Piotr Jawny i Marcin Dymkowski przejęli Podbeskidzie po spadku z ekstraklasy. Zastąpili Roberta Kasperczyka na początku sezonu 2021/2022 i na równych prawach prowadzili klub z Bielska-Białej w I lidze. Jawny odpowiadał za ofensywę, Dymkowski za defensywę. Jesienią wydawało się, że ich ofensywny i odważny pomysł na grę pozwoli myśleć Podbeskidziu o szybkim powrocie do elity. Czwarte miejsce po pierwszej części sezonu, 35 strzelonych goli i widowiskowe spotkania dawały nadzieję, że przy odpowiednich wzmocnieniach klub z Bielska-Białej powalczy wiosną o awans. Ale gdy pojawiła się presja, Podbeskidzie Jawnego i Dymkowskiego przestało wygrywać.
- Brak gry w barażach uznałbym za porażkę. Tym bardziej, że trenerzy przekonywali mnie, że jesień nie była szczytem możliwości Podbeskidzia. Że jak spokojnie przepracują jeden okres przygotowawczy i będą mieli do dyspozycji całą kadrę, to nasza gra będzie jeszcze lepsza. Przed pierwszą rundą tak nie było. Zawodnicy dochodzili do nas w rożnych momentach: jedni na początku okresu przygotowawczego, inni już w trakcie sezonu. Teraz trenerzy mieli komfort pracy, dostępnych niemal wszystkich zawodników. Zimowe przygotowania miały scementować zespół, a okazuje się, że gra jesienią - bez pełnego okresu przygotowawczego dla wszystkich zawodników - była zaskakująco dobra, a teraz jest zaskakująco słaba. Dlatego gdyby ktoś przed sezonem zapytał mnie: czy brak barażów będzie porażką? Odpowiedziałbym, że nie. Ale po udanej jesieni, czwartym miejscu na zakończenie 2021 roku i po zimowych wzmocnieniach, brak włączenia się do walki o ekstraklasę byłby porażką - mówił nam pod koniec marca Bogdan Kłys, prezes Podbeskidzia Bielsko-Biała.
I choć matematyczne szanse na grę w barażach wciąż są - na pięć kolejek przed końcem zasadniczej części sezonu Podbeskidzie ma cztery punkty starty do szóstej w tabeli Sandecji Nowy Sącz - to w klubie uznano, że potrzebna jest zmiana. Jawny i Dymkowski próbowali wszystkiego: rzucali piłkarzy po pozycjach, chwalili ich po przegranych meczach, a przełamania serii jedenastu meczów bez zwycięstwa jak nie było, tak nie ma. Czarę goryczy przelała kompromitująca porażka na własnym stadionie ze Stomilem Olsztyn. Bo choć Podbeskidzie dominowało, atakowało, miało przynajmniej kilka idealnych szans na gola, to znów popełniało kompromitujące błędy i przegrało z grającym od 56. minuty w dziesiątkę Stomilem 0:1.
Po spotkaniu Piotr Jawny chwalił piłkarzy, dziękował za walkę, mówił o fatum i o wierze w zespół, ale razem z Marcinem Dymkowskim nie poprowadzi już Podbeskidzia. Nowym trenerem zostanie Mirosław Smyła. 52-letni szkoleniowiec ostatnio prowadził Koronę Kielce, ale od marca 2020 roku pozostawał bez pracy. Wcześniej był szkoleniowcem: Rozwoju Katowice, Zagłębia Sosnowiec, Odry Opole i Wigier Suwałki. Co ciekawe, zgodził się podpisać kontrakt z Podbeskidziem tylko do końca sezonu, czyli na pięć meczów. No chyba, że podniesie zespół z marazmu, wprowadzi do barażów i poprowadzi Podbeskidzie w dwóch kolejnych meczach. To mogłoby mu dać szanse na pracę w Bielsku-Białej również w nowym sezonie. Jeśli nie, Podbeskidzie latem będzie szukać nowego trenera.
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!