Kolejna afera wokół PZPN! Już nie wytrzymał: Olali nas

Nie milkną echa skandalu, do jakiego doszło w meczu I rundy Pucharu Polski pomiędzy Skrą Częstochowa a Polonią Warszawa. Wówczas Rafał Smalec, trener drużyny przyjezdnej otrzymał czerwoną kartkę, a następnie został zaatakowany m.in. przez ochronę. Sprawą zajął się nawet PZPN, choć jak na razie nie podjął wiążącej decyzji, co rozczarowało szkoleniowca Polonii. - PZPN nas olał - grzmiał Smalec w programie "Weszłopolscy".

Polonia Warszawa dobrze radziła sobie w Pucharze Polski. Najpierw wyeliminowała trzecioligową Siarkę Tarnobrzeg (3:2), a następnie po dogrywce rozprawiła się ze Skrą Częstochowa (3:2). Finalnie na etapie 1/16 finału zatrzymała ją Wisła Kraków (3:0). Jednak to nie o porażce mówi się najwięcej, a o kontrowersjach z "meczu-widmo", czyli ze spotkania ze Skrą. Doszło wówczas do sporego skandalu, którego bohaterem został trener Polonii, Rafał Smalec. Szkoleniowiec zobaczył czerwoną kartkę w dogrywce, po czym starł się nie tylko z ochroną, ale i rzekomo z prezesem klubu przeciwników. 

Zobacz wideo Sport, w którym piją na potęgę. "Tu alkohol nie jest zakazany"

Trener Polonii Warszawa wściekły na PZPN. "Nie doczekaliśmy się odpowiedzi"

Atmosfera na stadionie była naprawdę gorąca, głównie ze względu na pracę sędziów. Ci podejmowali kontrowersyjne decyzje. Po jednej z nich nie wytrzymał asystent Smalca, który rzucił butelką o ziemię. Ta wylądowała na murawie, w związku z czym szkoleniowiec Polonii wkroczył na boisko, by ją podnieść. Tyle tylko, że arbiter uznał wejścia Smalca za "konfrontacyjne", za co pokazał czerwoną kartkę. Ostatecznie trener opuścił murawę, po czym doszło do dantejskich scen.

- Zostałem prawie pobity przez prezesa klubu i panów ochroniarzy, którzy zaczęli mnie łapać za szyję, za ręce, zaczęli odganiać i wyrywać od barierek, bo nie można było stać w miejscu, w którym nie było zaznaczone, że nie można stać. Dostałem czerwoną kartkę, nie wiem za co. Stanąłem sobie na górze, a za chwilę okazało się, że było to niedozwolone miejsce. Nie wiadomo, z jakiego powodu. Pan ochroniarz zaczął mnie nagle łapać za szyję, dusić, wciskać mi "jabłko Adama" do środka i twierdził, że on mnie nie dotyka. Prezes klubu zaczął mnie szarpać - mówił Smalec. 

Sprawą zajął się PZPN, ale jak przyznał ostatnio trener Polonii, nie przyniosło to oczekiwanych rezultatów. - Wysłaliśmy pismo do Skry z prośbą o ustosunkowanie się do całej sytuacji, a oni powiedzieli, że do momentu, w którym do sprawy nie ustosunkuje się związkowa komisja, to oni też tego nie zrobią. Wysłaliśmy więc do PZPN-u pismo, ale niestety nie doczekaliśmy się odpowiedzi - mówił w programie "Weszłopolscy".

- Nie chcę wzbudzać kontrowersji, ale złożyliśmy wszystkie dowody do PZPN-u. Mieliśmy nagranie z drona, które udowadniało naszą wersję. PZPN nas jednak kolokwialnie mówiąc olał - grzmiał Smalec.

Skra zaprzecza wersji trenera Polonii

O tym, czy sprawa będzie miała ciąg dalszy, przekonamy się w kolejnych tygodniach. Skra także ustosunkowała się do oskarżeń Smalca. Zaprzeczyła jednak, by doszło do duszenia. 

"Ochroniarze przekonywali trenera do opuszczenia "wykluczonej" strefy, lecz Rafał Smalec zachowywał się w sposób wulgarny, agresywny, nie zamierzał zastosować się do próśb i poleceń służb porządkowych. (...) Udział prezesa Skry Częstochowa w incydencie ograniczył się do próby uspokojenia sytuacji i uświadomienia trenerowi Rafałowi Smalcowi, że ze względu na zapisy regulaminowe powinien przenieść się w inne miejsce" - czytamy w oświadczeniu.

Więcej o: