Nietypowe, bo wtorkowe granie w 1. Lidze rozpoczęliśmy na Mazowszu, a konkretnie w Pruszkowie, gdzie tamtejszy Znicz planował utrudnić Odrze Opole walkę o utrzymanie. Sam z kolei mógł zbliżyć się, przynajmniej tymczasowo, na 4 punkty do dającego baraże o awans do Ekstraklasy 6. miejsca. Jednak jako pierwsi cios zadali goście, a mianowicie Tomas Prikryl, który w 11. minucie wykorzystał to, że bramkarz był zasłonięty i niezbyt mocnym strzałem dał Odrze prowadzenie.
Opolanie nie cieszyli się nim długo, bo Znicz odpowiedział szybko i to brutalnie. W 15. minucie gospodarze otrzymali rzut karny, ze spokojem wykorzystany przez Daniela Stanclika. Z kolei w minucie 22. było już 2:1 dla Znicza po uderzeniu Wiktora Nowaka z kilkunastu metrów. Ten gol okazał się ostatnim w tym meczu, jako że Odra nie potrafiła więcej naruszyć defensywy rywali. Znicz wygrał i nieśmiało może patrzeć w górę tabeli. Opolanie przy odrobinie nieszczęścia mogli zakończyć 27. kolejkę w strefie spadkowej.
Dużo w tej kwestii do powiedzenia miała Kotwica Kołobrzeg. Zespół znad morza musiał wygrać by "pomóc" Odrze zbliżyć się do strefy spadkowej. Grali jednak w Łęcznej z Górnikiem, który podobnie jak wspomniany wyżej Znicz marzy o wdarciu się do Top 6. Zwłaszcza po tym jak ograli w poprzedniej kolejce na wyjeździe Miedź Legnica 2:0.
Jednak dzisiejszy Górnik Łęczna nie miał z tym z Legnicy wiele wspólnego. Trzy celne strzały. Tyle byli w stanie wskórać przeciwko Kotwicy. Na ich szczęście rywale też nie potrafili sforsować zasieków obronnych rywala. W efekcie dostaliśmy dość nużące 0:0, które żadnej ze stron absolutnie nic nie dało. Ani Górnik nie zbliżył się zbytnio do Top 6 (a może nawet się oddalić), ani Kotwica od strefy spadkowej nie odskoczyła.
Wtorkowego tercetu drużyn walczących o utrzymanie dopełniła Warta Poznań. Ich problem polegał na tym, że pojechali do Gdyni zmierzyć się z liderem, czyli Arką. Zespół z Trójmiasta ma już 10 punktów przewagi nad trzecim miejscem i pewnie kroczy ku Ekstraklasie. Ten mecz bardzo dobitnie pokazał dlaczego. Otóż już do przerwy gospodarze prowadzili aż 3:0.
Mogłoby być inaczej, gdyby Warta postanowiła im trochę poprzeszkadzać we własnym polu karnym, lecz tak nie było. Najpierw faul i rzut karny dla Arki (po bardzo długiej analizie VAR) i gol Michała Marcjanika w 15. minucie. Potem drugi środkowy obrońca gdynian Kike przeskoczył rywala, podwyższając w 44. minucie na 2:0. A jeszcze przed przerwą w aż siódmej minucie doliczonego czasu gry niepilnowany w polu karnym Tornike Gaprindaszwili pewnym uderzeniem po ziemi przekuł prowadzenie Arki z 2:0 w 3:0. Innymi słowy, nokaut jeszcze w pierwszej połowie.
W drugiej połowie tak wiele się już nie wydarzyło. Gospodarze mieli, co chcieli, a Warta absolutnie nie wyglądała na zespół, mogący cokolwiek zmienić. Toteż nie zmieniła. Arka wygrała 3:0 i ma już 60 punktów. Może mieć tym samym nawet 13 pkt przewagi nad trzecim miejscem po tej kolejce. Jeszcze siedem meczów przed nimi, ale jeśli utrzymają formę, na pierwszego beniaminka Ekstraklasy długo się nie naczekamy.