Szefowie klubów ligi francuskiej przeżyli szok. W tym tygodniu mieli dostać pieniądze z kolejnej raty od DAZN – platformy streamingowej, która wygrała przetarg na pokazywanie meczów Ligue 1. Ale nadawca przelał tylko połowę ustalonej kwoty: 70 mln euro. Co więcej, zażądał renegocjacji umowy, która według francuskich klubów i tak jest bardzo niska.
Kłopoty ligi francuskiej ciągną się nie od dziś. Zaczęły się jeszcze w 2021 roku, gdy firma Mediapro zgodziła się zapłacić za transmisję 814 mln euro za sezon i po kilku miesiącach zbankrutowała. Od tamtej pory kwoty, którą nadawcy płacą za Ligue 1 maleją z każdą nową umową. Choć kluby chciały miliard euro za sezon, to w ramach obowiązujących obecnie umów dostają zaledwie połowę tej kwoty.
Teraz okazuje się, że i to jest za dużo dla DAZN, który pokrywa lwią część kwoty za dziewięć transmisji w kolejce (400 mln euro za rok). Platforma streamingowa wyliczyła, że liczba abonentów, którzy będą chcieli oglądać Ligue 1, osiągnie półtora miliona. Tymczasem po połowie sezonu ta liczba jest o 1,1 mln niższa. Za oglądanie Ligue 1 płaci zaledwie 400 tys. użytkowników.
DAZN postanowił więc nie płacić całej kwoty, którą był zobowiązany uiścić w tym tygodniu. Jego zdaniem winę za niską liczbę widzów ponosi liga, która nie robi nic, by walczyć z internetowym piractwem we Francji, a po drugie - nie promuje transmisji DAZN i nie dostarcza atrakcyjnych treści.
Kluby odpowiadają, że DAZN sam jest sobie winien, bo jakość transmisji jest niska, a sam nadawca przestrzelił z ceną za pakiety. Tu jednak warto zaznaczyć, że Francuzi mogą oglądać swoją ligę za 360 euro rocznie. To mniej więcej tyle samo, ile płaci statystyczny kibic niemiecki za Bundesligę, mniej niż wydają Hiszpanie na La Ligę i prawie dwa razy mniej niż Brytyjczycy opłacający abonamenty na Premier League.
Według ujawnionych przez prasę informacji na kluby Ligue 1 padł blady strach. W umowie DAZN zagwarantował sobie, że jeśli liczba abonentów nie osiągnie 1,5 mln, to może rozwiązać umowę już po roku. A miała ona trwać cztery sezony.
W środę odbyło się walne zgromadzenie dyrektorów klubów. Postanowili oni, że podejmą bardzo radykalne kroki wobec DAZN. Skierowali do sądu gospodarczego w Paryżu pozew, w którym żądają wydania natychmiastowego nakazu zapłaty całej raty, którą platforma jest winna lidze oraz nakaz wykonania wszystkich zobowiązań umowy.
W wydanym oświadczeniu dyrektorzy klubów stwierdzili, że liga "zamierza stanowczo bronić interesów francuskich klubów zawodowych, mając jednocześnie nadzieję na polubowne zakończenie sporu, który, jak ma nadzieję, będzie tymczasowy".
Zdaniem analityka rynku sportowych praw telewizyjnych cytowanego przez serwis The Athletic liga francuska znajduje się w podbramkowej sytuacji i nie wygląda na to, żeby mogła coś utargować w tym sporze. "Nigdy nie sądziłem, że DAZN przyjmie tak agresywne stanowisko tak szybko" - powiedział Pierre Maes. "Wygląda na to, że chęć obniżenia kosztów na poziomie grupy doprowadziła ich do podjęcia ekstremalnych i pilnych działań we Francji. Nie sądzę jednak, aby liga francuska była w stanie lub chciała zaakceptować renegocjacje - będą domagać się zapłaty od DAZN. A jeśli platforma nie zapłaci, LFP nie będzie miało innego wyjścia, jak rozwiązać umowę".
Tu warto dodać, że DAZN, choć to platforma globalna i nazywana jest sportowym Netfliksem, właściwie cały czas działa na minusie. W ostatnim raportowanym roku (2023) spółka zanotowała 1,2 miliarda funtów straty. Jej większościowy udziałowiec, urodzony w dawnym ZSRS Len Blavatnik, musiał wpompować w nią kolejne 665 mln funtów. Od momentu założenia DAZN miliarder musiał systematycznie dofinansowywać platformę kolejnymi transzami gotówki. W sumie kosztowało go to już 5,3 miliarda.
Zdaniem The Athletic upadek umowy telewizyjnej może mieć dla ligi katastrofalne skutki, bo zagrozi istnieniu wielu z klubów. Francuski regulator finansowy DNCG oszacował, że francuskie drużyny odnotują w tym roku skumulowaną stratę na poziomie 1,2 miliarda euro. Dla wielu klubów wpływy z tytułu transmisji telewizyjnych to nawet 50 procent przychodów.
W Ligue 1 występuje obecnie tylko dwóch Polaków. Radosław Majecki jest bramkarzem w Monaco, a Marcin Bułka strzeże bramki w Nice. Do niedawna był jeszcze trzeci: Przemysław Frankowski, ale do końca sezonu został wypożyczony z RC Lens do Galatasaray Stambuł. Turecki klub zagwarantował sobie w umowie prawo do wykupienia Polaka.
Frankowski to 41-krotny reprezentant Polski i uczestnik ostatnich mistrzostw Europy. Do RC Lens trafił latem 2021 roku. Dotychczas zagrał 141 meczów, zdobył 20 goli i miał 14 asyst. W tym sezonie jego bilans to: 21 spotkań, pięć bramek i dwie asysty. Jego kontrakt z francuskim zespołem obowiązuje do czerwca 2028 roku.