Po tym, jak we wtorek do półfinału Pucharu Polski awansowały Piast Gliwice i Pogoń Szczecin, eliminując faworytów w postaci Rakowa Częstochowa i Lecha Poznań, wiadomo było, że trzecim półfinalistą zostanie zespół żółto-czerwony. Wszak zarówno Jagiellonia Białystok, jak i Korona Kielce to kluby o właśnie takich barwach. Jagiellonia była faworytem, ale musiała udowodnić, że jej ostatnie niepowodzenia (1:2 z Lechem Poznań i 1:1 z Ruchem Chorzów) to tylko drobna zadyszka w połączeniu z koszmarną murawą na jej stadionie, nieułatwiającą drużynie Adriana Siemieńca w grze w jej efektownym dla oka stylu.
Korona jeden mecz w Białymstoku w tegorocznym Pucharze Polski już wygrała, po tym jak w I rundzie ograła rezerwy Jagi 2:1. Tym razem rzecz jasna zadanie miała znacznie trudniejsze, choć podbudowany odrobieniem strat z 1:3 na 3:3 w niedzielnym meczu ligowym z Legią Warszawa zespół Kamila Kuzery chciał udowodnić, że jest trudny do pokonania dla kogokolwiek na krajowym podwórku.
Pierwsza część spotkania w Białymstoku stała pod znakiem dominacji w posiadaniu piłki gospodarzy, z której jednak wynikało bardzo niewiele. Mecz na Podlasiu był przez to zamknięty, a zarazem dla postronnego widza po prostu nudny.
Pierwsze sytuacje zaczęły się pojawiać dopiero w 25. minucie. Korona opierała się przed przerwą tylko na akcjach indywidualnych Mariusza Fornalczyka, który dwa razy próbował zagrozić bramce Sławomira Abramowicza. Raz jego próbę obronił bramkarz białostoczan, a innym razem piłka o około metr minęła słupek bramki Jagi.
W międzyczasie, po drugiej stronie boiska szansę miał Jarosław Kubicki, który po dośrodkowaniu z lewego skrzydła Jakuba Lewickiego uderzył z powietrza, ale jednak z ekwilibrystycznej pozycji, przez co piłka poszybowała tuż nad poprzeczką bramki bronionej przez byłego bramkarza Jagiellonii Xaviera Dziekońskiego.
Sam Dziekoński, który wystąpił w tej rundzie po raz pierwszy i musiał to czynić w specjalnej masce ochronnej po złamaniu kości twarzoczaszki, wykazać musiał się dopiero w 42. minucie. Wtedy to doskonałą szansę na wyjście na prowadzenie zmarnowała Jagiellonia. Po zablokowanym uderzeniu Dominika Marczuka fatalnie spudłował Jarosław Kubicki, który strzelając na pustą bramkę trafił tylko w słupek. Piłka jeszcze spadła pod nogi Jakuba Lewickiego, a mocne uderzenie 19-latka znakomicie odbił bramkarz Korony.
Dwie minuty później Dziekoński z kolei mocno narozrabiał przed własnym polem karnym, gdzie wyszedł na tyle niepewnie, że zdemolował kolegę z drużyny Miłosza Trojaka. Po interwencji ratowników Trojak na końcówkę pierwszej połowy zdołał wrócić, ale już po końcowym gwizdku Tomasza Musiała wyglądał na boksera po solidnym nokaucie, wobec czego po przerwie już nie zagrał.
W przerwie trener Korony Kamil Kuzera nie wymienił jednak tylko Trojaka, a także dwóch innych piłkarzy - Adriana Dalmau oraz Jacka Podgórskiego. Jako że na boisku pojawili się Piotr Malarczyk, Nono i Jewhienij Szykawka, skład Korony był już znacznie bliższy optymalnemu.
To właśnie kielczanie zdecydowanie lepiej weszli w drugą część spotkania. Zaczęło się od płaskiego uderzenia Marcusa Godinho, z którym bez problemu poradził sobie Sławomir Abramowicz, a później było pod jego bramką zdecydowanie groźniej. W 53. minucie 20-letni golkiper Jagi popisał się kapitalną podwójną interwencją, bronią zarówno uderzenie głową Jewhienija Szykawki, jak i dobitkę z dwóch metrów Danny'ego Trejo.
Za trzecim razem Abramowicz już jednak skapitulował. W 58. minucie po złym wybiciu Mateusza Skrzypczaka świetne podanie w pole karne zagrał Nono, a sytuację sam na sam z bramkarzem Jagiellonii wykorzystał Martin Remacle, otwierając wynik spotkania.
Dosłownie tuż przed tą akcją potrójnej zmiany dokonał tym razem Adrian Siemieniec, wpuszczając na boisko Afimico Pululu, Bartłomieja Wdowika i Nene.
Ale gra ofensywna białostoczan była dla nich walką z samym sobą, bo przez długi czas nie udawało im się zagrozić bramce Dziekońskiego. W międzyczasie drugiego gola dla gości próbował strzelić Mariusz Fornalczyk, jednak po kolejnej indywidualnej akcji huknął obok bramki.
Jagiellonia naciskała coraz bardziej i w końcu zmusiła kielecką defensywę do błędu. W 80. minucie po podaniu Adriana Diegueza Afimico Pululu wykorzystał niezdecydowanie Dominicka Zatora i wygrał pojedynek z Dziekońskim, trafiając na 1:1.
Podbudowani wyrównaniem gospodarze szukali jeszcze zwycięskiego gola, jednak defensywa Korony była w stanie wytrzymać ich ofensywę. Dopiero w doliczonym czasie gry w polu karnym Korony doszło do sporego zamieszania, które dobrą interwencją wyjaśnił Xavier Dziekoński, a w ostatniej akcji podstawowego czasu gry z dystansu obok bramki bardzo mocno uderzył Michal Sacek.
W dogrywce najpierw przewagę miała Korona, która jednak w pierwszej jej części nie była w stanie solidnie zagrozić bramce Abramowicza. Wobec tego już po zmianie stron pierwsza znakomita szansa do zmiany wyniku przypadła Jagiellonii, a konkretnie Jesusowi Imazowi, który w sytuacji sam na sam z Xavierem Dziekońskim najpierw nie zdołał pokonać młodego golkipera, a przy dobitce z ostrego kąta trafił tylko w słupek.
Dogrywka była niezwykle zacięta, podobnie jak całe spotkanie, ale po w drugiej jej połowie to Jagiellonia była zespołem nieznacznie lepszym. I gdy wszystko wskazywało na rzuty karne, w 120. minucie gospodarze mieli decydujący rzut rożny. Po centrze Bartłomieja Wdowika i zgraniu piłki głową przez Adriana Diegueza trafiła ona przed bramkę do Afimico Pululu. Francuz najpierw trafił w ustawionego przed bramką Marcela Pięczka, ale po chwili skuteczną dobitką doprowadził do ekstazy siebie, swój zespół i kilka tysięcy kibiców w Białymstoku.
Jagiellonia Białystok pokonała po dogrywce Koronę Kielce 2:1 i została trzecim po Piaście Gliwice i Pogoni Szczecin półfinalistą tegorocznego Pucharu Polski. Ostatnią drużynę w ćwierćfinale wyłoni starcie Wisły Kraków z Widzewem Łódź, a losowanie zaplanowanych na 3 kwietnia półfinałów odbędzie się w piątek.