Dramat Wisły Kraków w I lidze! Było już 2:0 i się zaczęło. Gigantyczna kontrowersja

Wisła Kraków jeszcze w 53. minucie prowadziła z Arką Gdynia 2:0 po dwóch golach Angela Rodado. Potem jednak było tylko gorzej. "Biała Gwiazda" znowu kończyła mecz w osłabieniu, a cały mecz ostatecznie zakończył się remisem 2:2.

Piłkarze Wisły Kraków nie mają chwili oddechu. W czwartek przeżyli piękne chwile w kwalifikacjach do Ligi Konferencji. Mimo porażki w pierwszym meczu 1:3 ze Spartakiem Trnava zdołali odrobić straty i po 14 kolejkach rzutów karnych awansować do ostatniej rundy eliminacji. A już w poniedziałek musieli znowu wyjść na boisko. Tym razem, żeby w I lidze zagrać hitowy mecz z Arką Gdynia. Tydzień wcześniej wiślacy zdołali wygrać z Ruchem Chorzów, więc mogli być dobrej myśli.

Zobacz wideo Kiedrowski: Pokolenie Z nie interesuje się sportem. Dla nich jest marginesem

Jeszcze zanim mecz się zaczął minutą ciszy upamiętniono zmarłego w niedzielę Franciszka Smudę - byłego wybitnego trenera m.in. Wisły Kraków. Potem sędzia gwizdnął po raz pierwszy i kibice mogli skupić się na sportowych emocjach.

Wiślacy jednak, co niekoniecznie musiało być zaskoczeniem, zaczęli spotkanie dość nerwowo. W pierwszym minutach kilka razy zakotłowało się w polu karnym Wisły. I co istotne, tych problemów narobili sobie sami gospodarzy. Raz Uryga za lekko podał do Cziczkana i tylko przytomności bramkarza "Biała Gwiazda" zawdzięcza, że nie straciła gola. Za to w 8. minucie znowu zrobiło się gorąco, tym razem za sprawą Rodado, który, o dziwo, znalazł się we własnym polu karnym obok Gaprindaszwiliego. Piłkarz Arki nagle upadł na murawę, sugerując, że został uderzony w twarz. Sędziowie VAR przez chwilę analizowali tę sytuację, ale ostatecznie nie skończyło się rzutem karnym.

W 12. minucie w końcu szansę mieli wiślacy, ale Kiss po zgraniu głową Urygi uderzył wysoko ponad bramką. Ale chwilę później ponownie geniuszem błysnął nie kto inny, jak anioł stróż Wisły - Angel Rodado. Dostał piłkę ponad 20 metrów przed bramką Arki i natychmiast uderzył. Tak mocno, że bramkarz Arki Lenarcik musiał wyciągać piłkę z siatki. 

Chociaż wiślacy zaczęli nerwowo, to kolejne minuty zatarły to wrażenie. Gospodarze kontrolowali wydarzenia na boisku. Dopiero w 29. minucie zrobiło się groźniej pod bramką Wisły, ale sytuację w ostatnim momencie uratował Kutwa, który zdjął piłkę przeciwnikowi z nogi kilka metrów od bramki. W odpowiedzi w 31. minucie groźnie uderzał Mikulec ze skraju pola karnego, ale piłkę odbił Lenarcik. Chwilę po tym znowu uderzał groźnie Rodado, ale ponownie górą był golkiper gości. W 33. minucie z kolei głową po rożnym strzelał Biedrzycki, ale niecelnie.

W 35. minucie wszystkie te szanse powinny się zemścić. Powinny, ale najpierw po dośrodkowaniu z dwóch metrów do bramki głową nie trafił Gaprindaszwili, a potem strzał z kilku metrów na wprost bramki cudem nogami obronił Cziczkan. W 41. minucie w tylko sobie znany sposób do piłki w polu karnym doszedł Rodado i uderzył, ale trafił w obramowanie bramki. Więcej w pierwszej połowie się nie wydarzyło. Wisła zasłużenie prowadziła 1:0, a powinna wyżej.

Znakomita połowa Wisły. A potem dramat. Znowu to samo

Mogłoby się wydawać, że w drugiej połowie Arka rzuci się do odrabiania strat. Ale w 49. minucie wiślacy w końcu podwyższyli prowadzenie. Autor gola? Oczywiście Rodado. "Biała Gwiazda" prowadziła już 2:0. Ale tym prowadzeniem nie nacieszyła się długo. W 53. minucie po rzucie rożnym Arka wyszła z kontrą. Niestety dla Wisły, Mikulec przy Oliveirze wyglądał jak pociąg towarowy przy TGV. Piłkarz Arki wyprzedził obrońcę Wisły i w sytuacji sam na sam pokonał Cziczkana.

Od tego momentu obraz gry diametralnie się zmienił. Przewagę zyskała Arka. Gdynianie dłużej utrzymywali się przy piłce i atakowali, a wiślacy stracili kontrolę nad wydarzeniami na boisku. W 68. minucie wiślacy dostali ostatnie ostrzeżenie. Arkowcy mieli wręcz pustą bramkę, ale piłka lecąca do niej odbiła się od jednego z nich, a potem nie potrafili dobić piłki do siatki. A na domiar złego w 69. minucie Wisła, niemal już tradycyjnie, musiała radzić sobie w dziesiątkę. Czerwoną kartkę po dwóch żółtych dostał Wiktor Biedrzycki.

W 73. minucie doszło do sporej kontrowersji. Na czystą pozycję wychodził Angel Rodado, który przewrócił się po kontakcie z piłkarzem Arki. Sędzia podszedł do monitora, aby sprawdzić, czy obrońcy gości należała się czerwona kartka, ale ku zdziwieniu wszystkich na stadionie arbiter pokazał tylko żółty kartonik.

W 84. minucie Arka dopięła swego. Po kolejnym ataku piłkę do siatki płaskim strzałem po raz drugi skierował Oliveira. Wydawało się, że Arka ruszy jeszcze mocniej po wygraną, ale jednak tak się nie stało. Więcej sytuacji arkowcy nie stworzyli. Końcowe minuty były bardzo nerwowe, bo stadion gwałtownie reagował na każdą decyzję podjętą przez arbitra. Sędziów żegnały gwizdy i okrzyki "złodzieje". Ostatecznie mecz zakończył się remisem 2:2, który z przebiegu spotkania wydaje się wynikiem sprawiedliwym.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.