Wisła Kraków wciąż płaci cenę za chaos, w którym znalazła się kilka lat temu. Klub wtedy niemal upadł. Ostatecznie drużynę udało się uratować, ale wciąż nie gra na miarę swojego potencjału. Wisła jest w I lidze, gdzie obecnie zajmuje 11. miejsce w tabeli.
Patryk Małecki doskonale pamięta rządy Marzeny Sarapaty oraz Damiana Dukata. To właśnie ich oskarża o wypchnięcie go z klubu. - W Wiśle wisieli mi wtedy z pensjami chyba za cztery czy pięć miesięcy. Wiesz, co się stało punktem zapalnym? Wysłanie przeze mnie pisma do zapłaty - wspominał w wywiadzie z Przeglądem Sportowym Onet.
Teraz w kolejnej części rozmowy z tym portalem kontynuuje ten wątek. - Najdziwniejsze było rozstanie, to już ci mówiłem. Kiedy pojechałem podpisywać ugodę do klubu, to przed budynkiem stał jeden z ważniejszych kibiców Wisły. Nie zdążył schować maczety do samochodu. Nie wiem, czego się spodziewał. Że mnie przestraszy? Że jak nie pójdę na rękę klubowi, to on mnie do tego zmusi? Inny kibic, internetowy taki, pisał, że mam usunąć tatuaż Wisły. Widać, że chłop nie miał pojęcia, co się dzieje. Nawet Arek Głowacki, dyrektor Wisły, powiedział, że odejście do Spartaka Trnava za dużo mniejsze pieniądze pokazało moje ambicje - wspomina Małecki.
I choć teraz tych ludzi już w Wiśle nie ma, to jakiś czas temu ponownie zawiódł się na klubie. Chodzi o obchody 115-lecia Wisły, na które nie został zaproszony. - Zaskoczył mnie brak zaproszenia na obchody 115-lecia Wisły. Wisły, z którą trzykrotnie wygrałem mistrzostwo Polski. W mistrzowskiej drużynie z 2011 r. strzeliłem siedem goli, rozegrałem też najwięcej meczów z Polaków - za mną był Sobolewski i Wilk. Mnie przy zaproszeniach pominęli, a byli choćby Maaskant czy Pareiko - żali się.
Obecnie Wiśle daleko do walki o najważniejsze tytuły, choć w ostatnich tygodniach klub w końcu zaczął sobie lepiej radzić na boisku. W piątek krakowska drużyna pokonała lidera I ligi Bruk-Bet Termalikę Nieciecza 2:0.