Kamila Grosickiego, które świetnie obronił Sławomir Abramowicz. W odpowiedzi obok bramki główkował po rzucie rożnym Mateusz Skrzypczak. W podstawowym czasie gry więcej już się nie wydarzyło i doszło do dogrywki.
W niej decydujący cios zadali gospodarze i miało to miejsce w 98. minucie, gdy po dośrodkowaniu z rzutu wolnego Kamila Grosickiego celnym strzałem głową popisał się Fredrik Ulvestad, po czym utonął w objęciach kolegów.
Jagiellonia także próbowała odpowiedzieć z rzutu wolnego, ale uderzenie Jose Naranjo pewnie obronił Valentin Cojocaru. Niedługo później w niezłej sytuacji po podaniu Jarosława Kubickiego przestrzelił Kristoffer Hansen.
W drugiej części dogrywki dobrej sytuacji na drugiego gola w tym meczu nie wykorzystał Efthymios Koulouris, który w 111. minucie został zablokowany przez jednego z obrońców Jagi tak, że piłka spadła na górną siatkę bramki Abramowicza.
Jagiellonia biła głową w mur, a na trybunach już długie minuty przed końcem dogrywki trwało świętowanie. Kibice Pogoni słusznie czuli, że ich drużyna nie może już tego wypuścić, tym bardziej, gdy było widać, jak wiele sił kosztowało obie drużyny to spotkanie.
Po końcowym gwizdku Pawła Raczkowskiego na stadionie w Szczecinie zapanowała wielka radość. Pogoń Szczecin pokonała po dogrywce Jagiellonię Białystok 2:1 i to ona awansowała do wielkiego finału Pucharu Polski. W walce o pierwsze trofeum w klubowej historii zespół Jensa Gustafssona zagra na PGE Narodowym w Warszawie z pierwszoligową Wisłą Kraków, a to spotkanie zostanie rozegrane 2 maja o godzinie 16:00.
Jagiellonia z kolei nie ma wiele czasu na poradzenie sobie z tą porażką. Już w niedzielę drużyna Adriana Siemieńca, która w ekstraklasie ma cztery punkty przewagi nad Śląskiem Wrocław i po sześć nad Rakowem Częstochowa i Lechem Poznań, zagra przy Łazienkowskiej prawdziwy hit z Legią Warszawa.