To miało być wielkie święto śląskiej piłki. I było, ale do czasu aż banda chuliganów zaczęła palić flagi, forsować ogrodzenie i atakować ochronę szklanymi butelkami. A to nie koniec. Wulgarne przyśpiewki, wzajemne wyzwiska, a na koniec sceny, których na polskich stadionach nie było już dawno. Zaczęło się od oprawy kibiców Ruchu wymierzonej w fanów z Zabrza. Później gospodarze podpalili flagi, a gdy ochrona zaczęła je gasić, doszło do pierwszych starć.
Kibole próbowali zniszczyć ogrodzenie i dostać się pod sektor kibiców gości. Ochrona próbowała ich spacyfikować gazem łzawiącym, ale ataki nie ustawały. W pewnym momencie bandyci w kominiarkach wnieśli na sektor plastikowe transportery po piwie i szklane butelki. I zaczęli nimi rzucać w ochroniarzy. W ich kierunku leciały też petardy, puszki i pozostałości po racach.
Po meczu o komentarz do tych wydarzeń poprosiliśmy Seweryna Siemianowskiego, prezesa Ruchu Chorzów. - To jest tragedia! Takie osoby powinny być eliminowane ze stadionów. Chciałbym jednak podkreślić, że 99 procent kibiców zachowywało się normalnie, kibicowało i wspierało Ruch. Nie można patrzeć tylko na tych, którzy przyszli w innym celu. Ich trzeba ganić, z każdej strony. Mam nadzieję, że kiedyś to do nich dotrze. Wierzę też, że polskie prawo będzie w końcu pozwalało na skuteczne egzekwowanie kar - przyznał prezes Ruchu w rozmowie ze Sport.pl.
Gdy zapytaliśmy go, czy klub mógł zrobić coś więcej, żeby zapobiec takim sytuacjom, odpowiedział: - Zrobiliśmy wszystko. Wynajęliśmy najlepszą ochronę z możliwych. To ona zabezpieczała kibiców gości i wszystkie newralgiczne miejsca na stadionie. To była duża i kosztowna inwestycja dla klubu, ale chcieliśmy zapewnić maksymalne bezpieczeństwo - zapewnił.
Na boisku Górnik Zabrze pokonał Ruch Chorzów 1:0 i awansował do II rundy Pucharu Polski