Mecz Wisły Kraków z Ruchem Chorzów był prawdziwym hitem 11. kolejki I Ligi. Paradoksalnie jednak nie było to spowodowane dyspozycją "Białej Gwiazdy", która po czterech porażkach w ostatnich pięciu spotkaniach spadła aż na siódme miejsce w tabeli. Zespół Jerzego Brzęczka musiał bowiem za wszelką cenę gonić prowadzącego w klasyfikacji beniaminka z Chorzowa, który przed tym meczem miał na swoim koncie o pięć punktów więcej.
Na pierwszego gola w tym meczu trzeba było czekać niespełna pół godziny, bo obie drużyny nie stworzyły w pierwszej części gry wielkiego widowiska. W 27. minucie sędzia Szymon Marciniak, który niespodziewanie prowadził to spotkanie, podyktował rzut karny dla Wisły, po tym jak były piłkarz "Białej Gwiazdy" Maciej Sadlok kopnął w polu karnym Luisa Fernandeza. Do piłki ustawionej na jedenastym metrze podszedł sam Fernandez i bardzo pewnym strzałem otworzył wynik meczu.
Ruch mógł odpowiedzieć jeszcze przed przerwą, także po rzucie karnym. W polu karnym Wisły ręką zagrał Bartosz Jaroch, ale z jedenastki nie popisał się doświadczony Łukasz Janoszka, który chciał pokonać młodego bramkarza gospodarzy Mikołaja Biegańskiego tzw. "panenką", ale kopnął piłkę prosto w jego ręce i wynik się nie zmienił.
Co nie udało się Ruchowi po przerwie, udało się niespełna kwadrans po niej. W składnej akcji "Niebieskich" piłka trafiła na 20. metr pod nogi Daniela Szczepana, a ten potężnym uderzeniem z dystansu zaskoczył Biegańskiego i doprowadził do remisu.
Mecz w Krakowie był wyrównany, ale w doliczonym czasie gry bardzo dobrą sytuację na zwycięskiego gola dla Wisły miał Angel Rodado, który z kilku metrów posłał piłkę nad poprzeczką.
Wisła Kraków zremisowała z Ruchem Chorzów 1:1 i może się pochwalić zaledwie jednym zwycięstwem w ostatnich sześciu kolejkach I Ligi. "Biała Gwiazda" nie zdołała zbliżyć się do lidera z Chorzowa, do którego wciąż traci pięć punktów. Zespół Jerzego Brzęczka jest szósty.