Dyskusję na temat obsady sędziowskiej finału Pucharu Polski wywołał sam Marek Papszun. Dzień przed meczem, kiedy mówił, że dziwi się, iż wtorkowego spotkania nie sędziuje najlepszy polski sędzia, czyli w domyśle Szymon Marciniak.
Papszun nie ma najlepszych wspomnień z Piotrem Lasykiem, który sędziował nie tylko wtorkowy finał, ale też poprzedni mecz z Legią przy Łazienkowskiej - przegrany na początku kwietnia przez Raków 1:3.
- To trzeba przeanalizować na spokojnie - powiedział Papszun, kiedy po wtorkowym meczu z Legią znowu pytany był o sędziego Lasyka. - Z drugiej strony nie zauważył ewidentnego faulu na czerwoną kartkę, więc co tu dalej komentować - uśmiechnął się po chwili.
Trenerowi Rakowa chodziło oczywiście o faul na Franie Tudorze, po którym z boiska już w 6. minucie wyleciał boczny obrońca Legii Yuri Ribeiro.
Po wtorkowym meczu trener Rakowa nie chciał komentować nie tylko pracy sędziego Lasyka, ale również zachowania trenera Legii Kosty Runjaicia, z którym starł się na początku spotkania, za co zobaczył nawet żółtą kartkę. Nie odniósł się także do sytuacji zaraz po meczu, kiedy między piłkarzami Legii i Rakowa doszło do przepychanek.- Jeśli ktoś tego nie widział, proszę sobie odtworzyć i zobaczyć. Wszystko jest nagrane - rzucił tylko.
Papszun pomeczową konferencję zaczął od gratulacji. - Trzy finały, 16 meczów. To była długa droga, której pogratulowałem mojemu zespołowi od razu po meczu w szatni. Dziś nie strzeliliśmy gola, choć sytuacji mieliśmy wiele. Legia była lepsza w rzutach karnych i to trzeba jej oddać - przyznał trener Rakowa.
Po czym dodał: - Nie wykorzystaliśmy pierwszej połowy, w której Legia miała kłopot z odpowiednią organizacją. Wszystko uporządkowało wejście Maika Nawrockiego [w 43. minucie zmienił Ernesta Muciego] i kolejne zmiany, które pozwoliły rywalom na lepsze bronienie. Zabrakło nam też nieco jakości i szczęścia. W decydującym momencie zadrżała noga Mateuszowi Wdowiakowi. Rozmawiałem z nim i powiedziałem, że nie może brać do siebie niestrzelonego rzutu karnego. Miał dobre intencje, ale presja sprawiła, że nie trafił. Nie ma w tej drużynie tak, że jeden zawodnik jest winny porażki - podkreślił Papszun.
- Ja nie obwiniam piłkarzy. Już prędzej siebie, bo mam sobie pewne rzeczy do zarzucenia. Mogłem np. lepiej zarządzać zmianami, co nie do końca mi wyszło. Nie udało się w pełni pomóc drużynie. Chodzi o momenty, ale też wybory personalne. Krótko mówiąc: nie popisałem się w tym temacie - podkreślił Papszun, ale nie rozwinął swojej myśli.
Papszun po sezonie odchodzi z Rakowa. Nowym trenerem drużyny z Częstochowy, której brakuje punktu do zdobycia mistrzostwa Polski, zostanie jego dotychczasowy asystent Dawid Szwarga.