To nie jest dobry tydzień dla Wisły Kraków. Zdobywca Pucharu Polski siedem dni temu rozpoczął nowe rozgrywki I ligi od bezbramkowego remisu z Polonią Warszawa, a następnie został brutalnie rozgromiony w Wiedniu przez Rapid aż 1:6 w rewanżowym spotkaniu II rundy eliminacji Ligi Europy. Dlatego też zespół Kazimierza Moskala liczył na pierwsze ligowe zwycięstwo w niedzielę w Pruszkowie, gdzie mierzył się ze Zniczem.
Niedzielny mecz 3. kolejki I ligi nie stał na najwyższym poziomie, ale długo układał się po myśli Wisły Kraków. Szczególnie w pierwszej połowie, w której "Biała Gwiazda" miała wyraźną przewagę i już w 18. minucie była w stanie objąć prowadzenie, gdy po odbitym strzale z dystansu Rafała Mikulca piłka spadła na głowę Angela Rodado i ten zaskoczył bramkarza Znicza.
Podwyższyć wynik w kolejnych minutach mogli Olivier Sukiennicki czy Patryk Gogół, a w drugiej połowie wreszcie przebudził się Znicz. Bramkarz Wisły Anton Cziczkan zatrzymał jednak zarówno Oskara Koprowskiego, jak i Pawła Moskwika.
Aż wreszcie nadeszła kluczowa dla tego meczu 73. minuta spotkania, gdy debiutujący w Wiśle Tamas Kiss postanowił zamknąć dośrodkowanie z prawej strony boiska... ręką, za co został ukarany przez sędziego drugą żółtą i w konsekwencji czerwoną kartką. Była to już szósta czerwona kartka dla piłkarzy Wisły Kraków w ostatnich pięciu meczach I ligi!
Znicz nie potrzebował wiele czasu, by doprowadzić do remisu. Już trzy minuty po czerwonej kartce po rzucie rożnym wykonywanym przez Radosława Majewskiego bramkę wyrównującą zdobył Łukasz Wiech.
Grający w przewadze pruszkowianie nie zamierzali na tym się zatrzymać. W 84. minucie do siatki "Białej Gwiazdy" trafił Radosław Majewski, ale gol został anulowany z powodu spalonego. W doliczonym czasie gry Znicz jednak dopiął swego. Po rzucie rożnym dla gospodarzy Alan Uryga trafił łokciem w twarz swojego przeciwnika we własnej szesnastce, co skutkowało rzutem karnym, z którego zwycięskiego gola strzelił Daniel Stanclik.
Wisła Kraków przegrała na wyjeździe ze Zniczem Pruszków 1:2 i po dwóch meczach nowego sezonu ma na swoim koncie tylko punkt. Nic więc dziwnego, że po spotkaniu trener "Białej Gwiazdy" Kazimierz Moskal był wściekły na to, co wydarzyło się w Pruszkowie.
- Próbuję zachować spokój, żeby nie używać mocnych słów, ale jedna rzecz ciśnie się na usta: odpowiedzialność. Możesz popełniać błędy, ale nie zwalnia cię to od tego, żeby przestać myśleć. Dwie żółte kartki są dla mnie nie do przyjęcia. Nie potrafię tego zrozumieć. Może trzeba zacząć treningi, grając w dziesięciu - stwierdził Moskal.
Teraz przed Wisłą Kraków w czwartek mecz wyjazdowy w ramach trzeciej rundy eliminacji Ligi Konferencji Europy ze słowackim Spartakiem Trnava. Kolejne spotkanie ligowe krakowianie zagrają w niedzielę za tydzień, gdy podejmą przy Reymonta Ruch Chorzów.