Specjalista od Pucharu Polski. "Gdyby nie było innych rozgrywek, miałby Złotą Piłkę"

Dawid Szymczak
Gdyby jedynymi rozgrywkami na świecie był Puchar Polski, Mateusz Wdowiak miałby już kilka Złotych Piłek. Strzelił Lechowi Poznań gola po akcji, którą zaplanowali trenerzy Rakowa Częstochowa, wygrał trzeci finał z rzędu i wyjeżdżał ze Stadionu Narodowego nie tylko ze złotym medalem, ale też z wyjątkową pamiątką.

Wdowiak po każdym finale zabiera dyktę ze swojej szafki w szatni z imieniem i nazwiskiem. Jest na niej też logo Pucharu Polski i rok, w którym odbywał się finał. 2020: Cracovia - Lechia Gdańsk. 2021: Raków Częstochowa - Arka Gdynia i 2022: Raków - Lech Poznań. To idealna pamiątka, by nie pogubić się w tych triumfach.

Zobacz wideo Wisła nad przepaścią. Brzęczek: Jakbym nie był optymistą, to musiałbym zrezygnować z pracy

- Zbieram to po każdym finale. Miało być jedno, jest już trzecie, więc chyba trzeba w końcu jakoś to zagospodarować. Na razie jeszcze żadnego nie oprawiałem w ramkę, bo często się przeprowadzam, ale jak już zamieszkam gdzieś na dłużej, to na pewno taką pamiątkę z trzech finałów sobie przygotuję - mówi skrzydłowy Rakowa i wspomina kolejne finały. - Każdy z nich był inny. Pierwszy, jak to w życiu z pierwszym razami, był najbardziej emocjonujący i pamiętam go najlepiej. Sam mecz był wtedy bardzo atrakcyjny i zacięty, ze zwrotami akcji, dogrywką i moim golem na 3:2. W zeszłym roku też było sporo emocji, bo przegrywaliśmy z Arką i dopiero w końcówce odwróciliśmy wynik, ale stadion w Lublinie był pusty, więc nie da się porównać atmosfery do tej z Narodowego. Teraz wygraliśmy z Lechem Poznań, więc najsilniejszym rywalem z możliwych, z którym walczymy też o mistrzostwo, co na pewno jest dodatkowym smaczkiem. 

"Radość w szatni była wielka. Śpiewy, zabawa. Mam już lekką chrypę"

Wdowiak nie tylko od trzech lat zdobywa Puchar Polski, ale też ma w te sukcesy spory wkład. W tym sezonie w sześciu meczach strzelił cztery gole - w 1. rundzie ze Stalą Rzeszów, w 2. z KKS-em Kalisz, zwycięskiego w półfinale z Legią Warszawa i w finale z Lechem. Dwa lata temu również trafiał w półfinale i finale. I też kończył tamtą edycję z czterema golami. - To chyba moje ulubione rozgrywki. Nie umiem racjonalnie wytłumaczyć, co się ze mną dzieje w tych meczach. Może pomaga ta presja, że jeden mecz wszystko rozstrzyga? To mnie dodatkowo napędza. Śmiałem się z chłopakami, że chciałbym mieć takiego pucharowego hat-tricka. Udało się! Niech tak będzie co roku - uśmiechał się Wdowiak. - Radość w szatni była wielka. Śpiewy, zabawa. Mam już lekką chrypę. Wygrać puchar to duża sztuka, ale obronić jest jeszcze trudniej, a nam się to udało. - dodał. 

Po meczu piłkarze Lecha i trener Maciej Skorża największe pretensje mieli do siebie o tracone gole po akcjach, których się spodziewali. Raków nie zaskoczył ich ani długimi zagraniami do Vladislavsa Gutkovskisa, ani szybką kontrą, którą wykończył Wdowiak. - Bramka kontaktowa na początku drugiej połowy na pewno dodała piłkarzom Lecha wiary, że uda im się odwrócić wynik. Mieli częściej piłkę, ale my czekaliśmy w niskiej obronie i nie dopuszczaliśmy ich do groźnych akcji. Nie czuliśmy, że mamy w tym meczu jakiś problem. Kontrolowaliśmy grę bez piłki, zamykaliśmy przestrzenie i czekaliśmy na okazje do kontrataków, choć trzeba przyznać, że w drugiej połowie już nam to nie wychodziło tak dobrze, jak w pierwszej, gdy po takich akcjach strzeliliśmy dwa gole - analizował strzelec gola na 2:0.

Trenerzy zapewniali go przed meczem, że będzie miał okazję bramkową właśnie po takiej szybkiej akcji. - Na treningach mnie na to przygotowywali. Mówili, jak najlepiej te przestrzeń wykorzystać, bo w poprzednim meczu z Lechem, w Poznaniu, nie wykorzystywałem jej właściwie. Zmieniliśmy trochę moje ruchy. Dostosowałem się i przyniosło to efekt. Strzeliłem gola - mówi Wdowiak. 

Raków Częstochowa z roku na rok osiąga lepsze wyniki. Tajemnica sukcesu? Ludzie

Żaden polski klub nie robi takich postępów jak Raków Częstochowa. Z roku na rok osiąga lepsze wyniki. Jeszcze pięć lat temu grał w II lidze, a dzisiaj należy już do krajowej czołówki.

  • 2016/17 - 1. miejsce w II lidze
  • 2017/18 - 7. miejsce w I lidze
  • 2018/19 - awans do Ekstraklasy i półfinał Pucharu Polski
  • 2019/20 - 10. miejsce w Ekstraklasie
  • 2020/21 - wicemistrzostwo, zdobycie Pucharu Polski
  • 2021/22 - zdobycie Pucharu Polski, walka o mistrzostwo - pierwsze miejsce w tabeli na 3 kolejki przed końcem sezonu

Wdowiak jest w Rakowie półtora roku. Wystarczająco długo, by zapytać go o tajemnicę tego sukcesu. - Najważniejsza jest jakość pracujących tutaj ludzi. W zarządzie, w sztabie trenerskim, w całym klubie i w samej drużynie. To są ludzie, którzy wiedzą, czego chcą i jak to zrobić. Ciągle chcą się rozwijać. To klucz. Ten klub cały czas się rozwija na każdym niemal poziomie. Niby coś oczywistego, ale my to dzień w dzień robimy. Mamy bardzo świadomych zawodników, więc wzajemnie się napędzamy. Atmosfera jest bardzo dobra i myślę, że widać to także na boisku - mówi.

Ten sezon i tak będzie lepszy niż poprzedni, bo Raków jest znacznie bliżej mistrzostwa niż rok temu. Tym razem realnie o nie walczy. Poprzednio Legia Warszawa była pewnym liderem, a Raków rywalizował o wicemistrzostwo z Pogonią Szczecin. Żeby jednak progres był ewidentny, klub musi zdobyć mistrzostwo. Zostały trzy mecze. Lech ma tyle samo punktów, ale gorszy bilans bezpośrednich meczów. Kluczowa może być już następna kolejka, bo i Raków, i Lech trafiają na niewygodnych rywali. Poznaniacy jadą do Gliwic na mecz z Piastem, a do Częstochowy przyjeżdża Cracovia, która dała się Rakowowi pokonać tylko w jednym z ostatnich siedmiu meczów. Dla Wdowiaka zbliżające się spotkanie ma dodatkowy wymiar, bo jest wychowankiem Cracovii i grał dla niej przez blisko 20 lat. 

- Spędziłem tam mnóstwo czasu, więc będzie to bardzo sentymentalne spotkanie. Emocje na pewno się pojawią, ale przed i po meczu. Nie w trakcie. Jeśli wygramy wszystkie spotkania do końca, będziemy mistrzami Polski. Takie mecze jak finał tylko nas napędzają i pokazują, że jesteśmy mocni. Kolejny raz sobie to udowodniliśmy. Pokonaliśmy rywala, z którym walczymy też w lidze. Teraz jest chwila, żeby pocieszyć się tym sukcesem, ale już we wtorek mamy trening regeneracyjny i zaczynamy przygotowywać się do meczu z Cracovią. Mamy świadomość, że przed nami jest coś jeszcze większego i już niewiele brakuje, żeby to mieć. Wszystko w naszych rękach i głowach.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.