System VAR dostarcza w tym sezonie sporo argumentów swoim przeciwnikom. Przede wszystkim decyzje sędziów go obsługujących oraz ich interpretacje są często podważane. Ćwierćfinał Pucharu Polski Legia Warszawa - Jagiellonia Białystok (3:1) i dwa niepodyktowane rzuty karne dla gości, by daleko nie szukać. Jednak nieraz w tym sezonie VAR po prostu miał problemy z działaniem.
Gorąco był zwłaszcza w listopadzie zeszłego roku. Wówczas technologia miała swój koszmarny okres. Ucierpiała wówczas choćby... Jagiellonia (coś nam mówi, że w Białymstoku VAR nie ma najlepszego wizerunku). Podczas jej meczu z Rakowem Częstochowa (2:2) zespół spod Jasnej Góry otrzymał rzut karny za "faul" Adriana Diegueza na Michealu Ameyaw'ie, mimo że faulu ewidentnie nie było (sam Ameyaw potem to przyznał), ale VAR tego nie wychwycił, bo... nie działał przez pierwszy kwadrans meczu. W tamtym okresie czasowym technologia zawodziła także m.in. w meczu Górnika Zabrze z Piastem Gliwice (system nie działał przez ponad 30 minut).
Teraz kłopoty z VAR znów się odezwały. Stało się to w Gdyni przy okazji hitowego starcia Arki z Wisłą Kraków w 1. Lidze. Mimo iż oba zespoły zgodnie z planem o godzinie 20:30 były w pełni gotowe do rozpoczęcia meczu, zrobić tego nie mogły.
Sędzia Paweł Raczkowski dostał informację, że wideoweryfikacja nie działa i o ile nie podjęte zostanie ryzyko powtórki z meczu Jagiellonia - Raków, mecz nie może się rozpocząć. - Opóźniony początek meczu Arka Gdynia - Wisła Kraków z powodu awarii VAR. Który to już raz w tym sezonie? Przecież to kpina - pisał na portalu X dziennikarz TVP Sport Mateusz Miga.
Sędzia musiał poczekać, podobnie jak piłkarze, którzy wykorzystali ten czas na dodatkową rozgrzewkę. Arbitrzy z kolei tłumaczyli sztabom szkoleniowym, co się dzieje. Ostatecznie mecz rozpoczęto z sześciominutowym opóźnieniem. Obecnie trwa pierwsza połowa, a Arka od 8. minuty prowadzi po golu byłego zawodnika Wisły Kraków Szymona Sobczaka.