Forma Wisły Kraków w ostatnich tygodniach to spora sinusoida. Wydawało się, że pod wodzą Mariusza Jopa wiślacy dostali wiatru w żagle i będzie coraz lepiej. Zwłaszcza po dobrym meczu z liderem - Bruk-Betem Termaliką. A potem huśtawka - brzydki mecz i porażka z Górnikiem Łęczna, wygrana na wyjeździe z wiceliderującą Wisłą Płock i remis u siebie z dołującym GKS-em Tychy. W niedzielę wiślacy chcieli wrócić na zwycięską ścieżkę, ale zadanie wbrew pozorom nie było łatwe. Bo choć Stal Stalowa Wola to przedostatni zespół I ligi, to ostatni raz przegrała 14 września. W kolejnych sześciu meczach zanotowała dwa zwycięstwa i cztery remisy. Zdawało się więc, że "Białą Gwiazdę" czekała więc bardzo trudna przeprawa.
I początek rzeczywiście był wyrównany, ale w 15. minucie to Wisła zadała pierwszy cios. Gospodarze zostali totalnie zaskoczeni, bo "Biała Gwiazda" zdobyła gola w najprostszy możliwy sposób. Jaroch zagrał długą piłkę do Baeny i choć Polak poślizgnął się przy tym, to podanie było idealne. Do piłki wyszedł bramkarz Stali, ale pierwszy był Hiszpan, który świetnym lobem skierował piłkę do siatki.
Wiślacy nie cieszyli się jednak zbyt długo z prowadzenia. Już w 22. minucie to Stal zaskoczyła gości. Gospodarze mieli rzut wolny z głębi pola. Piłkę dośrodkował Zaucha i wszyscy wiślacy łącznie z Letkiewiczem myśleli, że podanie jest za mocne. Ale przy samej linii do piłki dopadł Furtak i zmieścił ją między Letkiewiczem a słupkiem. Bramkarz Wisły ewidentnie się nie popisał.
Co ciekawe jednak dokładnie to samo można powiedzieć o jego vis a vis. W 39. minucie Wisła miała rzut rożny. Dobre dośrodkowanie posłał Kiss, a głową uderzył Kutwa. I kiedy wydawało się, że Wilk obronił już ten strzał, to jakimś sposobem, kolanami... wturlał piłkę do własnej bramki. I jakby dramatu Stali było mało, dosłownie minutę później było już 1:3. I znowu gospodarze mogą mówić o dużym pechu. Piłkę przed polem karnym dostał Sukiennicki i bez namysłu uderzył. Piłka jednak po drodze odbiła się od obrońcy i kompletnie zmyliła Wilka, po czym wpadła do bramki. Sukiennicki z bramki się nie cieszył, bo do Wisły trafił właśnie ze Stali. Po pierwszej połowie Wisła prowadziła 3:1.
Gospodarze nie rzucili się jednak do ataków na początku drugiej połowy. Mało tego - w 56. minucie byliśmy świadkami kolejnego porażającego błędu. Tym razem katastrofalnie zachował się Kukułowicz. Stracił piłkę na 16. metrze od własnej bramki i w ułamku sekundy wiślacy wyszli dwóch na bramkarza. Zwoliński wyłożył piłkę rezerwowemu Jesusowi Alfaro, a ten tylko dostawił nogę i było 4:1 dla Wisły.
W kolejnych minutach mecz się nieco otworzył. Najważniejszą informacją było jednak to, że wiślacy kontrolowali przebieg meczu. Gospodarze nie byli w stanie poważnie zagrozić bramce gości, chociaż mieli dwie okazje. W pierwszej górą był Letkiewicz, który zatrzymał szarżującego zawodnika Stali, a w drugiej Wisłę uratował słupek. Wiślacy z kolei mieli kilka groźnie zapowiadających się akcji, ale często brakowało spokoju, dokładności albo wykończenia. Jednak w 84. minucie wszystko zagrało. Wprowadzony na boisko w drugiej połowie Kiakos dograł z boku do Zwolińskiego, a ten ładnie opanował piłkę i pokonał Wilka.
Wisła wygrała ostatecznie 5:1 i zakończyła tym samym świetną serię Stali Stalowa Wola. Krakowianie wykorzystali tym samym potknięcia innych zespołów i awansowali na 8. miejsce, zbliżając się do strefy barażowej. Tracą do niej teraz trzy punkty.