Arka Gdynia nadal walczy o prawo gry w barażach o awans do Ekstraklasy. Na jej drodze stanął jednak ŁKS Łódź, który jest liderem ligowej tabeli i próbuje utrzymać się na tej pozycji. Hitowe starcie I ligi rozpoczęło się w zaskakujący sposób, bo już w 13. minucie na prowadzenie 1:0 wyszli gospodarze. Piłkę do siatki skierował obrońca Przemysław Stolc.
Jeszcze przed przerwą Arka mogła dołożyć kolejną bramkę. W 23. minucie arbiter podyktował rzut karny za faul na Kacprze Skórze i przed znakomitą szansą stanął Hubert Adamczyk. Z "jedenastki" uderzył mocno w prawy dolny róg, ale piłkę przed siebie odbił Alexander Bobek. Adamczyk dopadł do dobitki i miał otwarte niemal 3/4 bramki. Postanowił jednak uderzyć siłowo i nieprecyzyjnie, ponieważ piłka przeleciała dobre kilka metrów nad bramką i wpadła w trybuny.
To ewidentnie nie był jego dzień Adamczyka. Zaledwie kilkanaście sekund później napastnik doznał kontuzji i musiał zostać zniesiony z boiska na noszach. Jeszcze w 23. minucie zmienił go Omar Haydary. Do przerwy gole już nie padły, więc Arka prowadziła 1:0.
Na gdynianach nietrafiony rzut karny i dobitka zemściły się w drugiej połowie. Do remisu w 84. minucie doprowadził Mateusz Kowalczyk i spotkanie zakończyło się wynikiem 1:1. Tym samym ŁKS zapewnił sobie bezpośredni awans do Ekstraklasy przed ostatnią kolejką.
Więcej podobnych treści znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl.
Z kolei Arka znacznie skomplikowała swoją sytuację. Dalej pozostaje w strefie barażowej, ale ma punkt przewagi nad Stalą Rzeszów i dwa nad Podbeskidziem Bielsko-Biała. Jeśli rywale wygrają swoje mecze, to wypchną gdynian na ósmą lokatę.
W ostatniej kolejce Arka zagra Bruk-Bet Termalicą, Stal Rzeszów czekają jeszcze starcia z GKS-em Tychy i Skrą Częstochowa, a Podbeskidzie Bielsko-Biała zmierzy się z Sandecją Nowy Sącz i Resovią Rzeszów.