Dziesięć mistrzostw Francji - tylu tytułów w gablocie do niedawna nie miało ani PSG, ani Olympique Marsylia. Paryżanie dopiero w tym sezonie zrównali się w tym zestawieniu z AS Saint-Etienne, ale w wielu kategoriach Paryż wciąż jest w tyle. "Les Verts", czyli "Zieloni" nadal są liderami jeśli chodzi o zdobyte dublety (mistrzostwo i puchar kraju w jednym roku). Przewodzą w kategorii największej liczby wygranych u siebie meczów w sezonie i największej liczbie zdobytych punktów. Na wyjeździe w jednym roku nikt nie strzelił więcej goli niż oni, i nie stracił mniej bramek na własnym terenie. ASSE są też jedną z trzech ekip, która ma najwięcej sezonów spędzonych w Ligue 1 (oprócz Marsylii i Bordeaux).
Ta ostatnia statystyka może zacząć zmieniać się na niekorzyść, bo ekipa ze Stade Geoffroy-Guichard nie ma już szans na bezpieczne miejsce w lidze. Jeśli przegra najbliższy mecz, to spadnie do drugiej ligi. Jeśli wygra, może zapewnić sobie baraże o utrzymanie. Jest jednak zależna od wielkiego rywala, PSG, które zagra w Metz. Słowem: sytuacja ASSE jest zła, a może być tragiczna.
Od pucharów po degradację?
To spory wstrząs. Przez ostatnią dekadę klub walczył raczej o europejskie puchary i tylko raz był blisko strefy spadkowej. W sezonie 2018/19 St. Etienne walczył w Lidze Europy i trudno było przypuszczać, że w kolejnym roku będzie bił się o utrzymanie. Zmagania zakończył wtedy tuż nad strefą spadkową, a w kolejnym sezonie był 11. Choć nad drużyną piętrzyły się problemy, nikt nie dopuszczał myśli, że "Les Verts" będą musieli drżeć o ekstraklasowy byt. Sytuacja przypomina trochę tę krakowskiej Wisły.
Jeśli pod Wawelem mogą narzekać, że czasem głupio stracili punkty, czy mieli pecha, to nad Loarą scenariusz jest niemal bliźniaczy. Kibice pewnie wracają choćby do wrześniowego meczu z Bordeaux. W końcówce piłka po zamieszaniu w polu karnym leciała w światło bramki rywala i stanęła, bo po ulewie na boisku zalegały kałuże. Największa była tam, gdzie zwykle stoi bramkarz. Goście piłkę wybili i opuszczali stadion z wygraną 2:1. Ten dodatkowy punkt teraz mógłby oznaczać, że St. Etienne nie musiałoby się oglądać na to, co w swym ostatnim meczu zrobi Metz.
Patrząc z szerzej perspektywy, sportowy zjazd drużyny nie jest jedynie wynikiem pecha i wielkiej kałuży. W ostatnich miesiącach wokół ASSE było sporo zawirowań, również tych strukturalnych. Najpierw kibice przyglądali się sporom między zarządzającymi klubem Rolandem Romeyerem i Bernardem Caiazzo, którzy przez kilka lat na próżno próbowali sprzedać St. Etienne. Proces sprzedaży i wyczekująca postawa akcjonariuszy doprowadziła do niedoinwestowania i problemów ekonomicznych. Te powiększyły się jeszcze przez pandemię, a gwoździem do trumny było wycofanie z rynku jednego z nadawców i ogromna dziura budżetowa z praw do transmisji.
Te czynniki sprawiły, że coraz trudniejsze stało się utrzymanie sportowego poziomu pierwszej drużyny, która w obecnym sezonie składała się głównie z młodych piłkarzy. Bardziej niż wynik długofalowej strategii, odpowiedzialnego wprowadzania do drużyny młodych, była to konieczność chwili.
St. Etienne miało w tym sezonie piątą najmłodszą drużynę Ligue 1, choć latami było na drugim biegunie zestawienia. Zresztą w tym sezonie "Les Verts" pobili rekord w liczbie graczy, którzy wystąpili w lidze. Było ich niemal czterdziestu. To też nie wpływało na zgranie drużyny i sprawiało wrażenie chaosu.
Z jednej strony odejście od starzejących się, dobrze znanych nazwisk, takich jak Mathieu Debuchy i Yohan Cabaye, stało się okazją dla młodych. Wielu z nich szansę zresztą wykorzystało. 23-letni kapitan Mahdi Camara to pomocnik, który wkrótce może być bohaterem zagranicznego transferu. Ostatnio było jednak o nim głośniej, bo złamał nos koledze z drużyny rezerw i został na chwilę odsunięty od pierwszej drużyny. Błysnął też defensywny pomocnik Yvan Neyou, który w poprzednim roku zadebiutował w reprezentacji Kamerunu. W środku pola często grali środkowy obrońca 18-letni Saidou Sow i potężny defensywny pomocnik 19-letni Lucas Gourna-Douath i też ich nazwiska pojawiły się w zeszytach kilku skautów i menedżerów. Tyle że romantyczna historia młodych talentów w St.Etienne kończy się na liczbach. Drużyna jest drugą, która straciła w lidze najwięcej goli i pierwszą, która przegrała najwięcej meczów.
Pożar pod stadionem i zaproszenie na cmentarz
Smutny obraz ostatnich tygodni uzupełniają jeszcze wydarzenia wokół klubu. Kibice przy kilku treningach banerami i hasłami dali wyraz tego, co myślą o piłkarzach. Po ostatnim ligowym meczu chuligani obrzucili klubowy parking racami i petardami, w wyniku czego doszło do pożaru. Ten mecz "Les Verts" i tak grali przy pustych trybunach z powodu złego zachowania fanów i pirotechniki na wcześniejszych meczach. Ograniczona liczba kibiców ma być też na najbliższych spotkaniach drużyny.
Po ostatnim meczu oberwało się też właścicielowi klubu. Na murach jego domu ktoś napisał farbą "Przejdź przez drogę", co jest jednoznaczną iluzją do wysłania go na cmentarz. Dom Romeyera od cmentarza dzieli jedna ulica.
Co teraz stanie się z ASSE? Dotychczasowi potencjalni kupcy albo się wycofywali, albo nie dogadywali z właścicielami. To dlatego nie uzyskano porozumienia z kambodżańskim księciem Norodomem Ravichakiem i francuskim biznesmenem Olivierem Markarianem. Według najnowszych informacji angielskich mediów francuską ekipą poważnie zainteresowany jest współwłaściciel Crystal Palace David Blitzer.
Amerykański miliarder był ostatnio zamieszany w nieudaną ofertę kupna Chelsea, ale w świecie sportu jest dobrze znany. Oprócz Crystal Palace biznesem jest współwłaścicielem lub właścicielem takich klubów jak: FC Augsburg (Niemcy), Ado Den Haag (Holandia i Waasland-Beveren (Belgia). Oprócz tego Blitzer jest także partnerem w Harris Blitzer Sports Entertainment, która jest właścicielem udziałów w Pittsburgh Steelers, Philadelphia 76ers, drużynie hokejowej New Jersey Devils.
Drugim utytułowanym klubem w Ligue 1, który ma tylko iluzoryczne szanse na utrzymanie, jest Girondins Bordeaux. Ostateczne rozstrzygnięcia we Francji w sobotę przed północą.