Kolejny polski klub na skraju bankructwa. Miał walczyć o awans do ekstraklasy

Piłka nożna schodzi na coraz dalszy plan. Władze walczące z pandemią koronawirusa szukają środków, którymi mogą wesprzeć służby medyczne, a jednym ze źródeł tych środków staje się odcinanie klubów i organizacji sportowych od finansowania przez miasta. Na własnej skórze poczuli to szefowie Radomiaka Radom. Klubu, który - jako kolejny w Polsce - może stanąć na skraju bankructwa.

"Klubowy raport" to cykl autorstwa dziennikarzy Sport.pl dotykający problemów, z którymi przyszło się teraz mierzyć polskim klubom piłkarskim. I tym dużym - z ekstraklasy, i tym mniejszym - z niższych lig. Codziennie o 8 na Sport.pl i Gazeta.pl.

Miał być ambitny projekt, zwycięstwa, transfery i walka o awans do ekstraklasy. Zamiast tego wszystkiego prawdopodobnie będzie walka o przetrwanie – Radomiak Radom to kolejny klub piłkarski, który stanął nad przepaścią w związku z przerwą w rozgrywkach spowodowaną pandemią koronawirusa.

Zobacz wideo Kenneth Zeigbo grał w Legii jedynie rok, a kibice tęsknią do dziś

„Walka z epidemią to priorytet”

Nad przepaścią Radomiak znalazł się dlatego, że miasto odcięło jego finansowanie. W obecnych okolicznościach to oczywiście rzecz, która dziwić nie powinna. W obliczu walki z koronawirusem piłka nożna nie znajduje się wysoko na liście społecznych priorytetów. - Walka z epidemią to dla nas w tym momencie absolutny priorytet. Musimy ściąć wydatki tak, by móc jak najwięcej pieniędzy przeznaczyć na wsparcie szpitala i pogotowia – w oficjalnym komunikacie przyznał prezydent Radomia, Radosław Witkowski.

I dodał, komunikując to, czego szefowie Radomiaka mogli bać się najbardziej: Podjąłem decyzję, że w maju i czerwcu nie będą wypłacane stypendia sportowe dla przedstawicieli gier zespołowych. Dziś musimy zrobić krok w tył, aby móc w przyszłości utrzymać system stypendialny. Dlatego o stypendiach w pierwszym możliwym terminie będę chciał rozmawiać z radnymi i prezesami radomskich klubów sportowych.

Decyzja prezydenta Radomia oznacza – mówiąc wprost – zrzucenie potężnej bomby na kluby sportowe. Największej z nich na Radomiak. Wstrzymanie stypendiów będzie bowiem oznaczać, że w klubowej kasie zabraknie ponad 500 tys. złotych, z czego klub miał opłacić nieco ponad 3/4 pensji zawodników.  Już teraz wiadomo jednak, że na dotychczasowe wypłaty pieniędzy po prostu zabraknie.

Dziura na milion złotych

To jednak nie koniec. Wyrwa w budżecie Radomiaka będzie znacznie większa. Stypendia są przyznawane przez miasto jedynie przez okres trwania roku szkolnego, czyli 10 miesięcy. Na okres wakacyjny są natomiast zatrzymywane. To oznacza, że Radomiak nie otrzyma zastrzyków finansowych od miasta nie przez dwa, a przez cztery miesiące z rzędu. O ile brak dofinansowania w lipcu i sierpniu to rzecz, o której klub wiedział od dawna, o tyle przygotowania do niej nie będą należeć do łatwych, skoro środków zabraknie także w maju i czerwcu. Łącznie budżetowa wyrwa w klubie, który w przyszłym sezonie mieliśmy oglądać w ekstraklasie, wyniesie ponad milion złotych.

A przecież pieniądze, które Radomiak otrzymałby od miasta, i tak nie stanowiłyby 100 proc. pensji zawodników. Dodatkowo, do kosztów utrzymania piłkarzy należy doliczyć jeszcze trenerów, lekarzy, czy pracowników klubowych. Trudno wskazać dokładną kwotę, jaka wyszłaby po zsumowaniu wszystkich kosztów, ale z pewnością jest ona taka, która może zepchnąć klub na dno.

Przypadek Lechii Gdańsk

Władze Radomiaka na razie o żadnych decyzjach nie poinformowały. Kilka godzin po komunikacie prezydenta Radomia spróbowały tylko załagodzić sytuację. Jednak jedyne, co zrobiły, to pokazały dobrą minę do złej, a może nawet fatalnej gry. - W związku z decyzją o wstrzymaniu wypłat stypendiów sportowych dla radomskich klubów, Zarząd RKS Radomiak podchodzi do niej z pełnym zrozumieniem. Zgodnie uznajemy, że podczas panującej pandemii, priorytetem musi być walka z koronawirusem, batalia o zdrowie i życie zakażonych oraz pomoc dla naszego szpitala i pogotowia ratunkowego. Przy okazji wyrażamy nasz podziw oraz ślemy wyrazy podziękowania i solidarności, wszystkim pracownikom ochrony zdrowia i innych służb będących na pierwszej linii walki z zarazą. Radomiak jest z Wami! – napisały władze klubu.

I to, co napisały na początku komunikatu, wydaje się rzeczą normalną. Pudrowaniem podbitego oka jest jednak to, co napisały dalej: „Przypominamy jednocześnie, że rozgrywki Fortuna I Ligi, w której występuje Radomiak, zostały zawieszone, a nie odwołane. Zawieszenie trwa do 26 kwietnia. Nasi zawodnicy prowadzą indywidualne treningi według aktualizowanych na bieżąco zaleceń sztabu szkoleniowego. Ponadto Kluby Fortuna I Ligi, z udziałem Radomiaka, przyjęły wspólne stanowisko rekomendujące czasowe ograniczenie wynagrodzeń o 50% całkowitego uposażenia. Krok ten został podjęty ze względu na wstrzymanie wpływów, wynikające głównie z braku organizacji meczów oraz realizacji zobowiązań wobec sponsorów”.

W drugim fragmencie komunikatu należy podkreślić część o „rekomendacji ograniczenia wynagrodzeń o 50 proc.”. Rekomendacja ligi nie oznacza bowiem automatycznego obniżenia zarobków. Rekomendacja w stosunku do umów piłkarzy nie ma żadnej mocy prawnej, a cięcia mogą być dobrowolne. Oczywiście, jeśli graczom zależy na losach klubu, to na te obniżki się godzą. Zrobili to już m.in. piłkarze lokalnego rywala Radomiaka, Broni Radom, którzy porozumieli się ze swoimi szefami i zgodzili na 50-procentową obniżkę.

Szefowie Radomiaka na podobną sytuację liczyć raczej jednak nie mogą. Wszystko dlatego, że sytuacja w klubie przypomina tę, jaka miejsce ma w Lechii Gdańsk. Zawodnicy nie zgodzą się na cięcia dlatego, że klub już przed kryzysem wywołanym przez pandemię koronawirusa zalegał im z płatnościami. Jak poinformował portal weszlo.com, piłkarze nie otrzymali w całości premii za awans do I ligi oraz części dopłat do stypendiów. Co ważne, sprawa zaległości ma swój początek jeszcze w 2019 roku, co może mieć znaczący wpływ przy ewentualnym procesie przyznawania licencji Radomiakowi na przyszły sezon.

O sytuację finansową i sportową w Radomiaku chcieliśmy zapytać jego pracowników i szefów, ale niestety nie udało się tego zrobić. Kontakt z jednym z trenerów urwał się po wymianie kilku wiadomości i opublikowaniu komunikatu prezydenta Radomia. Prezes klubu, Sławomir Stempniewski, także nie odpowiedział na próbę kontaktu i naszą wiadomość.

Nawet bez rozmów z ludźmi pracującymi w Radomiaku można jednak stwierdzić, że klub stanął nad przepaścią. Można to też stwierdzić, czytając ostatnią część wspomnianego wyżej komunikatu klubu. "Decyzja o braku wypłat stypendiów sportowych sprawia, że nasz Klub pozbawiony został kolejnej, dużej części budżetu. Obecnie ze źródeł finansowania pozostają jedynie środki wykładane przez współwłaścicieli klubu. Dzisiaj Radomiak jest w bardzo trudnej sytuacji, najbliższe miesiące zdecydują, podobnie jak w przypadku innych klubów sportowych, o jego przyszłości. Zarząd będzie o tym rozmawiał z piłkarzami i pracownikami. Mamy nadzieję, że kryzys wywołany pandemią koronawirusa zostanie zażegnany i wszyscy będziemy mogli wrócić do normalnego życia, a nasz klub do rywalizacji na dotychczasowym poziomie rozgrywek. Jednakże mamy świadomość, że dziś sport musi zejść na dalszy plan, bo życie i zdrowie ludzkie są najważniejsze".

Sport rzeczywiście zszedł na dalszy plan, ale właśnie na tym dalszym planie momentami rozgrywają się sceny, które mają największy wpływ na cały scenariusz. Scenariusz, który być może zakłada finansowy upadek kilku klubów. Radomiak może być jednym z nich.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.