Wielki powrót do ekstraklasy? Legenda znów błyszczy. A wszystko zaczęło się od chaosu

Dawid Szymczak
Od gabinetów, przez szatnię, po boisko - latem zmiany w Widzewie Łódź zaszły wszędzie. A nowa drużyna, choć na awans do ekstraklasy dostała od nowego właściciela dwa lata, zaskoczyła od razu. Po 12 meczach ma 29 punktów - 4 więcej niż druga w tabeli Korona Kielce. - Kryzys jeszcze się pojawi - przestrzega jednak klubowa legenda, Tomasz Łapiński.

"Pytań nie mam, jedynie brawa" - napisał jeden z kibiców w odpowiedzi na post, w którym klub zachęcał do zadawania pytań trenerowi. "Chcę tylko podziękować, że zerwał pan z minimalizmem i wreszcie mogę zachwycać się grą drużyny" - dodał kolejny. Sam trener Janusz Niedźwiedź przyznaje, że podobne komentarze słyszy też na ulicy. Trudno się dziwić. Nie dość, że jego zespół wygrywa mecze, to jeszcze robi to w atrakcyjny sposób. - Gra odważnie, z pomysłem - podkreśla Tomasz Łapiński, który jak mało kto rozumie oczekiwania widzewskich fanów. Ich klub jest na dobrej drodze do awansu. I to akurat w sezonie, przed którym nie było wielkich oczekiwań.

Zobacz wideo Kuriozalna zmiana Paulo Sousy. Nikt się tego nie spodziewał

Latem tradycyjna rewolucja. Ale z obietnicą stabilizacji

W ostatnich latach Widzew się miotał: była prezeska Martyna Pajączek potrafiła zwolnić trenera, który nie zdążył nawet poprowadzić meczu, bo przyszła do klubu z gotowym pomysłem, kim go zastąpić. Zresztą, prezesi przed nią i po niej postępowali podobnie - każdy chciał mieć na ławce swojego trenera. A że zazwyczaj ich misje kończyły się zawodem, to z klubu wylatywali parami. W efekcie od 2015 roku żaden prezes i tylko jeden trener przepracowali w klubie pełny sezon. W takich warunkach nie dało się zbudować niczego trwałego.

Tego lata tradycja corocznych gruntownych zmian została podtrzymana. Zaczęło się od wyczekiwanej zmiany właściciela. Tomasz Stamirowski, kibic Widzewa i doświadczony biznesmen, wykupił 79 proc. akcji klubu, co dało gwarancję, że w najbliższych latach najważniejsze decyzje wreszcie będzie podejmowała jedna osoba, a nie dwudziestu członków Stowarzyszenia RTS Widzew, które było poprzednim właścicielem klubu.

Stamirowski zaskoczył tym, że sam nie chciał być prezesem, tylko powołał na to stanowisko Mateusza Drożdża, który przez ostatnie lata kierował Zagłębiem Lubin. Do klubu trafili też Łukasz Stupka, obiecujący dyrektor sportowy, pracujący wcześniej w Bruk-Bet Termalice i Janusz Niedźwiedź, jeden z najbardziej utalentowanych trenerów nowej fali. Oni wszyscy dostali od właściciela zapewnienie, że będą mieli czas, by rosnąć razem z klubem. O ile zmiana właściciela była jak fundament, na którym można było zacząć budować, o tyle Dróżdż, Stupka i Niedźwiedź mają być filarami nowej budowli. Wszystko po to, by w Widzewie wreszcie było stabilnie. - Wszyscy jesteśmy w podobnym wieku, więc łatwiej nam się dogadać. Mamy też podobne podejście do pracy i muszę przyznać, że na razie aż niepokojąco często się ze sobą zgadzamy - uśmiechał się prezes Dróżdż w rozmowie z "Przeglądem Sportowym".

- Niestabilna sytuacja właścicielska miała duży wpływ na wszystko, co działo się w klubie w ostatnich latach. Był bałagan. Teraz wreszcie jest jasny właściciel, który zaczął to wszystko po swojemu układać: od biur po boisko, bo przecież zmienili się dyrektorzy, połowa drużyny i trener. Trzeba było budować niemal od zera, ale po paru miesiącach wygląda to naprawdę dobrze. Pamiętajmy jednak, że całą otoczkę i atmosferę wokół klubu determinują wyniki. Są zwycięstwa, więc wszyscy są znakomici i się nadają. Przy paru porażkach narracja mogłaby być inna - uważa Tomasz Łapiński, były reprezentant Polski i były obrońca Widzewa.

"W Widzewie popularny był żart, że do klubu trafił nie ten Kun, który powinien"

Przez lata w Widzewie niezmienny był tylko entuzjazm kibiców. Cała reszta - jak wizja budowy klubu, kadra, plany - zmieniała się z sezonu na sezon. W ostatnich sześciu latach przez klub przewinęło się blisko 140 piłkarzy! W drodze powrotnej do ekstraklasy Widzew spotkało już niemal wszystko: były awanse osiągane w drugich sezonach na danym szczeblu, ale też wiele wstydliwych porażek i niewytłumaczalnych serii remisów w końcówkach sezonów, po których trzeba było kisić się w danej lidze sezon dłużej. Przy mądrzejszym i spokojniejszym zarządzaniu ten powrót do elity pewnie byłby krótszy. 

Napięcie rosło, choć akurat przed tym sezonem oczekiwania były zdecydowanie mniejsze niż zazwyczaj. Kibice widzieli, jak zmienia się kadra. Odeszli najlepiej opłacani zawodnicy, bo tak częste bujanie się od wizji do wizji było kosztowne. Już poprzednie władze przebąkiwały, że klub może utracić płynność finansową, więc nowy właściciel musiał szukać oszczędności i budować kadrę nieco po kosztach. Jeszcze na kilka tygodni przed rozpoczęciem sezonu nawet wewnątrz klubu pojawiały się wątpliwości co do siły tej kadry. Większość pracowników była zgodna, że zespół jest słabszy niż w poprzednim sezonie. Tymczasem Widzew z dwunastu ligowych meczów wygrał 9, dwa zremisował i tylko jeden przegrał - na wyjeździe z Arką Gdynia, gdy w sześć dni musiał rozegrać trzy spotkania - i jest na dobrej drodze, by awansować do ekstraklasy.

- Przede wszystkim Widzew trafił z wyborem trenera. To było absolutnie kluczowe. W poprzednich latach wydawało się, że przychodzą całkiem nieźli piłkarze, ale później albo nie byli odpowiednio wpasowywani, albo nie trafiali z formą, albo nie potrafili odnaleźć się w drużynie. Grali poniżej oczekiwań, więc z czasem pojawiały się zgrzyty i kłótnie. Tym razem było odwrotnie. Wielu zawodników przerasta oczekiwania, radzi sobie w Widzewie lepiej niż w poprzednich klubach. To zasługa trenera - zauważa Łapiński.

Taki Bartosz Guzdek, najlepszy strzelec, ma 19 lat i w poprzednim sezonie bez większych sukcesów grał w trzeciej lidze. Ruch Chorzów oddał go bez żalu, a kibice Widzewa nawet nie emocjonowali się jego transferem. Tymczasem trener Niedźwiedź dobrze go wpasował do zespołu, dzięki czemu ma już pięć goli. Podobnie jest z innymi zawodnikami, którzy już w klubie byli, ale nie wykorzystywali swojego potencjału. Dominik Kun to dzisiaj inny piłkarz niż w poprzednim sezonie. Zmiana jest tak wyraźna, że można go traktować jak dodatkowy transfer. Ustawiany w środku pola dowodzi zespołem w ofensywie, ma siedem asyst, a jeszcze w poprzednim nie było nawet wiadomo, na jakiej pozycji w ogóle powinien grać. Ponoć w klubie popularny był wtedy dowcip, że do Łodzi trafił nie ten Kun, który powinien. Poprzedni trener oczekiwał bowiem od Dominika takiej gry, do jakiej zdecydowanie bardziej pasowałby jego brat - Patryk, skrzydłowy Rakowa Częstochowa. 

- Widać, że trener mocno wpływa na swoich zawodników i w krótkim czasie dotknął wszystkich aspektów dotyczących budowania drużyny. Nie zaniedbał żadnego, choć na pewno potrzebuje jeszcze czasu, żeby pewne elementy rozwinąć i usystematyzować. Ale podoba mi się, że jego drużyna jest odważna, chce grać dynamicznie do przodu i nie ma jednego sposobu gry. Może się bronić i aktywnie wyprowadzać kontry, ale też atakować pozycyjnie. Dużo zależy od rywala. W każdym meczu piłkarze Widzewa bardzo dobrze biegają. Zostali dobrze przygotowani do sezonu - uważa Łapiński.

Janusz Niedźwiedź to perfekcjonista, nawet kołnierzyki zawodnikom poprawia

Janusz Niedźwiedź miał niecały miesiąc na przygotowanie zespołu do nowego sezonu. Dla trenera, który uchodzi za absolutnego detalistę, to bardzo mało. A Niedźwiedź na szczegółach skupia się tak bardzo, że w Stali Rzeszów, gdy zespół ustawiał się przed sezonem do grupowego zdjęcia, sam przestawiał piłkarzy i wskazywał, kto ma usiąść, na którym miejscu. Na koniec kilku zawodnikom poprawił jeszcze kołnierzyki i dopiero sam uśmiechnął się do aparatu. W Widzewie działa podobnie - dogląda wszystkiego. Efekty jego pracy przyszły błyskawicznie. Najważniejsze wydaje się to, że może polegać na wielu piłkarzach. Widzew ma już szesnastu strzelców goli. W żadnym klubie I ligi odpowiedzialność za zdobywanie bramek nie rozkłada się na tak wielu zawodników.  

- Nie słychać też nic o zgrzytach i konfliktach. Wydaje mi się, że piłkarze dobrze czują się z tym trenerem. Narzuca im wymagania, ale też daje całkiem sporo swobody. Młodzi odgrywają rolę adekwatną do swojego wieku i doświadczenia, dzięki czemu mogą się rozwijać w komfortowych warunkach, co widzimy choćby po Bartoszu Guzdku i Kacprze Karasku. Mają odwagę, nie są sparaliżowani na boisku. Widać, że trener ich nie tłamsi - zwraca uwagę Tomasz Łapiński, który jednak nie ma wątpliwości, że również w tym sezonie w końcu kryzys się pojawi.

- Zobaczymy, jaka wtedy będzie reakcja. Trudniejsze momenty w trakcie sezonu muszą się pojawić. Nie trzeba wiele: dwie kontuzje, jedno zawieszenie, nieudany mecz i mała kłótnia w szatni i nagle sytuacja może się skomplikować - ostrzega Łapiński. - Trudno będzie utrzymać taką formę przez kilka miesięcy, choć oczywiście można robić wszystko, by ten gorszy moment nadszedł jak najpóźniej. I to trener Niedźwiedź robi: ma mocną ławkę, trzyma piłkarzy w gotowości, umiejętnie rotuje i jak na razie trafia ze zmianami - uważa były reprezentant Polski

Przed Widzewem chwila prawdy. Najpierw - w piątek 15 października - mecz z wiceliderem - Koroną Kielce, a następnie derby Łodzi z ŁKS-em, spotkanie z Resovią Rzeszów (12. zespół I ligi), Miedzią Legnica (4.), Podbeskidziem Bielsko-Biała (7.) i Sandecją Nowy Sącz (6.). Jeśli Widzewowi uda się przejść suchą stopą przez tak wymagające mecze, marzenia o awansie nabiorą realnych kształtów.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.