Żurawski: Na mundialu też będę w formie

Zdobyłem mistrzostwo i Puchar Ligi. Teraz najważniejszy jest mundial, a jesienią Liga Mistrzów. W barwach Celticu, bo nie sądzę, by Szkoci mnie sprzedali. Musiałby się zgłosić klub z wielkimi pieniędzmi

Mistrzostwo Szkocji i co dalej?

Po pięciu tytułach mistrza Polski z Wisłą Kraków Maciej Żurawski i jego Celtic Glasgow - z Arturem Borucem w bramce - najlepszy w lidze szkockiej. Po środowym zwycięstwie nad Hearts 1:0 ma aż 20 punktów przewagi nad wiceliderem.

Robert Błoński: Mistrzostwo Szkocji smakuje inaczej niż tytuł zdobyty w Polsce?

Maciej Żurawski: Do wygrywania polskiej ligi się przyzwyczaiłem. W zachodnim klubie gra się trudniej. Trudniej zdobywa gole, walka jest twardsza, zawodnicy mają mniej miejsca i czasu. Gdy ktoś spojrzy na tabelę, powie, że przejechaliśmy się po rywalach jak walec, i było nam w tym sezonie lekko, łatwo i przyjemnie. Ale w każdym meczu musieliśmy grać na maksa, choć zdarzały nam się wpadki - jak porażka 0:1 u siebie z outseiderem, Dunfermline.

Do końca sezonu jeszcze sześć kolejek... Wszystkie mecze Celtic potraktuje poważnie, czy będą zmiany w składzie?

- Nie wiem, czy menedżer Gordon Strachan da szansę tym, którzy grali mniej. Nie wyobrażam sobie jednak, bym z sześciu ostatnich meczów w pięciu nie zagrał. Może trener odpuści mi jedno spotkanie...

Jaka jest pozycja w zespole Artura Boruca?

- Mocna. Mimo jakichś tam wpadek Gordon Strachan stawia na niego, bo Artur broni pewnie. Może jednak teraz da szansę Marshallowi? Nie wiem...

Feta po meczu z Hearts była wielka?

- Podziękowaliśmy kibicom, w szatni polał się szampan. I to szerokim strumieniem, nieźle nabałaganiliśmy. Ale prawdziwe świętowanie dopiero przed nami, w końcu tytuł mistrzowski zdobywa się raz w roku.

Pana wkład mimo kontuzji był ogromny...

- Po ponaddwuipółmiesięcznej przerwie miałem znakomity powrót do zespołu. Strzeliłem 18 goli, z tego 14 w lidze, dołożyłem parę asyst. I mam nadzieję, że to nie koniec w tym sezonie.

Jeszcze dwa gole i będzie Pan skuteczniejszy niż Henrik Larsson w pierwszym sezonie w Celticu? Szwed zdobył 19 goli, Pan ma już 18.

- Wiem. I wiem, że w drugim roku gry może być trudniej strzelić więcej goli niż Szwed [38 bramek w 47 meczach - rb]. Ale nie chcę być do niego porównywany, choć również gram z numerem 7. Robię swoje.

Celtic to dla Pana chwilowy przystanek w karierze?

- Za wcześnie o tym mówić. Ale pierwszy, fajny krok zrobiłem. Zdobyliśmy mistrzostwo i Puchar Ligi Szkockiej. Teraz najważniejszy jest mundial, a jesienią Liga Mistrzów.

W biało-zielonej koszulce Celticu?

- Raczej tak. Nie sądzę, by Szkoci mnie sprzedali. Nie mam w kontrakcie klauzuli z kwotą odstępnego, więc odejść mi będzie trudno. Musiałby się zgłosić wielki klub i dać wielkie pieniądze.

Nie martwi Pana, że na dwa miesiące przed mistrzostwami świata wielu kolegów z kadry nie gra w klubach?

- Ciężko jest wtedy być w optymalnej formie. Martwi to mnie, martwi trenera, ale nikomu - choć chciałbym - nie potrafię pomóc w złapaniu formy. Pozostaje tylko liczyć, że w czerwcu będą przygotowani, jak należy.

Wystarczy kilkunastodniowe zgrupowanie w maju?

- Będą jeszcze dwa mecze w oficjalnych terminach [30 maja z Kolumbią w Chorzowie i 2 czerwca z Chorwacją w Wolfsburgu - rb], i to powinno wystarczyć. Wolę myśleć, że koledzy dadzą radę się przygotować, niż żyć świadomością, że nie zdążą.

A Pan utrzyma wysoką formę do czerwca?

- Nie myślę w kategoriach: "teraz jestem w formie, to za dwa miesiące nie będę, albo teraz nie jestem, to za jakiś czas ona przyjdzie". Wiem, co mam robić, żeby nie stracić dyspozycji.

Jest szansa, że 2 maja zagra Pan w Bełchatowie z Litwą?

- Gdyby była taka możliwość, chętnie bym przyjechał. Ale nie sądzę, by puszczono mnie na mecz rozgrywany nie w terminie FIFA. Po październikowym meczu z Anglią w Manchesterze wróciłem do Glasgow z kontuzją. Leczyłem się bardzo długo. Od tamtej pory w klubie jakoś nie są przychylni moim wyjazdom na spotkania kadry.