Jeden dzień i dwa mecze tego samego klubu w tych samych rozgrywkach, w dodatku w tym samym mieście. Taka sytuacja, jak we wtorek w Białymstoku, nie zdarza się zbyt często. Szczególnie, gdy jasne jest, że w Pucharze Polski gospodarzem jest zawsze zespół z niższej ligi, a nie jest on wyłoniony w trakcie losowania. W I rundzie tegorocznych rozgrywek los skrzyżował ze sobą dwa zespoły z czołówki tabeli ekstraklasy - Jagiellonię Białystok i Śląsk Wrocław, podczas gdy trzecioligowa Jagiellonia II Białystok, która wygrała Okręgowy Puchar Polski w województwie podlaskim, miała okazję zmierzyć się z ekstraklasową Koroną Kielce.
Odejmując pierwszą czwórkę ligi z zeszłego sezonu, które zmagania w Pucharze Polski rozpoczną od II rundy, Jagiellonia i Śląsk to dwa najwyżej sklasyfikowane zespoły obecnie w ekstraklasie, więc teoretycznie o większy hit we wtorkowy wieczór prosić nie można było. Niestety, tylko teoretycznie, bo pozmieniane zestawienia obu drużyn (m.in. w Śląsku tylko rezerwowym był będący w wielkiej formie Erik Exposito) na Stadionie Miejskim w Białymstoku nie zaprezentowały dobrej piłki.
To i tak jest bardzo eufemistyczne stwierdzenie, bo przez ponad godzinę meczu Jagiellonii ze Śląskiem po prostu nie dało się oglądać, a oba zespoły raczyły nas tylko i wyłącznie pojedynczymi strzałami z dystansu. A to spróbował Mateusz Żukowski, a to Jesus Imaz, a to Martin Konczkowski, a to Nene.
W ogóle pozostawianie Nene osamotnionego przed polem karnym było dość osobliwą taktyką ze strony Śląska Wrocław. Jakże duże musiało być zdziwienie gości, gdy w 62. minucie piłkarz, który w ekstraklasie strzelił przez niespełna półtora roku sześć goli zza pola karnego, wreszcie wziął i trafił tak, że Kacper Trelowski mógł co najwyżej poczuć wiatr przelatującej obok z dużą prędkością piłki, a po chwilę wyciągnąć ją z siatki.
- Trudno powiedzieć, czego tutaj zabrakło. Choć jesteśmy liderem, to też tutaj popełniamy błędy. To, że wygraliśmy sześć meczów z rzędu nie oznacza, że wygramy kolejnych siedem. Trzeba pamiętać o tym, gdzie był Śląsk Wrocław jeszcze kilka miesięcy temu - zaznaczał już po spotkaniu trener Jacek Magiera.
Ów Magiera po straconym golu uznał, że w takich okolicznościach nie ma żartów i wpuścił na boisko Exposito. Ale ten w ogóle nie zaistniał przez pół godziny gry. Swoją setkę na wyrównanie miał za to Petr Schwarz, który głową przestrzelił głową z kilku metrów w końcówce. Wcześniej z kolei Jagiellonia domagała się rzutu karnego za zagranie ręką jednego z wrocławian, ale Paweł Raczkowski i Krzysztof Jakubik na VAR pozostali niewzruszeni.
W końcu ten, który we wtorek obchodził 33. urodziny. Lider Jagi Jesus Imaz w doliczonym czasie gry wykończył płaskie dogranie rezerwowego tego dnia Dominika Marczuka i swoje osobiste święto okrasił nie tylko wygraną i awansem Jagiellonii do kolejnej rundy Pucharu Polski, ale też zdobytą bramką. Jagiellonia wygrała ze Śląskiem 2:0, rewanżując się wrocławianom za ligową porażkę 1:2 sprzed kilku tygodni.
- Bardzo chcieliśmy dziś wygrać i awansować do kolejnej rundy. Przede wszystkim dobrze zareagowaliśmy na bramkę na 1:0 - po jej strzeleniu nie cofnęliśmy się i szukaliśmy drugiego gola. Śląsk miał jedną kluczową sytuację na wyrównanie, ale uważam, że w druga połowa była pod naszą kontrolą - zaznaczał szkoleniowiec gospodarzy Adrian Siemieniec, którego drużynę czeka w niedzielę hitowe starcie z Legią Warszawa. - Od jutra zaczynamy przygotowania do tego spotkania - dodał.
Kilka godzin wcześniej w I rundzie Pucharu Polski zaprezentowały się też rezerwy Jagiellonii Białystok. Z racji organizacji dwóch spotkań pucharowych jednego dnia przez klub, ich mecz z Koroną Kielce został wyznaczony na godzinę 12:30. Kluby ekstraklasy znają ją doskonale, ale i tak Korona dała się przez trzecioligowca zaskoczyć.
Choć trener gości Kamil Kuzera wystawił skład bliski optymalnemu, to już w siódmej minucie 18-letni Damian Wojdakowski zakręcił na lewym skrzydle obrońcą Korony i dośrodkował w pole karne, gdzie kapitan jagiellońskich rezerw wykorzystał niezdecydowanie Miłosza Trojaka i głową z bliska pokonał Konrada Forenca.
- Powiedzieliśmy sobie przed tym meczem w szatni, żeby od początku grać odważnie i cieszyć się grą. Później taka gra kosztowała nas utratę gola, ale może gdybyśmy tak nie zaczęli, to nie udałoby się go strzelić i nie byłoby tylu emocji - mówił po spotkaniu Adrian Żurański, szkoleniowiec Jagiellonii II. - Traktowaliśmy ten mecz jako nagrodę za wygrany okręgowy Puchar Polski w zeszłym sezonie. Zawodnicy wygrali go wiosną na Podlasiu, a ja z Concordią Elbląg w województwie warmińsko-mazurskim - dodał.
Nadzieje na sensację w ośrodku treningowym Jagiellonii malały jednak z każdą akcją Korony, która z dość dużą łatwością w pierwszej połowie przedostawała się w pole karne gospodarzy. Koroniarze mieli mnóstwo okazji bramkowych i z czasem zaczęli je wykorzystywać. W 20. minucie do siatki trafił Adrian Dalmau, tuż przed przerwą drugą bramkę dołożył Ronaldo Deaconu.
Wydawało się, że w drugiej połowie rozpocznie się pogrom, ale gdy w pierwszym kwadransie nie udało się podwyższyć prowadzenia kielczanie wyraźnie zwolnili. Owszem, bardzo pewnie utrzymywali się przy piłce, ale mimo wszystko można było być zaskoczonym, że nie szukają już trzeciego gola. I w końcówce jedna z nielicznych wrzutek gospodarzy w pole karne Korony zakończyła się świetną szansą Viniciusa, który jednak w bramkę nie trafił i Korona po zwycięstwie 2:1 awansowała do kolejnej rundy.
Kamil Kuzera został zapytany o tę końcówkę, czy i na ławce Korony choćby po sytuacji Viniciusa zrobiło się nerwowo. - Nie no, bądźmy poważni... Mieliśmy pełną kontrolę, bardzo dobrze utrzymywaliśmy się przy piłce, a wiadomo, że przez 45 minut jakaś jedna czy druga wrzutka rywali zawsze może trafić w pole karne. Ale szacunek dla chłopaków z Jagiellonii, że starali się do końca - mówił Kuzera. - Dla nas najważniejsze są dwie rzeczy - awans oraz że nikt nie narzeka na kontuzję. Teraz liczy się mecz pucharowy w Mielcu -podsumował.
- To mógł być bardzo dobry dzień, a był tylko dobry. Drugi zespół nie był faworytem, ale z przebiegu spotkania też miał swoje szanse. Dzielnie walczył, ale nie udało się. Bardzo się cieszymy jednak, że my ten awans wywalczyliśmy - podsumował cały dzień Adrian Siemieniec, pierwszy trener Jagiellonii, który był także obecny na popołudniowym spotkaniu drugiej drużyny. Losowanie II rundy Pucharu Polski zaplanowano na 29 września.