Polski III-ligowiec robi furorę. Historyczny mecz. "Chcemy zagrać na Narodowym"

Jakub Seweryn
Na trzecioligową Olimpię Grudziądz machały już w tym sezonie ręką ekstraklasowe Warta Poznań i Wisła Kraków. Obu jednak w Pucharze Polski już nie ma, a Olimpia szykuje się na mecz z Lechem Poznań, który zdecyduje o tym, kto zagra w majowym finale na Stadionie Narodowym. - To prawdopodobnie jeden z najważniejszych meczów w historii klubu - mówi Sport.pl trener drużyny z Grudziądza, Marcin Płuska.

Czwarte miejsce w I lidze i ćwierćfinał Pucharu Polski - to były do niedawna najlepsze wyniki w historii Olimpii. We wtorek zespół z Grudziądza zagra w półfinale krajowego pucharu - trzecioligowiec podejmie walczącego o krajowy dublet Lecha Poznań. I choć nikt nie ma większych wątpliwości, kto jest zdecydowanym faworytem tej konfrontacji, już dwie inne drużyny z ekstraklasy - Warta Poznań i Wisła Kraków - przekonały się na własnej skórze, że w Grudziądzu wcale nie gra się łatwo. Tyle że i przed Olimpią zdecydowanie najtrudniejsze wyzwanie z dotychczasowych. 

Zobacz wideo Analizujemy rywali Polaków na MŚ. Na to musi być gotowy Czesław Michniewicz

- Wiemy, jak duża jest siła Lecha. Jego kadra jest bardzo szeroka i wyrównana. Niezależnie od tego, kogo wystawi trener Maciej Skorża, czeka nas bardzo trudne spotkanie - przyznaje w rozmowie ze Sport.pl trener Olimpii, Marcin Płuska. - Ale dla nas to jest nagroda za naszą dobrą grę w tej całej edycji Pucharu Polski. Zrobimy jednak wszystko, aby ta piękna historia trwała dalej - zaznacza.

Piękna przygoda po dwóch kolejnych spadkach. Ale puchar nie jest głównym celem

Ale przed sezonem nikt w Grudziądzu takiej przygody spodziewać się nie mógł. Do nowych rozgrywek Olimpia przystępowała po dwóch koszmarnych sezonach - zespół, który w 2015 roku był bliski awansu do ekstraklasy, w ciągu dwóch lat zaliczył spadek z drugiego na czwarty poziom rozgrywkowy. 

- Ale pomimo tych dwóch kolejnych spadków, gdy przyszedłem tutaj latem, zastałem dobrze zorganizowany klub z bardzo dobrą infrastrukturą. Byliśmy bardzo zadowoleni, że możemy w takich warunkach pracować. Zespół z kolei przeszedł rewolucję kadrową, zostało w nim bardzo niewielu zawodników z poprzedniego sezonu. Można powiedzieć, że powstała tu zupełnie nowa drużyna - opowiada trener Płuska.

I jak się okazuje, wcale nie finał na Narodowym jest obecnie tym, na czym wszystkim w klubie z Grudziądza zależy najbardziej. - Przed sezonem naszym głównym celem był powrót na szczebel centralny i on w dalszym ciągu się nie zmienia - przyznaje Płuska, którego zespół w grupie drugiej III Ligi zajmuje drugie miejsce ze stratą trzech punktów do prowadzącej Kotwicy Kołobrzeg. - W Pucharze Polski chcemy jednak grać tak długo, jak to tylko możliwe. Każdy z nas chciałby zagrać na Stadionie Narodowym. Dzieli nas od tego tylko i aż 90 minut. Zrobimy wszystko, aby tam się znaleźć - dodaje.

Olimpia jak Arka? Najtrudniej było z... trzecioligowcem

W szeregach Olimpii można znaleźć jednego zawodnika, który wie, jak się gra w finale na Narodowym i zdobywa Puchar Polski. Mowa o Marcinie Warcholaku, byłym obrońcy Arki Gdynia, który z tym klubem grał w finale dwukrotnie. W 2017 roku Arka zdobyła Puchar Polski wygrywając po dogrywce z Lechem Poznań 2:1, z kolei rok później uległa w finale Legii Warszawa 1:2.

- Marcin mówi, że widzi wiele podobieństw między drogą Arki a naszą. Oby i finał jej był taki sam - zdradza trener Płuska. Jego zespół w rundzie wstępnej, jako spadkowicz z II ligi, wygrał na wyjeździe z drugoligowym Hutnikiem Kraków 1:0. Później Olimpia grała już tylko w Grudziądzu. Pokonała dwa zespoły z ekstraklasy - Wartę Poznań (2:0) i Wisłę Kraków (1:1, w karnych 5:3) oraz drugoligowe rezerwy swojego wtorkowego rywala, Lecha Poznań (3:0).

Co było kluczem do pokonania wyżej notowanych rywali? - Zostawiliśmy serce na boisku i wszyscy w klubie ciężko pracowaliśmy na ten sukces. Naprawdę uwierzyliśmy, że można pokonać tych rywali, i zaprezentowaliśmy odpowiednią dyscyplinę i determinację, dążąc do tego celu - tłumaczy szkoleniowiec trzecioligowca. 

Paradoksalnie, najbliżej odpadnięcia Olimpia była mierząc się z rywalem z tego samego poziomu rozgrywkowego - trzecioligowym Świtem Nowy Dwór Mazowiecki (3:3, k. 4:2), z którym grała w 1/8 finału. - To spotkanie toczyło się w bardzo trudnych warunkach atmosferycznych, na śniegu. Wszystkie sześć goli padło na jedną bramkę. Pogoda sprawiła nam psikusa, ale nie da się ukryć, że byliśmy blisko odpadnięcia - opowiada trener zespołu z Grudziądza. - Przegrywaliśmy już 0:2, a także już w dogrywce 2:3, aż do 118. minuty. Drużyna pokazała jednak charakter i ogromną determinację - zaznacza. 

 

I nie ulega wątpliwości, że to wszystko będzie niezbędne we wtorkowy wieczór przeciwko kandydatowi do mistrzostwa Polski. - Na pewno! Musimy być drużyną, która będzie bardzo dużo biegać, ciągle się asekurować, zminimalizuje ryzyko utraty bramki, a także wykorzysta sytuacje, które się nadarzą. Musimy być bezwzględnie skuteczni pod bramką przeciwnika - podsumowuje Marcin Płuska.

Wtorkowe spotkanie obejrzy z trybun komplet 3,5 tysiąca kibiców, w tym nawet 600 kibiców z Poznania. Na taką widownię Olimpia otrzymała pozwolenie, choć jej obiekt jest większy i mógłby pomieścić nawet około 5 tysięcy fanów. Początek półfinału o godz. 18, w drugiej parze Raków Częstochowa zmierzy się z Legią Warszawa, a mecz zostanie rozegrany w środę. 

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.