Wisła Płock ma duże szanse na powrót do Ekstraklasy. Płocczanie najpewniej wezmą udział w barażach, choć wciąż jest możliwe, że uzyskają bezpośredni awans. Po wczorajszej wygranej z Wisłą Kraków (3:1) podopieczni Mariusza Misiury mają pięć punktów straty do drugiej Bruk-Bet Termaliki Nieciecza i trzy mecze do rozegrania do końca sezonu. Termalica w niedzielę zagra z Arką Gdynia.
Mariusz Misiura jest trenerem Wisły Płock od czerwca zeszłego roku. Szkoleniowiec dostał szansę od płocczan po tym jak wykonał świetną pracę ze Zniczem Pruszków. Wraz z rodziną mieszka teraz w Płocku. Niestety okazuje się, że nie wszystkim pasuje kolor skóry jego żony, która pochodzi z Kenii. Trener Wisły Płock na konferencji prasowej po meczu z Wisłą podzielił się historią obrzydliwego ataku na jego bliskich, który miał miejsce, gdy jechał z zespołem do Krakowa.
- Dobry wieczór wszystkim. Mam nadzieję, że nie będziecie mieć państwo nic przeciwko jak pozwolę sobie zacząć od pewnego zdarzenia, które się wczoraj stało, gdy tu jechaliśmy, a nie ma ono nic wspólnego z piłką nożną. Dzisiaj jestem dumny, że miałem okazję śpiewać hymn z wami wszystkimi. Uważam, że żyjemy w bardzo pięknym kraju. Moja żona pochodzi z Kenii, mamy dwuletnie dziecko i wczoraj - w czasie takiego zwykłego spaceru - moja żona została słownie zaatakowana. Towarzyszyło mi od wczoraj bardzo dużo emocji i jak ten hymn śpiewaliśmy, to myślałem o naszym kraju. Nie pozwólmy, żebyśmy my - jako środowisko piłkarskie - się dzielili. Potrafmy ze sobą rywalizować, na końcu uściśnijmy sobie dłonie. Proszę, apeluję do was, żebyśmy szanowali nasz piękny kraj i to jakimi świetnymi ludźmi jesteśmy - zaczął szkoleniowiec.
W dalszej części konferencji szkoleniowiec został poproszony o dokładniejsze opisanie sytuacji.
- To wydarzyło się w Płocku, w momencie gdy jechałem tutaj autokarem. Dwójka czy trójka młodzieży w wieku 10-16 lat zaczęła bardzo brzydko mówić do mojej żony w rasistowskich słowach, zaczęli ją śledzić, zajeżdżać drogę. Całe szczęście, że nie doszło do niczego poważniejszego. Jest to dla mnie bardzo smutne, bo ja spędziłem 12 lat za granicą, pracowałem w Chinach, Hiszpanii, w Niemczech i nie doświadczyłem nigdy ataku rasizmu. Tak jak mówię, uważam, że jesteśmy pięknym krajem i nawet dzisiaj ja czułem w jakiś sposób nienawiść, ale po meczu kilka osób potrafiło podejść, przybić piątkę i powiedzieć, że to jest rywalizacja, być może spotkamy się jeszcze raz. Tak powinniśmy rywalizować, tak powinniśmy tworzyć nasze społeczeństwo - dodał Mariusz Misiura.
To kolejny atak na rasistowskim tle w ostatnim czasie. Kilka tygodni temu na stadionie Odry Opole zaatakowany został Lukas Klemenz - były piłkarz Odry - który był na meczu z przyjacielem oraz synem.
"Portal opolska360.pl napisał, powołując się na świadków, że Klemenz został opluty i był wyzywany od 'cza***chów'. Z kolei jego przyjaciel został spoliczkowany" - pisaliśmy wtedy. Policja szybko złapała podejrzanego. Grozi mu pięć lat więzienia.