Arka Gdynia i Motor Lublin to ostatnie zespoły pozostające w grze o awans do Ekstraklasy. Oba zespoły pokonały swoich rywali w półfinałach baraży. Gdynianie wygrali z Odrą Opole 4:2, a lublinianie po rzutach karnych okazali się lepsi od Górnika Łęczna.
Faworytem - nie tylko ze względu na atut własnego boiska - wydawała się być Arka, która podczas sezonu zasadniczego pokonywała Motor 2:0 i remisowała z nim 2:2. Wojciech Łobodziński mógł liczyć, że po raz drugi w trenerskiej karierze uda mu się awansować do Ekstraklasy.
Poprzednio dokonał tego z Miedzią Legnica w sezonie 2021/22. Szkicując plan na niedzielny mecz nie mógł jednak przypuszczać jak kuriozalny błąd popełnią rywale jego zespołu. Rzecz działa się w 13. minucie spotkania - pechowej, jak się okazało dla Motoru. W to, co się stało, trudno uwierzyć.
Goście rozpoczynali rozgrywanie piłki od piątego metra. Piłkę od bramkarza otrzymał Kamil Kruk. Momentalnie przy nim znalazł się zawodnik Arki Olaf Kobacki. Agresywny pressing przyniósł skutek. Obrońca wpadł w panikę, a futbolówka po chwili znalazła się pod nogami golkipera.
Ten nie miał nad nią absolutnie żadnej kontroli, a Kobacki z najbliższej odległości otworzył wynik spotkania. - Co tutaj zrobili obrońcy Motoru na spółkę z bramkarzem Kacprem Rosą? Nie wiem, co tutaj się wydarzyło - mówił komentator transmisji. Dodali, że zachowanie zawodników gości było "piłkarskim kryminałem". Cały plan lublinian w jednym momencie runął, zaś Arka od 13. minuty znajdowała się w komfortowej sytuacji.