Lech Poznań dopiero w rzutach karnych 4:3 (1:1 po dogrywce) wyeliminował Radomiaka z Pucharu Polski. Bohaterem był bramkarz Kolejorza, Filip Bednarek, który w konkursie jedenastek obronił dwa strzały pierwszoligowca. Podobna sytuacja miała miejsce pół roku temu, gdy Bednarek również dwa razy skutecznie powstrzymał piłkarzy Charleroi w eliminacjach Ligi Europy.
W czwartek w spotkaniu z Radomiakiem golkiper Lecha powstrzymał m.in. uderzenie Miłosza Kozaka, który miał szansę zapewnić Radomiakowi awans do ćwierćfinału, ale nie wytrzymał próby nerwów. Po tym, jak Bednarek odbił przed siebie strzał Kozaka w pewnym momencie między zawodnikami doszło do spięcia. - No i co teraz ch... je...?! - krzyczał Bednarek do Kozaka, który w przeszłości był piłkarzem ekipy z Poznania, ale w 2013 roku odszedł do Legii Warszawa. Kozak w Legii nie zaistniał i grał potem w Zagłębiu Sosnowiec, Wigrach Suwałki i Podbeskidziu Bielsko-Biała.
Wcześniej Kozak w trakcie meczu wielokrotnie prowokował piłkarzy Dariusza Żurawia. Między nim a piłkarzami Kolejorza dochodziło do przepychanek i kopnięć. Później Kozak starał się przeszkodzić Puchaczowi w egzekwowaniu rzutu karnego.
Bednarek po zakończeniu spotkania powiedział przed kamerami Polsatu Sport, że w getrach miał ukrytą ściągawkę, która pomogła mu w rzutach karnych - Rano dostałem materiał od analityka. To była 36-minutowa prezentacja wszystkich karnych wykonywanych przez Radomiaka w ostatnich pięciu latach. Akurat Cichocki, który wykonywał ostatniego karnego, strzelił tam, gdzie miałem to zapisane - przyznał, cytowany przez portal sport.interia.pl.
W 1/4 finału Lech zagra na wyjeździe z Rakowem Częstochowa. Mecz odbędzie się między 2 a 4 marca.