• Link został skopiowany

Upadek polskiego klubu. Zaczęło się od porażki PiS. Katastrofa

- Niestety nikt nie zareagował, gdy był na to odpowiedni moment. Tych sygnałów, że sytuacja jest trudna, było wiele, ale nikt z otoczenia prezesa Adama Dzika nie złapał go za rękę - mówi dziennikarz Przemysław Polanin "Przeglądowi Sportowemu" Onetowi o upadku Kotwicy Kołobrzeg. Sprawa jest wielowątkowa.
Tomasz Wełna, kapitan Kotwicy Kołobrzeg
zrzut ekranu z https://x.com/sport_tvppl/status/1926858332217761971

Kotwica Kołobrzeg przestaje istnieć. Po tym, jak prezes Adam Dzik zwolnił wszystkich piłkarzy i członków sztabu z kontraktów, do Sądu Rejonowego w Koszalinie wpłynął wniosek o upadłość klubu. To od pewnego czasu było nieuniknione.

Zobacz wideo Żelazny przejechał się po Kuleszy, Michniewiczu i Feio: Nigdy nie powinni! Wybierz serwis

Kotwica Kołobrzeg coraz bardziej pogrążała się w marazmie. "Sygnałów było wiele"

Kulisy sprawy odsłania "Przegląd Sportowy" Onet. - Niestety nikt nie zareagował, gdy był na to odpowiedni moment. Tych sygnałów, że sytuacja jest trudna, było wiele, ale nikt z otoczenia prezesa nie złapał go za rękę. Wielka szkoda takiej szansy - ocenił Przemysław Polanin z "Gazety Kołobrzeskiej" i Radia Szczecin.

Problemy mogą sięgać nawet 2023 r. i przegranych przez PiS wyborów, bowiem jedna ze spółek Skarbu Państwa zapowiedziała wycofanie się ze wspierania klubu. Co przy wysokich kontraktach i premiach dla piłkarzy oznaczało równię pochyłą, zwłaszcza gdy zaczęli oni wygrywać sądowe sprawy o pieniądze.

- W momencie, gdy na klub spadały kolejne zobowiązania wynikające z kontraktów podpisywanych w czasach drugoligowych, zaczęły się nawarstwiać problemy - wyjaśnił Polanin. Wtedy w Kotwicy pensje rzędu kilkunastu tysięcy złotych nie były niczym nadzwyczajnym. Niektórzy zarabiali nawet 30-50 tys. zł, co na poziomie I ligi jest już powszechną stawką. W tej sytuacji drużyna nie miała co liczyć na wielki sukces, a gdy finansowe źródełko wyschło, wyniki momentalnie się pogorszyły.

Takie długi miała Kotwica Kołobrzeg. Miasto postanowiło interweniować

Jak duże były długi klubu? Nawet siedem mln zł. Jeden z członków zarządu rzucił sumą "pięciu, może sześciu milionów", lecz nawet on nie ma pewnych informacji, gdyż prezes Dzik podejmował decyzje w zasadzie jednoosobowo.

Sytuację próbowało ratować miasto. Dotacja w wysokości 1,2 mln zł wystarczyłaby na pokrycie zobowiązań wobec zawodników. Jednak klub tego nie zrobił, a piłkarze sprowadzeni w zimowym oknie transferowym, nie zobaczyli ani złotówki.

"Miasto Kołobrzeg nie było członkiem stowarzyszenia MKP Kotwica Kołobrzeg. Natomiast klub uzyskiwał dotację od miasta - zarówno na wynajem obiektów, jak i sprzęt i wynagrodzenia. Zrobiliśmy wszystko, na co pozwalał budżet miasta i przepisy prawa, aby wspierać klub. Żałujemy, że tak się potoczyły losy tego zasłużonego klubu. Dodam, że jesteśmy w trakcie dużej inwestycji - modernizacji stadionu, który zyskał np. podgrzewaną murawę" - zaznaczył Michał Kujaczyński, rzecznik ratusza. Podjęto nawet rozmowy ze sponsorami, ale spadek z I ligi oraz zły klimat wokół klubu przeważał na niekorzyść Kotwicy.

Zobacz też: Borek zabrał głos ws. wyborów. "Przeraża mnie jedna narracja"

Teraz ma powstać nowy klub MKP Kotwica Kołobrzeg, gdzie "M" będzie oznaczać nie "Miejski", a "Morski". Być może rywalizację rozpocznie od ligi okręgowej, decyzję w tej sprawie podejmie Zachodniopomorski ZPN. Niewykluczone jest też "przeciągnięcie" zespołów juniorskich, które nie miały żadnych zaległości finansowych.

Więcej o: