Wisła Kraków wpadła w wir. Wszystko się sypie. Brzęczek nie ma argumentów

Paweł Karpiarz
Po 10 kolejkach Fortuna 1. Ligi Wisła Kraków przegrała już więcej meczów niż zeszłoroczny zwycięzca tych rozgrywek przez cały sezon. Przy Reymonta znowu jest bardzo nerwowo. Jerzy Brzęczek dostał pełnię władzy w sprawach sportowych. Kilka tygodni po starcie rozgrywek trudno znajdywać argumenty na jego obronę.

Kiedy Wisła Kraków przegrała z Radomiakiem Radom 2:4 w maju tego roku, przypieczętowując spadek do Fortuna 1. Ligi, jeden z dziennikarzy miał życzyć Jerzemu Brzęczkowi rychłego powrotu do ekstraklasy. – Nie z tym materiałem – miał odpowiedzieć były selekcjoner niejako wskazując, że drużyna była źle zbudowana zarówno pod kątem piłkarskim, jak i mentalnym. Parę tygodni później włodarze Wisły przekazali, że Brzęczek zyskał pełnię władzy jeśli chodzi o sprawy sportowe. Transfery, negocjacje, treningi, mecze – wszystko to miało być na głowie Jerzego Brzęczka. Mógł on zbudować swoją własną drużynę, której celem był natychmiastowy awans do najwyższej klasy rozgrywkowej.

Zobacz wideo Szpilka o freakach. „Kiedyś byłbym tam największą gwiazdą. Ale wyrosłem z tego"

Ta podróż w czasie jest konieczna, żeby zrozumieć, dlaczego Jerzego Brzęczka aktualnie nic w zasadzie nie broni. Wisła dobrze zaczęła rozgrywki pierwszoligowe. Długo była niepokonana, długo też nie straciła żadnego gola – aż do szóstej kolejki. Była liderem i z pozoru wszystko wydawało się być w porządku. Kibice narzekali na styl, ale Brzęczka, podobnie jak w reprezentacji, broniły wyniki. A te po spadku i latach sportowej degrengolady powinny być w Krakowie na pierwszym miejscu.

Nowy sezon, stara bieda. Wisła znowu wpadła w wir porażek

Ale w końcu i wyników zabrakło. Pięć ostatnich meczów – cztery porażki i tylko jedno zwycięstwo. Wisła przestała być liderem. Teraz ma pięć punktów straty do Ruchu Chorzów, z którym zmierzy się w najbliższy piątek. Chwilowe załamanie formy? Bynajmniej. Wisła nie zachwyca od początku sezonu. Chociaż zarzuty fanów o to, że Wisła wygrywa szczęśliwie zdają się być na wyrost, to wiślacy zostali już brutalnie zweryfikowani przez Puszczę Niepołomice i Stal Rzeszów. W drugim z tych spotkań wystarczy nawet obejrzeć jedynie skrót, żeby dostrzec, że tylko bramkarz Mikołaj Biegański uratował krakowian przed kompromitacją. Pół biedy, gdyby wiślacy przegrywali mecze z zespołami z czołówki, ale regularnie zdobywali punkty ze słabszymi zespołami. Ale i 12. w tabeli Chrobry Głogów zdołał Wisłę zaskoczyć, podobnie jak dziewiąty GKS Tychy.

W Wiśle powtarza się pewien scenariusz. Po trochę lepszej passie następuje załamanie wyników. Kibice, nauczeni doświadczeniem, mają już dość i podczas meczu w Rzeszowie bardzo dobitnie dali do zrozumienia, czego oczekują od władz klubu. "Glory, glory alleluja – trzeba wypier… Wuja" – śpiewali kibice z sektora gości. Brzęczek miał ich zaufanie tylko na początku kadencji, kiedy przyszedł ratować ekstraklasę. Wygrał jednak tylko jeden mecz. "Przyszedł do nas wielki Wuja – miał utrzymać, zrobił w ch…" – skandowali fani na ostatnim meczu zeszłego sezonu w ekstraklasie. Wiślakom już odbiło się czkawką zbyt długie trzymanie trenera na stanowisku. Na konferencji prasowej po spadku z ligi przyznano, że należało wcześniej pożegnać się z Adrianem Gulą, ale włodarzy uspokoiło ostatnie zwycięstwo 3:0 nad Bruk-Betem Termaliką. Długo dawano szansę Arturowi Skowronkowi i Maciejowi Stolarczykowi – za każdym razem okazywało się, że była to tylko strata czasu i cennych punktów.

Również w tym przypadku trudno apelować o to, żeby dać Brzęczkowi czas. W polskiej piłce często włodarze są krytykowani za zbyt szybkie i pochopne zwalnianie trenerów. I słusznie. Ale nie należy też popadać w skrajności. Lepiej pogodzić się ze stratami, które zostały już poniesione, ale reagować, żeby nie ponosić kolejnych. Czasami widać, że coś się nie uda i nie ma perspektyw na poprawę. Jerzy Brzęczek nie zdołał utrzymać Wisły w ekstraklasie, choć piłkarzy nie miał najgorszych. Teraz mógł zbudować drużynę po swojemu. Dostał pełnię władzy, a zespół dalej zawodzi. Być może jeszcze odpali. Ale może również przegrać kolejne mecze (a terminarz nie rozpieszcza) i będzie już za późno.

To, jak wygląda kadra Wisły, to oddzielny temat. Patrząc na nazwiska wydaje się, że jest to kadra na awans do ekstraklasy. Patrząc na kadry innych zespołów również wydaje się, że Wisła to czołowa drużyna I ligi. Ale potem rzut oka na boisko i okazuje się, że w Wiśle jest mnóstwo braków. Udało się zatrzymać takich piłkarzy jak Joseph Colley czy Luis Fernandez. Żaden z nich jednak nie zagrał ze Stalą – pierwszy złapał poważną kontuzję (kolejną już w tym sezonie), a drugi znowu nie utrzymał nerwów na wodzy i zarobił czerwoną kartkę i zawieszenie. Zrezygnowano z transferu lewego obrońcy, bo w pierwszych meczach sezonu dobrze prezentował się Wachowiak. Jego zmiennikiem jest Jakub Niewiadomski. Obaj są jeszcze niedoświadczeni i w ostatnich spotkaniach otrzymywali kiepskie noty. Słabo spisują się skrzydłowi oraz zawodnicy w środku pola. Wypchnięto z klubu Adiego Mehremicia, który był co najwyżej solidny i zastąpiono go Francuzem z tamtejszej czwartej ligi.

Kibice bardzo długo i uporczywie domagali się transferu napastnika. Ten w końcu przyszedł. Angel Rodado to plus po stronie trenera. Hiszpan strzelił już cztery gole (dwa w Pucharze Polski). Ale czerwone lampki świeciły się długo przy innych pozycjach i zdaje się, że albo je zignorowano, albo sprowadzono na te miejsca piłkarzy, którzy albo nie dają odpowiedniej jakości, albo są podatni na kontuzje (jak Michael Pereira). Ławka rezerwowych jest niemal w całości złożona z młodzieżowców. Oczywiście, nie wszystkie problemy da się rozwiązać. Wisła musiała mocno zacisnąć pasa. Niemożliwe jest w przypadku Wisły zbudowanie zespołu, który nie będzie miał słabych punktów i będzie miał 23-osobową, w miarę wyrównaną kadrę. Na razie jednak zbyt wielu piłkarzy zawodzi. Kluczowe pytanie brzmi: to kadra jest za słaba, czy trener?

Czy leci z nami pilot?

Kilkanaście dni temu nowy prezes Wisły Kraków Władysław Nowak zapewnił, że Brzęczek ma jego pełne zaufanie. – Zawsze byłem za tym, by w Wiśle to Jurek odpowiadał za sport. Nie wiem, czy ten model się sprawdzi, ale ma być menedżerem. Zawsze mu ufałem i teraz też ufam mu w stu procentach – mówił na spotkaniu z dziennikarzami. Brzęczka, jako szefa całego działu sportowego, dostał niejako w "spadku" po poprzednim zarządzie. Po klęsce projektu z Tomaszem Pasiecznym jako dyrektorem sportowym, postanowiono wszystkie obowiązki zrzucić na byłego selekcjonera.

Problem w tym, że trudno doszukiwać się tu jakiegoś konkretnego pomysłu. Tak naprawdę wydaje się, że ta decyzja idealnie obrazuje największy problem Wisły jako klubu, który jest przyczyną tego, co kibice oglądają na boisku – brak jakiegokolwiek planu, wizji, pomysłu. Wisła aktualnie toczy się siłą rozpędu. Wszystko rzucono na barki Brzęczka i liczono, że jakoś to się powiedzie. Zamiast tego po 10 kolejkach zaczyna się już sypać.

Na nowego prezesa wybrano Władysława Nowaka (sam zgłosił swoją kandydaturę). Objął klub w momencie jego największego kryzysu sportowego w XXI wieku. W rozmowie z dziennikarzami przyznał, że piłka nożna to "rynek, którego się uczy". Jemu, tak samo jak innym współwłaścicielom z pewnością zależy na klubie. Ale jednocześnie sprawiają wrażenie, że nie wiedzą, co mają robić. Tymczasem przed nimi kolejna, trudna decyzja. Jeżeli pożegnają się z Brzęczkiem, będą musieli przyznać się do kolejnej porażki. Z drugiej strony, ewentualna klęska sportowa będzie miała jeszcze większe konsekwencje.

Aktualnie zwolnienie Brzęczka wydaje się być mało prawdopodobne. Pomijając już rodzinne koneksje z Jakubem Błaszczykowskim, trudno będzie zwolnić menadżera, na którym opiera się cały dział sportu. Z którego, dodajmy, odszedł ostatnio Arkadiusz Głowacki (szef skautów) i jeszcze jeden pracownik. Jeszcze trudniejsze może być znalezienie kogoś, kto zgodzi się przejąć jego wszystkie obowiązki. A już najtrudniejsze jest zbudowanie całego działu sportowego. To coś, co nie udało się aktualnym władzom Wisły przez lata. To odbija się czkawką do dzisiaj. Kolejne nieudane okna transferowe i błędne decyzje dotyczące trenerów powodowały niekończącą się spiralę rewolucji kadrowych i nowych projektów. Żaden nie wypalił. Aktualny też nie daje podstaw do tego aby myśleć, że coś się zmieni. Może Jerzy Brzęczek i jego drużyna jeszcze zaskoczą. A może za kilka miesięcy władze klubu przyznają, że trzeba było reagować wcześniej. I znów nie wyciągną żadnych wniosków z porażki.

Więcej o: