Szok, koszmar, dramat w Pucharze Polski. Bramkarzowi Górnika to się będzie śnić po nocach [WIDEO]

Mecz kuriozalnych goli zobaczyli kibice w Łęcznej. Miejscowy Górnik przegrał z Cracovią 3:4 w pierwszej rundzie Pucharu Polski, a bliski pierwszej bramki po powrocie do Polski był Kamil Glik. Pierwotnie jego zespół zaanonsował, że to właśnie obrońca skierował piłkę do siatki, ale finalnie dziwaczne trafienie zapisano jako samobójcze. Podobnie jak dwa inne, w których gigantyczny udział miał bramkarz gospodarzy.

Starcie pierwszoligowego Górnika Łęczna z ekstraklasową Cracovią było jednym z hitów środowych zmagań w Pucharze Polski. Faworytem był zespół z Krakowa, ale łęcznianie są wiceliderem swoich rozgrywek i tracą niezwykle mało goli. Spotkanie faktycznie dostarczyło gigantycznych emocji, a fani na trybunach zobaczyli mnóstwo goli. Część z nich była naprawdę kuriozalna. 

Zobacz wideo W takim składzie powinna grać reprezentacja Polski Michała Probierza

Kamil Glik nadal bez gola, a był blisko. Cracovia lepsza o Górnika Łęczna po kuriozalnych golach

W pierwszej połowie spotkania nie działo się wiele, ale zawodnicy zadbali o emocje tuż przed jej zakończeniem. Najpierw w 45. minucie Paweł Jaroszyński posłał piłkę w pole karne w stronę Kamila Glika. Futbolówka wybita do góry zaskoczyła bramkarza Górnika, którego blokował jeden z piłkarzy z Krakowa i wpadła do siatki. 

Oficjalny profil krakowskiego zespołu poinformował, że to właśnie Glik skierował piłkę do bramki i tym samym zanotował pierwsze trafienie po powrocie do Polski. Z powtórki wynika jednak, że stoper musi jeszcze poczekać na trafienie, o to nie on, a zawodnik Górnika Souleymane Cisse zanotował trafienie samobójcze. 

Połowa nie zakończyła się wynikiem 1:0 dla gości, ponieważ jeszcze w doliczonym czasie gry byliśmy świadkami kolejnego "samobója". Z rzutu rożnego dośrodkował Adam Deja, a piłkę do własnej siatki skierował Benjamin Kallman i było 1:1. 

Tuż po rozpoczęciu drugiej połowy spotkania Cracovia wyszła na prowadzenia 2:1 i znów byliśmy świadkami kuriozalnej bramki. W 54. minucie pozornie niegroźne dośrodkowanie w pole karne posłał Cornel Rapa, a bramkarz Górnika Tomasz Woźniak źle odbił piłkę w kierunku bramki. Próbował jeszcze ratować się ofiarnym wybiciem, ale po interwencji sędziów VAR okazało się, że piłka przekroczyła linię bramkową całym obwodem. 

Dwie minuty później znów fatalny błąd popełnił Woźniak. Dośrodkowanie w pole karne trafiło wprost na głowę Takuto Oshimy, a Japończyk celnie uderzył w ręce bramkarza. Ten jednak znów odbił piłkę do własnej bramki i tuż przed linią wbił ją głową. Cracovia prowadziła 3:1 przez następne dwie minuty i znów podwyższyła wynik spotkania. Tym razem po rzucie rożnym uderzał Jani Atanasov i było 4:1 dla gości. 

Górnik po straceniu trzech goli w cztery minuty nie miał zamiaru czekać. Już w 60. minucie gospodarze wyprowadzili składną akcję, którą kapitalnym strzałem pod poprzeczkę zamknął Adam Deja i było 2:4. Dobre sytuacje na zdobycie kolejnych goli mieli jeszcze Karol Podliński i Fryderyk Janaszek, ale łęcznianie nie trafili do siatki. 

Więcej podobnych treści znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl.

Kolejny gol na stadionie w Łęcznej padł 89. minucie gry i zwiastował nerwową końcówkę. Po zagraniu ręką arbiter wskazał na rzut karny, a piłkę na jedenastym metrze ustawił Egzon Kreyeziu i chwilę później trafił na 3:4. Oba zespoły miały jeszcze groźne sytuacje, ale wynik utrzymał się do końca spotkania i to Cracovia awansowała do drugiej rundy Pucharu Polski.

Więcej o: