"Jaja" w Wiśle Kraków. Sadlok wspomina. "Śmierdziało na odległość"

Maciej Sadlok opuścił Wisłę Kraków po ośmiu latach. Obrońca zabrał ze sobą ogromny bagaż doświadczeń. Przeżył w klubie wielu trenerów, ale przede wszystkim oryginalnych właścicieli. W rozmowie z TVP Sport wspomniał m.in. Jakuba Meresińskiego i Vannę Ly.

Maciej Sadlok spędził w Wiśle Kraków osiem lat. Jako piłkarz widział w klubie wiele był członkiem zespołu, który przechodził przez różne turbulencje. Niestety, w swoim ostatnim sezonie był również w ekipie, która zapisała się w historii klubu jako ta, która spadła z ligi. Nie powiem, że to były łatwe chwile. Spadek był dla mnie i dla całej mojej rodziny trudnym przeżyciem. Dzieciaki strasznie to przeżywały… Ale teraz to już jest za nami i trzeba żyć dalej. Żyć z łatką, że też w tym spadku uczestniczyłem – powiedział piłkarz w obszernej rozmowie z TVP Sport.

Zobacz wideo https://sport.tvp.pl/61216702/maciej-sadlok-podsumowuje-8-letni-pobyt-w-wisle-krakow-po-spadku-wstydzilem-sie-wyjsc-z-domu

Jedno jest pewne – Sadlok w Wiśle miał różne momenty, ale na pewno się nie nudził. W Krakowie przeżył wielu trenerów, których mógł zapamiętać. Zaczynał chociażby u Franciszka Smudy, a kilka lat później w jego pamięci zapisał się Peter Hyballa, czyli trener, który zaserwował drużynie mordercze treningi. - Mistrz świata. To jest w ogóle hit, że ja przetrwałem te jego treningi. Szczerze mówiąc to mogło odpalić, bo potrzebowaliśmy takiego przeorania. Ale w odpowiednim momencie trzeba było odpuścić. To nie jest wielka sztuka – po okresie skrajnej pracy musisz trochę zwolnić, albo dać np. trochę wolnego przy okazji przerwy na mecze reprezentacji. A on wtedy jeszcze dołożył do tego kotła! Po tym okresie byliśmy już jak trupy – opowiadał zawodnik.

Sadlok widział w Wiśle kilku właścicieli. Co jeden to lepszy. "Prze jaja"

Trenerzy to jednak nic w porównaniu z tym, z jakimi właścicielami zetknął się piłkarz. Ich też było kilku. Kiedy Sadlok przychodził do Wisły, to rządził nią nadal Bogusław Cupiał. Nagle w 2016 roku oddał klub niejakiemu Jakubowi Meresińskiemu. Ten szybko okazał się oszustem.

– Z tym Meresińskim to w ogóle były jakieś jaja. To śmierdziało na odległość. Pamiętam pierwsze spotkanie z Meresińskim. Przyszedł, usiadł i wywalił nogi na stół. Prze jaja… Ale Vanna Ly to mistrz jednak. To jest nie do opisania – wspomina Sadlok.

Vanny Ly i Matsa Hartlinga polskim kibicom nie trzeba przedstawiać. W 2018 roku, kiedy klub chylił się ku upadkowi za rządów Towarzystwa Sportowego opanowanego przez bandytów, Wisłę przejął duet "biznesmenów". Telenowelę śledziła cała piłkarska (i nie tylko) Polska. Jej kulminacją było oświadczenie, według którego Vanna Ly (który przedstawiał się jako kambodżański członek rodziny królewskiej) dostał zawału w samolocie i przez to nie mógł przelać obiecanej kwoty na klub, aby sfinalizować jego przejęcie.

- Nie wiem, czemu jeszcze nie powstał film na ten temat? Przyjeżdża gość, spotyka się z prezydentem miasta, przejmuje klub. Chyba jesteśmy uratowani? Przez chwilę wyglądało to optymistycznie. Człowiek nawet zaczął się zastanawiać, czy dla niego będzie miejsce! I nagle zawał w samolocie. Nie ma chłopa! A samolot chyba leci do dziś… Niesamowite, że w dzisiejszych czasach coś takiego było możliwe. Myślałem sobie wtedy: "Co tu się dzieje? O co tu chodzi?". – Święta spędziłem u brata i wtedy dowiedzieliśmy się, że nic z tego nie wyjdzie. Że przelew nie poszedł. No hit – opowiada obrońca.

Maciej Sadlok reprezentował barwy Wisły Kraków od 2014 roku. W drużynie "Białej Gwiazdy" rozegrał 231 meczów, w których zdobył siedem goli i zanotował 22 asysty. Jego kontrakt nie został przedłużony i po sezonie odszedł z klubu. Związał się z Ruchem Chorzów, z którego przyszedł do Krakowa osiem lat wcześniej.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.