Faworytem była Arka, ale w czwartkowym półfinale barażów o ekstraklasę kompletnie nie potrafiła tego potwierdzić, przegrała trzeci mecz w tym sezonie z Chrobrym Głogów i zaskakująco szybko pożegnała się z marzeniami o ekstraklasie. Sezon 2022/2023 spędzi znów na zapleczu. Chrobry solidnie zapracował w Gdyni na zwycięstwo, to przecież już wcześniej ogrywał Arkę. I to dwukrotnie: 2:0 w Gdyni i 1:0 w Głogowie.
- Ja brałem udział tylko w tym drugim meczu. Przegraliśmy 0:1 po bramce ze stałego fragmentu. Przez większość spotkania graliśmy lepiej od rywala, natomiast nie możemy do tego wracać. To nie będzie miało żadnego znaczenia - mówił na przedmeczowej konferencji prasowej Ryszard Tarasiewicz, szkoleniowiec Arki.
Nie miał racji. Poprzednie spotkania miały znaczenie, bo pozwoliły Ivanovi Djurdjeviciowi opracować plan neutralizujący atuty gospodarzy. Chrobry dobrze wszedł mecz. Dłużej utrzymywał się przy piłce, zagęszczał środek pola, ale nie silił się na ataki. Czekał na kontrataki i reakcję Arki. A ta nie bardzo potrafiła zareagować. Słabo grał Mateusz Kuzimski, a po Hubercie Adamczyku i Christianie Alemanie było widać, że mają ponadprzeciętne umiejętności, ale co z tego? Skoro nie dawało to nic drużynie. Najlepszą sytuację w pierwszej połowie Arka miała po strzale zza pola karnego, ale Rafał Leszczyński dobrze zbił piłkę do boku. Dobitki nie było, bo Kuzimski był na spalonym.
Zresztą tych spalonych było tyle, że kibice Arki aż łapali się za głowę. - Który to już spalony? - dopytywali. - Jak tak można?! Nikt nie pilnuje linii - wściekali się. A piłkarze Chrobrego w tym czasie realizowali plan nakreślony przez trenera. Tak jakby wiedzieli, że gospodarze prędzej czy później popełnią jakiś błąd. Nie mylili się.
To, co w 41. minucie zrobili Gordan Bunoza i Martin Dobrotka, nie można nazwać inaczej niż katastrofa. Błąd w komunikacji, zderzenie obrońców Arki, a sekundy później gol dla Chrobrego Głogów. Mateusz Bochnak idealnie wyłożył piłkę Dominikowi Pile, a młodzieżowiec, który od nowego sezonu będzie grał w Lechii Gdańsk, wpakował piłkę do pustej bramki. Stadion w Gdyni na chwilę zamilkł, ale po chwili krzyknął: Chcemy awansu, Areczko chcemy awansu!
Druga połowa to dominacja Arki. Więcej podań, więcej jakości, ale znów porażająca bezradność zespołu Ryszarda Tarasiewicza. A Chrobry? Jak czekał w pierwszej połowie, tak czekał w drugiej. I znów miał szanse po kontratakach. Najlepszą zmarnował Dominik Piła, który stanął oko w oko z Kacprem Krzepiszem, ale przegrał pojedynek z bramkarzem Arki. - To jest zespół, który gra o ekstraklasę?! - wrzeszczeli kibice, jeszcze przy wyniku 0:1. Gdy zrobiło się 0:2, a Mikołaj Lebedyński mocny strzałem pokonał Krzepisza, nikt nie miał siły już krzyczeć. Na trybunach było zrezygnowanie i niedowierzanie, że zespół, który tak świetnie punktował wiosną, nie mógł znaleźć sposobu na defensywę Chrobrego.
- Nie możemy zapominać, że w czternastu meczach zdobyliśmy 32 punkty. Pojawią się głosy, że to nie ma żadnego znaczenia, a ja uważam odwrotnie. To ma znaczenie, bo uświadamia zawodnikom, że są w dobrej dyspozycji i nie powinni zadać sobie zbyt wielu pytań przed meczem z Chrobrym - mówił przed meczem Tarasiewicz. I znów się mylił, bo tej pewności na boisku absolutnie nie było widać.
Arka Gdynia po prostu sama wyeliminowała się z walki o ekstraklasę. Była faworytem, ma wyższy budżet, lepszych piłkarzy, ale w czwartkowy wieczór była rażąco nieudolna. A Ivan Djurdjević i jego drużyna kolejny raz udowodnili, że niemożliwe nie istnieje i 65-tysięczny Głogów ma realne szanse na ekstraklasę. W finale zagra na wyjeździe z Koroną Kielce. Znów nie będzie faworytem, ale jak znów zagra tak jak z Arką, nie będzie bez szans.