Dla Legii środowy ćwierćfinał Pucharu Polski z Górnikiem Łęczna urósł do rangi meczu sezonu. I Legia wygrała ten mecz - przy Łazienkowskiej było 2:0, zespół z Warszawy jest już w półfinale. Ale poza niezłą grą i ładnym golem Josue w pierwszej połowie i skuteczną kontrą wykończoną przez Ernesta Muciego pod koniec drugiej, kiedy rywal rzucił wszystkie siły do ataku, znowu nic wielkiego nie pokazała.
"Cel uświęca środki" - mogą sobie powiedzieć w Warszawie - do kwalifikacji Ligi Konferencji Europy poprzez zdobycie Pucharu Polski - jedynego okna na świat, które Legia może sobie w tym sezonie uchylić - drużynę Aleksandara Vukovicia dzielą już tylko dwie wygrane. Choć patrząc na poziom gry z Górnikiem, lepiej napisać "wciąż" albo nawet "aż" dwie wygrane.
- Brakuje mojemu zespołowi pewności siebie - mówił Vuković przed ostatnim ligowym meczem z Wisłą Kraków. A w środę przed meczem z Górnikiem Łęczna powtórzył w zasadzie to samo. Przyznał, że piątkowa wygrana 2:1 w lidze z Wisłą - po golu Mateusza Wieteski w doliczonym czasie do drugiej połowy - jakoś znacząco tych nastrojów nie poprawiła. - To był tylko jeden mecz, wielkiej różnicy nie widzę - wzruszył ramionami Serb przed meczem z Górnikiem.
W lidze Legia Vukovicia walczy o przeżycie, w środę w Pucharze Polski walczyła o przyszłość. I nadal o nią będzie walczyć, ale na razie wielkiej różnicy w podejściu, poziomie energii i jakości gry nie widać. Legia wciąż jest toporna. Wciąż popełnia proste błędy w środku pola. Wciąż momentami jest wystraszona i zepchnięta pod własne pole karne do głębokiej defensywy. Tak było w środę w drugiej połowie. Szczególnie pod koniec meczu, kiedy wydawało się, że to prędzej Górnik wyrówna, niż Legia strzeli drugiego gola. Strzeliła za sprawą Muciego w 86. minucie.
To już w tym sezonie standard, że rywale przyjeżdżają na Łazienkowską i się nie boją. Grają z Legią wysokim pressingiem, często podwajają, a nawet potrajają krycie - jak Górnik w 18. minucie, kiedy piłkę stracił Bartosz Slisz. Do tego wszyscy zdążyli już przywyknąć.
Nie wszyscy natomiast przywykli do ustawienia z czwórką obrońców, bo to jest w Legii nowość. Vuković po tym, jak w grudniu wrócił do Legii, by ratować sezon, w środę zdecydował się na to ustawienie dopiero po raz drugi. Wcześniej jego zespół zagrał tak z Wisłą, więc można powiedzieć, że manewr się powiódł, bo Legia oba mecze wygrała. Ale znów - nie były to zwycięstwa przekonujące.
Standardem nie jest też akcja, jaką Legia przeprowadziła w 24. minucie. Zaraz po golu Josue, kiedy tuż przed polem karnym Górnika piłkę na jeden kontakt wymieniali Mladenović, Slisz, Rosołek, znowu Mladenović, Josue i znowu Slisz. To była akcja ładna, przemyślana i rozegrana w dobrym rytmie - zabrakło tylko lepszego strzału Slisza. Uderzenie sprzed pola karnego było celne, ale w sam środek i Maciej Gostomski nie miał z problemu z jego obroną.
To był przebłysk dobrej gry, jeden z niewielu w tym spotkaniu. Dlatego kibice Legii raczej tylko wzruszą ramionami i powtórzą raz jeszcze "Cel uświęca środki". Niektórzy zauważą może jeszcze, że mecz z Górnikiem był dla Legii trzecim z rzędu bez porażki. Ostatni raz taką serię mistrz Polski miał we wrześniu, kiedy najpierw ograł w Lidze Europy na wyjeździe Spartaka Moskwa (1:0), później w ekstraklasie u siebie Górnika Łęczna (3:1), a na koniec pokonał na wyjeździe Wigry Suwałki w 1/32 Pucharu Polski (3:1).
Cóż, Legia upadła tak nisko, że zamiast serii zwycięstw, liczy się jej mecze bez porażki. Inaczej niż w poprzednich latach, kiedy celem były: mistrzostwo i Puchar Polski. Teraz legioniści liczą pewnie na szczęście w piątkowym losowaniu półfinałów. Mogą w nim trafić na Lecha Poznań, Raków Częstochowa lub trzecioligową Olimpię Grudziądz. I chyba nie trzeba wyjaśniać, że tylko w starciu z jednym rywalem Legia będzie faworytem.