Grobowa atmosfera, a przybity Skorża mówił o kibicach Lecha. "Oczywiste"

Przybity Maciej Skorża i przybici piłkarze Lecha Poznań chcą w kilka dni pozbierać się po przegranym finale Pucharu Polski z Rakowem Częstochowa. - Miny są, jakie są. Trudno by były inne. Bardzo chcieliśmy zdobyć to trofeum, choć wiadomo, że mistrzostwo Polski jest dla nas najważniejsze - mówił trener Lecha. O braku kibiców wypowiadać się nie chciał.

Pomeczowa konferencja prasowa zaczęła się od niedziałających mikrofonów. Maciej Skorża pojawił się w sali przybity, z minorową miną. Czekając na naprawienie sprzętu, ślepo wpatrywał się w stół. Wyglądał na absolutnie załamanego porażką 1:3. Lech Poznań czwarty raz z rzędu przegrał w finale Pucharu Polski na Stadionie Narodowym.

Zobacz wideo Borek: Lewandowski chyba dojrzał do tego, by zmienić otoczenie

- Cóż, jesteśmy bardzo smutni, że tak się to potoczyło. Fatalnie się to dla nas zaczęło. Chcieliśmy grać wysoko, zepchnąć Raków do obrony. I początek tak wyglądał, ale już pierwsza piłka za naszą linię obrony skończyła się golem. Było 0:1. Drużyna zareagowała, Kuba Kamiński miał sytuacje, szukaliśmy wyrównania. Ale wtedy znów nasz błąd sprawił, że straciliśmy gola. Chcieliśmy w drugiej połowie grać ofensywniej, cofnęliśmy Michała Skórasia na prawą obronę, strzeliliśmy gola, chcieliśmy wyrównać, ale Raków świetnie się bronił. Był doskonale zorganizowany. Gdy pojawiał się u nas fizyczny dołek, Ivi Lopez strzelił trzeciego gola, po którym właściwie było już po meczu - mówił zasmucony Skorża. - Ale sezon się nie skończył. Walczymy o mistrzostwo Polski - dodał po sekundzie ciszy znacznie pewniejszym głosem.

Grobowa atmosfera na konferencji Lecha Poznań. "Miny są, jakie są"

O tę jego minę i smutne twarze piłkarzy zapytali go na początku dziennikarze. - Miny są, jakie są. Trudno by były inne. Musimy przetrawić tę porażkę. Mam w szatni znakomitych piłkarzy i wiem, że będziemy potrafili się podnieść. Jedziemy do Gliwic i chcemy tam wygrać. Oczekuję, że żaden piłkarz nie będzie rozpamiętywał tej porażki. Zostały trzy mecze w lidze i musimy je wygrać - powiedział. 

Rozczarowani finałem kibice Lecha liczą zapewne, że powtórzy się scenariusz z 2015 r., gdy zespół Skorży, mimo porażki w Pucharze Polski, zdobył później mistrzostwo. - Faktycznie, raz już udało się podnieść zespół. Nie mamy wszystkiego w swoich rękach, ale ze swojej strony musimy zrobić wszystko, co możliwe, czyli wygrać pozostałe mecze - mówił Skorża. Rywalem Lecha w walce o ligowy tytuł również jest Raków. W sali konferencyjnej pojawiły się sugestie, że zespół Marka Papszuna z każdym meczem ucieka Lechowi. - Nie mam takiego wrażenia. Po prostu popełniliśmy błędy, które nie zdarzają nam się w lidze. Nie daliśmy rady, nie asekurowaliśmy się w odpowiedni sposób. Często gramy wysoko i mamy przewagę. Nasi obrońcy dobrze wówczas asekurują. W finale nam tego brakowało. Raków jest długo budowany, procentuje u nich konsekwencja. Trener Papszun doprowadza pewne automatyzmy do perfekcji - powiedział z uznaniem. 

A może to problem mentalny sprawia, że Lech od siedmiu lat za każdym razem zawodzi w kluczowych momentach i wywraca się na ostatniej prostej. - Nie zrzucajmy całej historii niepowodzeń na barki tej drużyny. Przegrywamy finał, ale widzę postęp względem poprzedniego roku. Widzę też oczywiście rezerwy - również personalne, bo nie na każdej pozycji mamy sprofilowanego piłkarza pod nasz styl gry - odpowiedział Skorża.

Maciej Skorża szczerze: "Skoro przegraliśmy, to moje decyzje nie były najlepsze"

Na finałowym meczu, który miał być kibicowskim świętem, nie pojawili się najbardziej zagorzali fani Lecha. Trybuna za jedną z bramek przez cały mecz była pusta. Powodem był zakaz wnoszenia dużych flag i transparentów, wydany przez prezydenta Warszawy Rafała Trzaskowskiego, podczas wydawania zgody na organizację imprezy masowej. Mimo to, kibice Lecha przynieśli elementy oprawy i nie zostali wpuszczeni na stadion. 

- Już na przedmeczowej konferencji mówiłem, że lepiej gramy z kibicami niż bez nich. Wydaje mi się to oczywiste. Ale zostawmy to. Nie mieliśmy na to żadnego wpływu - nie chciał szukać wymówki trener Lecha. 

A dlaczego posadził na ławce Joao Amarala, najlepszego w tym sezonie zawodnika Lecha, który tuż po wejściu na boisku strzelił jedynego gola?  - Raków zawsze przewyższa nas w aspekcie fizycznym. Amaral w ostatnim meczu został przez obrońców Rakowa mocno poturbowany, a poza tym rywale na wiosnę przebiegli 8 km więcej od nas, a na jesień 6 km więcej. To była reakcja na to. Chcieliśmy mieć Joao wypoczętego. Wchodził na boisko z ławki w meczu w Częstochowie i spisał się świetnie. Strzelił gola, miał okazję na kolejnego. Liczyliśmy na podobny scenariusz. Poza tym, Dawid Kownacki, który go zastąpił, był ostatnio w świetnej formie. Nie spodziewałem się też takich błędów z naszej strony - tłumaczył Maciej Skorża, a dopytywany o wystawienie na prawej obronie Joela Pereiry, który popełnił prosty błąd przy bramce na 0:2, powiedział: - Nie odpowiem teraz na to pytanie. Po chłodnej analizie mogę dojść do innych wniosków. Ale skoro przegraliśmy, to moje decyzje nie były najlepsze - przyznał. I na koniec znów próbował wskrzesić resztki optymizmu: - Absolutnie stać tę drużynę, żeby wygrać trzy ligowe mecze.

Więcej o:
Copyright © Agora SA