Maciej Żurawski: Gol strzelony Rangersom to na pewno coś więcej niż w innych spotkaniach ligi szkockiej. Sprawił mi satysfakcję, zwłaszcza że dał nam zwycięstwo. Ale nie powiem, że moje marzenia się spełniły. Myślę o bramkach na mundialu w Niemczech albo w Lidze Mistrzów. Wierzę, że kilka ważniejszych goli niż ten z Rangersami wciąż przede mną.
- Nie ma w tym nic dziwnego. Wtedy dopiero zaczynałem grę w Celticu, wszedłem z ławki, przegrywaliśmy i niewiele mogłem zrobić. Nikt mnie nie znał, nie wiedział, jak ze mną grać. Teraz jestem już pełnoprawnym graczem, poznałem i zrozumiałem partnerów, a oni poznali mnie. Dlatego tych dwóch meczów w ogóle nie da się porównać.
- Nie ma. Teraz jestem rzecz jasna poobijany, ale po meczu z Rangersami nie można nie być, bo to by znaczyło, że nie grałem, ale się przyglądałem grze.
- Poprzeczkę trzeba sobie stawiać wysoko. Nie narzekam na formę, ale zawsze może być jeszcze lepiej. Myślę, że nawet dużo lepiej.
- Charyzmę i doświadczenie. Potrafi uspokoić grę, gdy trzeba, a także kiedy trzeba zmobilizować wszystkich do walki. Zawsze był w tym dobry.
- Wszyscy sobie dziękowaliśmy, nikt nie był wyróżniany, bo przecież wygrywa i przegrywa drużyna, a nie Żurawski czy ktokolwiek inny.
- Nasi defensorzy chcieli zostawić ich na spalonym, ale pułapka się nie udała. Na szczęście Artur spisał się na medal olimpijski. I dzięki niemu mój gol pozostał jedynym w derbach Glasgow. To było polskie zwycięstwo.
- Mam nawet więcej zadań defensywnych niż w Krakowie. A poza tym w Szkocji gra jest szybsza, jest mniej miejsca i czasu na zagranie. Jakoś się jednak dostosowałem.
- Najlepiej by było, gdybyśmy mistrzami Szkocji poczuli się wtedy, gdy nimi będziemy. I ani chwili wcześniej. Ja tak do tego podchodzę, nawet gdy przewaga w tabeli jest wielka. Nie można się rozluźniać, kiedy idzie dobrze, bo kiedy przegapi się taki moment, to dopiero potem może być ciężko.