Przed spotkaniem wydawało się, że GKS Tychy jest nieznacznym faworytem. Choć Lechia wygrała dwa poprzednie mecze, to kibice gdańszczan tak w meczu ze Stalą Rzeszów (2:1) jak i z Polonią Warszawa (1:0) znaleźliby sporo powodów do narzekań. Za to tyszanie w meczach domowych do tej pory byli niepokonani. Wygrali cztery z pięciu spotkań z bilansem bramkowym 8:1.
Początek spotkania był dość wyrównany. Niewielką optyczną przewagę mieli piłkarze z Gdańska, ale brakowało klarownych okazji do strzelenia bramki. To zmieniło się w 24. minucie, gdy dalekim podaniem na skrzydło popisał się Iwan Żelizko. Maksym Chłań doskonale poradził sobie z obrońcami GKS-u i strzelił bramkę na 1:0. Kibice żartobliwie porównywali tę bramkę do trafień Leo Messiego.
Nerwów na wodzy nie trzymali trenerzy GKS-u oburzeni postawą sędziego. Komentatorzy Polsatu przyznali, że w przerwie meczu spotkali arbitrów VAR - Wojciecha Mycia i Kornela Paszkiewicza - którzy mieli stwierdzić, że "Na boisku nic się nie dzieje, a trenerzy się gotują". Ostatecznie aż trzech szkoleniowców tyszan udało się na trybuny. Pierwszy trener, Dariusz Banasik, miał nawet sam tam zasiąść, żeby nie dostać żółtej kartki.
W 52. minucie GKS Tychy niespodziewanie wyrównał po bramce Bartosza Śpiączki. Krycie przy dośrodkowaniu zgubił Dominik Piła.
Ta sytuacja nie podłamała zawodników Lechii. Już po chwili gola na 2:1 strzelił Rifet Kapić, który uderzył z dalszej odległości. Wydaje się, że w tej sytuacji więcej mógł zrobić golkiper gospodarzy. W 61. minucie było już 3:1. Tomasz Neugebauer i Tomas Bobcek poradzili sobie z obrońcami GKS-u. Ten pierwszy popisał się ładnym podaniem koło trzech obrońców, a drugi upilnował linii spalonego i pokonał bramkarza. Ostatecznie właśnie wynikiem 3:1 skończyło się to spotkanie, choć obie drużyny szukały jeszcze okazji do zdobycia gola.
Ten wynik oznacza, że Lechia zrównała się punktami z GKS-em Tychy i do pierwszej Odry Opole traci już tylko dwa punkty. Tyszanie za to nie wykorzystali okazji do zostania nowym liderem I ligi.