Duszan Radolsky nie powie ani słowa o ekstraklasie

- Awans? Nie rozmawiamy o tym w szatni. Jesteśmy ciągle pierowszoligowcem. Od euforii do smutku jest bardzo blisko - opowiada trener Termaliki Bruk-Betu Nieciecza, która jest na ostatniej prostej do historycznego sukcesu.

Pięć kolejek przed końcem pierwsza Termalica ma aż sześć punktów przewagi nad trzecią Pogonią Szczecin i nawet w tym tygodniu mogłaby wywalczyć awans. Do tego potrzebuje m.in. zwycięstwa w środowym meczu z Ruchem w Radzionkowie. W innych meczach Kolejarz Stróże podejmie Wartę Poznań, a Sandecja Nowy Sącz zagra z Flotą w Świnoujściu.

Więcej o I lidze na krakow.sport.pl

Rozmowa z Duszanem Radolsky'm

Tomasz Nowak: Wydawało się, że dużo Pan ryzykuje przychodząc do Termaliki.

Duszan Radolski, trener Termaliki: - Od euforii do smutku jest bardzo blisko. Ale każdy trener musi podejmować ryzyko, a jego brak to najgorszy wynik. Ja nie boję się spaść w przepaść. Myślę, że moja kariera już czegoś dowodzi.

Długo zastanawiał się Pan, czy przyjąć propozycję?

- Otrzymałem profesjonalną ofertę, a po rozmowie z prezesem Witkowskim byłem przekonany co do ambicji klubu. Prezes wyjaśniał mi, jak rok po roku awansowali, pokazywał jak budują kolejne boiska. Niektórzy piłkarze mają kontrakty podpisane do 2015 r.

I po 29. kolejkach Termalika jest liderem rozgrywek. Presja?

- Wystarczy spojrzeć na ekstraklasę, jak w ciągu dwóch kolejek wszystko się zmieniło. A nam pozostało ich jeszcze pięć. Wychodzimy po prostu z założenia, że każde kolejne spotkanie będzie bardzo ważne.

Czy nie uważa Pan, że awans Termaliki do ekstraklasy może jej bardziej zaszkodzić niż przysłużyć?

- Nie skupiamy się na tym, nie rozmawiamy o tym w szatni. Jesteśmy ciągle pierowszoligowcem i czeka nas mecz z Ruchem Radzionków, a później Flotą Świnoujście. Do zdobycia piętnaście punktów.

Jesteś kibicem i jesteś z Krakowa? Musisz zostać fanem Facebooka Kraków - Sport.pl ?

Cisza i spokój służy drużynie? Czy może zawodnikom brakuje miejsca do spotkań?

- Tarnów jest blisko. Gdybyśmy chcieli np. zjeść kolację, to nie ma problemu. Najważniejsze, że tutaj po meczu na zawodników czekają żony i dzieci. Bardzo mi się podoba, że ich tak krótko trzymają (śmiech).

Jaki był największy Pana sukces do tej pory?

- Zawsze patrzy się na to, co jest na samej górze. Ale ja pamiętam, jak utrzymałem Hradec Kralove [liga czeska - przyp. red.]. Po 17. kolejkach miał dziewięć punktów, ale udało mi się z tym zespołem obronić przed spadkiem. Sukcesami są też dla mnie występy w europejskich pucharach, bo wprowadziłem do nich osiem drużyn. Może wyglądać to tak, że się chwalę, ale przez 20 lat już coś osiągnąłem.

Prowadził Pan już kilka drużyn w Polsce, ale czy interesowały się Panem czołowe kluby ekstraklasy?

- Nie. Ucieszyłbym się gdybym dostał propozycje, byłby to dla mnie sukces. Nie jestem najlepszym trenerem na Słowacji, ale lepszego szkoleniowca dla polskiej piłki na Słowacji nie znajdziecie (śmiech). Mówiąc poważnie, to docierały do mnie plotki o ofertach, ale nigdy ich nie dostałem.

W trzech klubach zatrudniali Pana prezesi z charakterem. Jak porównałby Pan prezesa Józefa Wojciechowskiego, Zbigniewa Drzymałę i Witkowskiego?

- Właściciel Polonii Warszawa pokazał całej Polsce jak odbiera piłkę. Nie ma co komentować. A co do prezesów Drzymały i Witkowskiego to są to ludzie honoru. Jeśli coś powiedzą, to tak jest.

Ma Pan żal do Wojciechowskiego?

- Nie. To jest jego filozofia, nie zmienimy go. Z drugiej strony mam żal do osób którzy oceniają mnie pod względem trenowania Polonii. Gdy prowadziłem drużynę, to był jeden z najtrudniejszych okresów w warszawskim klubie. Wojciechowski był wtedy bardzo zdenerwowany.

Odcina się Pan od Polonii. Ale poniósł Pan większą porażkę w karierze?

- Trzy razy byłem w finałowym castingu na selekcjonera reprezentacji Słowacji. Marzeniem każdego trener a jest prowadzenie kadry swojego kraju. Na ostatnich mistrzostwach Europy w Austrii 75 proc. selekcjonerów skończyło 60 lat. Podobnie jak ja teraz (śmiech).

Miasto stadion remontuje, Hutnik protestuje. "Rugowanie klubu?"

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.