I liga. Właściciel Odry: Nie wiem, co się dzieje w klubie

- Moi reprezentanci zapewniają mnie, że jest wszystko w porządku. Ich trzeba pytać, jak mają się sprawy, bo ja naprawdę nie wiem, co się tam dzieje - twierdzi Czech Zdenek Zlamal, właściciel wodzisławskiego klubu.

Piłkarze pierwszoligowej Odry zagrozili w czwartek, że nie pojadą na najbliższy mecz ligowy z Kolejarzem Stróże. Powodem są zaległości finansowe. Dysponujący większościowym pakietem akcji Zlamal zapytany o komentarz do całej sprawy odparł, że jest zaskoczony. - Moi reprezentanci w klubie zapewniają mnie, że jest wszystko w porządku. Ich trzeba pytać, jak mają się sprawy, bo ja naprawdę nie wiem, co tam się dzieje - zarzeka się Czech. I odsyła nas do reprezentującego go członka zarządu Marka Zdrahala. - Po to jest w klubie, żeby rozwiązywać problemy. Ja z Hulina nie jestem w stanie tego robić - dodaje.

Zdrahal na wieść o tym, że kontaktowaliśmy się z jego zwierzchnikiem, nie kryje irytacji. - Nie ma potrzeby dzwonienia do pana Zlamala. To nie jego sprawa - stwierdza. Zatem czyja? W Wodzisławiu naprawdę trudno dociec, kto faktycznie rządzi klubem. Prezes Dariusz Kozielski oddał się do dyspozycji rady nadzorczej, Andrzej Surma - szef rady, złożył rezygnację, a czescy wiceprezesi zarządu utrzymują, że ich wybór do tego gremium był nieważny.

Z dużą łatwością natomiast wszystkim przychodzi przerzucanie się winami za beznadziejną sytuację w klubie. - To sprawka Kozielskiego. Robi wszystko, żeby klub miał problemy. Cały czas straszy mnie i piłkarzy, że podejmie decyzję o upadłości Odry. Rządzi klubem bez pieniędzy i ciągle domaga się ich od nas - uważa Zdrahal.

Kozielski nie pozostaje dłużny. - Nie mam zamiaru polemizować z oszustami. Namówili Zlamala na kupno akcji i myśleli, że spod jego garnituru będą sobie zarządzać. Sieją zamęt i szukają tematów zastępczych. Potrzebowali klubu, z którego można wyciągać pieniądze, a nie je wykładać - replikuje.

Spory ma rozstrzygnąć zaplanowane na poniedziałek walne zebranie akcjonariuszy. - Konieczne są zmiany w zarządzie i radzie - uważa Zdrahal. Kozielski: - Pierwszy do usunięcia jestem ja, potem trener, dalej dyrektor sportowy, a potem wykradną, co się da i powiedzą Zlamalowi, że z powodu bagna, które zastali, nie dało się już nic więcej zrobić.

Czesi po przejęciu Odry faktycznie obiecywali finansową reanimację, ale idzie im to opornie. - W wyniku działań pana Kozielskiego rachunki bankowe klubu są zajęte przez komornika skarbowego. Nie możemy dokonać przelewu - twierdzi Zdrahal. - Czyżby o czymś nie wiedzieli? Od roku zasiadali w Radzie Nadzorczej, teraz są wiceprezesami, a od czerwca mają plan naprawczy! - ripostuje Kozielski.

Zdrahal, który w zeszłym tygodniu osobiście obiecał zawodnikom spłatę wszystkich zobowiązań do czwartku, wczoraj spotkał się z drużyną. Po rozmowie piłkarze zmienili swoje stanowisko i do Stroży jednak pojadą. - Dostaliśmy jakieś tam śmieszne pieniądze, średnio po niecałe tysiąc złotych. Uznaliśmy, że ciężko oddawać punkty walkowerem takiej drużynie jak Kolejarz. Wierzymy, że po walnym sprawy się wyklarują - mówi Błażej Radler, obrońca Odry.

Na niedzielny mecz drużyna uda się z jednodniowym wyprzedzeniem. Wcześniej czeska strona postulowała, by wyjazd odbył się w dniu meczu. - Cieszymy się, że zmienili zdanie. Dajemy kolejną szansę czeskim działaczom. Następny tydzień musi przynieść przełom, bo inaczej, co się odwlecze, to nie uciecze - ostrzega Leszek Ojrzyński, szkoleniowiec Odry.

A Zlamal już żałuje, że wszedł w ten biznes. - Gdybym wiedział, że tak to wygląda, w życiu nie zdecydowałbym się na kupno akcji. Musi się to wszystko ustabilizować i zacząć normalnie funkcjonować. Trzeba zrobić audyt i dowiedzieć się, jaka jest prawda - uważa czeski właściciel klubu.

Strajk piłkarzy Odry Wodzisław ?

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.