Spotkanie ŁKS-u z Bruk-Betem Termalicą Nieciecza zakończyło się w bardzo kontrowersyjnych okolicznościach. Na stadionie imienia Władysława Króla w Łodzi gospodarze mieli okazję zapewnić sobie udział w barażach do ekstraklasy, a goście walczyli o bezpośredni awans do najwyższej klasy rozgrywkowej.
Do 89. minuty prowadzili łodzianie po dwóch golach Michała Trąbki i trafieniu Mateusza Grzybka dla Bruk-Betu Termaliki. Wtedy sędzia Tomasz Marciniak podyktował jednak kontrowersyjny rzut karny - według niego Kamil Dankowski popchnął zawodnika Termaliki, choć kontakt pomiędzy nimi był bardzo delikatny. Piotr Wlazło zdobył bramkę i utrzymywał się remis 2:2. W ósmej minucie doliczonego czasu gry zdaniem sędziego Marciniaka w polu karnym drużyny z Niecieczy faulowany był Carlos Moros Gracia i drugi raz w spornej sytuacji podyktował jedenastkę. Tym razem gola strzelił Łukasz Sekulski, a arbiter zakończył spotkanie i ŁKS wygrał je 3:2.
Po wszystkim do sędziego ruszyła spora grupa graczy Termaliki mających pretensje co do przebiegu ostatnich minut spotkania i wątpliwości, czy ostatni rzut karny został przyznany słusznie. Do zawodników gości podszedł Carlos Moros Gracia, a kilka sekund później w Hiszpana rozmawiającego z jednym z graczy z Niecieczy z rozpędu uderzył Artem Putiwcew. Gracia upadł na murawę, a w Putiwcewa w podobny sposób, jak on kilka chwil wcześniej w obrońcę ŁKS-u, wpadł inny zawodnik łodzian, Kamil Dankowski. Następnie na boisku sprzeczali, przepychali i odciągali się już niemalże wszyscy członkowie składu i sztabów obu klubów.
Sędzia Tomasz Marciniak tracił kontrolę nad spotkaniem już od około 85. minuty, gdy gra obu drużyn mocno się zaostrzyła, ale na koniec zupełnie nie panował już nad boiskowymi wydarzeniami. Ostro jego reakcje na wydarzenia w polu karnym z 89. i 98. minuty ocenił zawodnik Bruk-Betu Termaliki Nieciecza, Adam Radwański. - Sędzia nie może się tak tłumaczyć, że jak tam jednak nie było karnego, to potem w 95. minucie przyzna karnego dla przeciwnika - stwierdził zawodnik w rozmowie tuż po spotkaniu dla Polsatu Sport.
Emocji nie mógł powstrzymać także trener Mariusz Lewandowski. - Zagraliśmy mecz, którego nie powinniśmy przegrać, ale piłka jest czasami brutalna. Wierzę w ten zespół i że w kolejnym meczu zdobędziemy trzy punkty i będziemy świętować awans do ekstraklasy po tym, jak przez cały sezon byliśmy na szczycie - wskazał szkoleniowiec, po czym podziękował i przedwcześnie wyszedł z pomeczowej konferencji prasowej. Nie zareagował nawet na prośbę o powrót i odpowiedź na jeszcze jedno pytanie.
Sytuacja ŁKS-u po piątkowym meczu jest bardzo dobra: zapewnili sobie grę w barażach o awans do ekstraklasy i od ostatniego meczu z GKS-em Tychy zależy to, jak będą w nich rozstawieni i jaką pozycję zajmą po zakończeniu fazy zasadniczej całego sezonu Fortuna I Ligi.
Za to dla Termaliki porażka z ŁKS-em utrudnia sprawę bezpośredniego awansu na najwyższy poziom rozgrywkowy. Już w sobotę zawodnicy Mariusza Lewandowskiego mogą stracić pozycję lidera rozgrywek na rzecz Radomiaka, a w ostatniej kolejce do zapewnienia sobie awansu potrzebny im będzie remis lub zwycięstwo przeciwko Stomilowi Olsztyn (niedziela, 13 czerwca, godzina 12:40). W przypadku porażki oraz dwóch zwycięstw Radomiaka i GKS-u Tychy w ostatnich spotkaniach jest jeszcze możliwość, że Termalicę czekają baraże.