To był mecz drużyn na dwóch różnych biegunach. Z jednej strony rozczarowująca Miedź, z drugiej napędzone Podbeskidzie, przystępujące do meczu w Legnicy z czterema zwycięstwami z rzędu i aż 14 punktami przewagi nad drużyną Dominika Nowaka. Ale na boisku tej różnicy pomiędzy zespołami z Bielska-Białej i Legnicy nie było widać. To był bardzo wyrównany i prowadzony w niezłym tempie mecz. Raz pod dyktando Podbeskidzia, raz Miedzi.
Drużyna Krzysztofa Brede zaczęła nerwowo. To gospodarze przejęli inicjatywę, atakowali, ale bardzo dobrze bronił Martin Polacek. Słowak już w pierwszej akcji meczu odbił groźny strzał Jakuba Łukowskiego sprzed pola karnego, a później w kapitalny sposób obronił jego uderzenie z rzutu wolnego.
Podbeskidzie przebudziło się po kilkunastu minutach. Znów grę drużyny Krzysztofa Brede w środku pola prowadził Rafał Figiel, ale najgroźniej pod bramką Łukasza Załuski było po indywidualnych akcjach Marko Roginicia, Łukasza Sierpiny, Karola Danielaka, czy po stałych fragmentach gry. Tak jak w 12. minucie, kiedy Figiel świetnie dośrodkował piłkę w pole karne z rzutu rożnego, a Bartosz Jaroch wbił ją do siatki. Sędzia Piotr Urban nie uznał jednak gola, dopatrując się faulu Kornela Osyry. Obrońca Podbeskidzia walczył o piłkę, ale powtórki pokazały, że nie spowodował upadku piłkarzy Miedzi Legnica, którzy po prostu zderzyli się ze sobą.
Kontrowersyjna decyzja sędziego nie podłamała jednak gości. W 34. minucie Karol Danielak przeprowadził indywidualną akcję, zdecydował się na strzał zza pola karnego, a Łukasz Załuska popełnił błąd i wpuścił ten niezbyt mocny, ale precyzyjny strzał do siatki. Lider prowadził, miał mecz pod kontrolą, ale wtedy do akcji znów wkroczył sędzia Urban. Rzut rożny, niegroźna sytuacja i rzut karny dla Miedzi po teatralnym upadku Kacpra Kostorza. Bartosz Jaroch tylko położył rękę na plecach zawodnika wypożyczonego do Miedzi z Legii Warszawa, a Piotr Urban podyktował rzut karny, którego na gola zamienił Marquitos.
Druga połowa to przewaga Podbeskidzia, świetne sytuacje Roginicia i przede wszystkim Sierpiny, który w 59. minucie nie trafił do niemal pustej bramki z kilku metrów. Ale 10 minut później Podbeskidzie popełniło wielki błąd. Martin Polacek próbował go naprawić, wybiegł daleko przed pole karne, ale zagrał piłkę ręką i wyleciał z boiska z czerwoną kartką. - Miałem przed sobą pustą bramkę, a sędzia przerwał grę. Myślę, że powinien zastosować przywilej korzyści - mówił w pomeczowym wywiadzie dla Polsatu Sport Kacper Kostorz. Ta decyzja sędziego podrażniła Miedź, zespół Dominika Nowaka ruszył do huraganowych ataków i dopiął swego w 80. minucie. Josip Soljić zgrał piłkę głową po dośrodkowaniu z rzutu rożnego, a Dmytro Baszłaj wbił ją do własnej bramki i kompletnie zaskoczył Rafała Leszczyńskiego.
Miedź prowadziła, grała z przewagą jednego zawodnika, ale Podbeskidzie pokazało charakter i strzeliło niezwykle ważnego gola w samej końcówce. Dośrodkowanie z rzutu rożnego, fatalne zachowanie obrońców gospodarzy i gol Baszłaja, tym razem do właściwej bramki. - Takie mecze musimy wygrywać - mówił z niedowierzaniem Kacper Kostorz z Miedzi. - Cieszymy się z tego remisu. Pokazaliśmy charakter - podsumował Łukasz Sierpina z Podbeskidzia, które wciąż jest liderem 1. ligi, ale teraz musi czekać na wyniki Warty Poznań i Stali Mielec, które również walczą o bezpośredni awans do Ekstraklasy.
Podbeskidzie Bielsko-Biała ma po 25 meczach 50 punktów i jest liderem. Druga jest Warta Poznań (49 punktów), a trzecia Stal Mielec (45 punktów), ale one swoje mecze 25. kolejki zagrają w sobotę (Warta) i w niedzielę (Stal). Miedź Legnica po meczu z Podbeskidziem ma 36 punktów i zajmuje szóste miejsce - ostatnie, które daje grę w barażach o Ekstraklasę.